środa, 13 kwietnia 2016

Dzisiejszy dzień 13 kwietnia przed wielu ,wielu laty.Dlaczego go wspominam?

Dlaczego w tym dniu tak chętnie wracam do wspomnień ? Po pierwsze bo jestem już w takim wieku ,ze pamięć "wsteczną" mam uruchomioną na stałe. Po drugie bo lubię a po trzecie uważam ,że miałam ciekawe życie i winnam się swoimi wspomnieniami dzielić.I mam nadzieję ,że  kogoś tym zainteresuję i przeczyta. Przed  pół wieku z okładem urodził się w małym miasteczku górniczym Rydułtowy mój wspaniały syn..Ja jego matka jeszcze nie miałam 20 lat. Wyszłam za mąż za młodego oficera Wojsk Lotniczych i razem z nim wyjechałam do "leśnego garnizonu" gdzie pełnił służbę.Kiedy okazało się,że jestem w ciąży bardzo się martwiłam. Moje zdrowie od początku ciąży bardzo się pogorszyło .Ciąża była  zagrożona.Zaraz na początku ujawniło się zatrucie ciażowe i niewydolność nerek. A,że był to rok 1958 kiedy nie było żadnego usg ani ktt tylko trąbka i ucho lekarza. Po swietach Bożego Narodzenia w roku 1958 kiedy dostałam wysokiej temperatury zostałam odwieziona saniami do szpitala w Opatowie Kieleckim.Bardzo mnie wtedy zasmucił starszy pan doktór ktory powiedział mi,że to będzie cud jak uda się ta ciążę utrzymać. Pamiętam dobrze tego starszego pana doktora ktory studia medyczne konczył we Lwowie. Nazywał się dr.Ornatkiewicz i miał asystenta dr.Ołubca.Cudowni lekarze kiedy wystąpiłyjuż bóle zapanowali nad sytuacją.Rzucawka ustąpiła i udało się uratować moje dziecko.Leżalam w tym małym szpitalu prawie dwa miesiące.Wreszcie mogłam zacząc jeść i poczułam się lepiej.PoPostanowiliśmy ,że pojadę do mojej mamy i tam urodzę swoje dziecko. W szpitalu w Rydułtowach pracowała wtedy jako położna moja szkolna kolezanka a lekarzem był  też mój dobry znajomy brat kogoś z dalszej rodziny. Cały poród był książkowo patologiczny.Lącznie z koniecznoscią reanimacji dziecka.Jak to wtedy wyglądało ano: za nóżki i woda ciepla zimna i klaps i się udało . Po kilku minutach  usłyszeliśmy płacz mego synka.Co to była za radość.Siostra zakonna Palotynka szczerze się popłakała i póżniej mi opowiadała ,że bardzo się bała.Ale się goraco modliła i pomogło.Teraz kiedy słyszę pod jaką opieką sa młode mamy i dzieci to sobie myślę,że mają wielkie szczęscie ,że żyją w innym czasie.Czy to ,że my tak wiele i ciężko przeżyliśmy w życiu było dla nas dobre? Czy nam cos dało czy może zabrało to ze bylo nam tak cieżko?Nie wiem osądzcie sami.Ja wiem ,że kazdy na swój sposób przeżywa swoje życie.Moj syn wyrosł na wspanialego faceta .Dobrego człowieka i dzisiaj może to ja i mój maż powinniśmy wypic lampkę szampana aby uczcic ten dzien jego urodzin.Przepraszam za moje wynurzenia,tak jakos musiałam wyrzucić z siebie te wspomnienia.Bo ja miałam wtedy 20 lat.I kiedy słyszę o tych młodych mamach po 30 -ce i 40 ce które narzekaja ,ze tak trudno jest teraz rodzić dzieci to zwyczajnie jest mi smutno.Mam nowy komputer i o dziwo mogę pięknie się logować aby pisać posty.Jeste szcześliwa.Pozdrawiam wszystkich.Bądzcie dla siebie dobrzy na wiosnę..... napisała Hala cdn.

1 komentarz:

~Malina_M pisze...

jakie ciekawe wspomnienia Halinko, rąbka tajemnicy uchyliłaś ... cieszę się bo to zbliża ludzi. wiesz masz rację, teraz zupełnie inne postrzeganie jest wszystkich spraw, tamto nasze pokolenie , powojenne, jeszcze wojną żyło, jeszcze się cieszyło okruszkami, dzisiaj bułka należy się z zasady i już. ludzie nie doceniają tego, co mają, rodzenie dzieci wtedy i teraz to dwa różne światy ale paradoksalnie wtedy rodziło się o wiele więcej dzieci .... zawsze jest też coś za coś ... wtedy modlitwa , dzisiaj procedury , a za procedurami często nie człowiek a automat albo pustka. wiesz - przypomniał mi się Niesioł i jego powiedzenie, że prawdziwy głód to był wtedy gdy jadło się szczaw i mirabelki. nie rozumiem oburzenia mediów. człowiek, który prawdziwego głodu zaznał wie co to jest, prosi drugiego o pomoc a drugi nie może, bo sam nie ma .... Dzisiaj pojęcia się zdewaluowały, każdy szasta nimi w prawo i w lewo to i znaczenia się zacierają ...