sobota, 31 marca 2012

Znajomi z Warszawy...........

Wczoraj przeczytalam na Facebooku ,ze zmarla Pani grajaca pielegniarke w serialu "Na dobre i na zle".Pani ta pracowala na recepcji szpitala w Lesnej Gorze.Nie byla to zawodowa aktorka,pracowala dlugie lata w pogotowiu ratunkowym na ul.Hozej i tam ja ja poznalam wiele lat temu.Byla wtedy bardzo ladna wiecznie rozesmiana dziewczyna.Kiedys przed laty pomogla mi w bardzo trudnej sprawie.Nie bede opisywala szczegolow .Ale pamiec o niej bedzie w moim sercu zawsze.Miala dopiero 58 lat .Dlugie lata walczyla z nowotworem ktory,niestety zwyciezyl

Kiedy przed 40-latach z okladem przyjechalam do Warszawy,bardzo tesknilam za Sandomierzem w ktorym przedtem mieszkalam.Bylo mi smutno.Pisalam rozpaczliwe listy do moich przyjaciol z Sandomierza.Co rano kiedy szlam do sklepu na zakupy przezywalam,trudne chwile.Nikt mi sie nie klanial,nie usmiechal do mnie,nie pytal o zdrowie i jak mi leci.Byla zima 1970 roku ludzie opatuleni,biegli szybko przed siebie,wszyscy zabiegani nie zwracajacy na nikogo uwagi......Z kazdym dniem sytuacja stawala sie dla mnie trudniejsza.Maz wyjechal na dluzszy czas na kurs a,ja sama w tym wielkim miescie.Postanowilam jednak sie zmierzyc z tym problemem.Pierwsze polrocze to bylo poznawanie miasta.W czerwcu postanowilam pojsc do pracy na 1/2 etatu.Byla to praca rejestratorki w poradni dermatologicznej w Srodmiesciu Warszawy .Ja mieszkalam na Mokotowie wiec dojazd bardzo dobry tramwajem.Jakich ja tam fantastycznych ludzi poznalam!!.Tak sie zlozylo ,ze trafilam na Zespol ludzi o ktorych mozna marzyc.Lekarze odnoszacy sie z wielkim szacunkiem i atencja do kolezanki /stojacej badz co badz nizej w hierarchi zawodowej/.Jeden z nich szczegolnie utkwil w mojej pamieci.Pan doktor S.Warszawiak z dziada pradziada,mial szczegolna milosc do swego miasta i staral sie z wszystkich,sil ta milosc w kazdym pobudzac.Ilez to razy jego malym trabancikiem,urywalismy sie po pracy na lotnisko Okecie,aby sie pogapic na samoloty.Lubil opowiadac o Warszawie ,znal wszystkie ciekawe miejsca a,ze byl juz starszym panem by madrym czlowiekiem.Musze wspomniec tez o swej pierwszej pani kierownik -pani dr,W.byla to osoba o wielkim poczuciu humoru ktorym rozladowywala wszystkie konflikty.Sama miala bardzo trudne zycie osobiste -zostala wdowa w mlodym wieku.Ale zawsze kierowala sie taka dewiza .Jesli pracownik ma dobrze ulozone stosunki w pracy z domem i zyciem prywatnym to bedzie dobrze pracowal.Pan doktor P.mlody dobry lekarz wspanialy kolega.Jako ,ze nie byl jeszcze obciazony rodzina,czesto zwalnial wczesniej swoje kolezanki do domu,sam przejmujac ich czesc obowiazkow.Kiedy nie bylo pacjentow,relaksowal sie robota na drutach.Robil dlugi szal.Ale chyba nigdy go nie skonczyl.Bylam taka szczesliwa poznalam tylu fajnych ludzi.Warszawa pomalu wkradala sie w moje serce.Poniewaz moja pani kierownik podpisala kontrakt na wyjazd jako lekarz do Maroka ,polecila mnie swojej kolezance  do Przychodni Rejonowej.I tam rozpoczelam prace na caly etat.Przychodnia byla przy Pl.Zbawiciela.W okolicy przychodni mieszkalo wiele slawnych ludzi-znanych artystow roznych scen.Byla to ich przychodnia ,tutaj sie leczyli.Poznalam wtedy prywatnie wiele aktorek i aktorow.Zobaczylam,ze sa to zupelnie normalni ludzie.Dlugo moglabym wymieniac ,kogo wtedy poznalam osobiscie.Duzo z nich juz odeszlo do lepszego swiata,ale wszystkich mam w swojej wdziecznej pamieci.To byly dla mnie wspaniale lata.Lubilam swoja prace.Pomagalam ludziom.Zespol z ktorym pracowalam w przychodni bardzo sie lubil.Nie bylo nam trzeba zadnych"wyjazdow integracyjnych" My razem maszerowalismy w pochodzie 1-szo majowym a potem szlismy cala gromada na lody "Do Wlocha".Kto zna troche Warszawe to wie co to bylo za kultowe miejsce.A Hortex na rogu Pieknej i Marszalkowskiej to tez bylo miejsce integracyjne-kultowe.Nasi lekarze bardzo nam ufali ,wiedzieli ,ze my personel pomocniczy jestesmy im bardzo pomocni.Jakaz bylam dumna kiedy po kilku dziesieciu latach potrzebowala pomocy jednego z lekarzy i sie nie zawiodlam.Wtedy ludzie mieli w sobie wiele empatii na drugiego czlowieka.Nie bylo tego Bozka Pieniadza.Potrafili Ci lepiej wyksztalceni usiasc przy jednym stole z sprzataczka i razem sie bardzo dobrze bawic,rozmawiac i miec o czym rozmawiac.Teraz to jest chyba nie mozliwe.No! coz to "se ne wrati" jak mowia nasi sasiedzi Czesi.W 1977 zaczelam nowy etap mojego zycia.Bylam juz jedna z mieszkanek Warszawy z stazem.Juz mi sie klaniano.....cdn.Hala

czwartek, 29 marca 2012

.....uolywa szybko zycie........

Jest taka bardzo stara piosenka o takim tytule:Uplywa szybko zycie,uplywa szybko czas-za rok za dzien za chwile razem nie bedzie nas"Czesto w moim domu rodzinnym spiewana byla  pod koniec,spotkania kiedy,goscie mieli sie juz rozchodzic do swoich domow.Nie wiem dlaczego?- Nie ma na to racjonalnego wytlumaczenia,ale od kilku dni wciaz ja slysze.Dlaczego przesladuje mnie ta piosenka?Dlaczego jej slowa wciaz brzmia w moich uszach.?Czy jest to jakis znak?Nie wiem?Uplyw czasu jest przeciez nieuchronny i nikt i nic nie jest go w stanie zatrzymac.Mozemy jednak od zapomnienia uchronic niektore fakty,zdarzenia,i w ten sposobjakby oszukac troche ten uplyw czasu.Mlodzi ludzie uwazaja ,ze nie nalezy sie grzebac w wspomnieniach.Mowia ,ze czas tak szybko biegnie i jesli bedziemy sie ciagle  ogladac do tylu to i w tyle zostaniemy.Moze jest to kwestia wieku?Moze to z racji wieku stajemy sie bardziej refleksyjni,pamietliwi,roszczeniowi?Nie chcemy uznac,ze nasze miejsce juz nie jest w pierwszym szeregu?No,tak zgoda,ale "pamietac" mozemy -tego nam nikt nie moze zabronic.Ja nawet uwazam,ze taka jest nasza rola w wszpolczesnym swiecie,aby ocalic od zapomnienia co sie jeszcze da ocalic.I mysle ,ze kiedy na takim zadaniu sie skupimy,wszyscy beda zadowoleni.Teraz kiedy ludzie starsi ,czynnie uczestnicza w zyciu spolecznym,kulturalnym,mlodzi moga na biezaco korzystac z ich doswiadczen i wiedzy.Oby tylko chcieli! a z tym niestety bywa roznie.Takie to refleksje rozbudzila we mnie ,stara piosenka.

Wiadomo powszechnie ,ze miesiace wiosenne to czas kiedy nasze zwierzaki odczuwaja wzajemne zainteresowania soba.Wszak -w marcu koty,w kwietniu psy,a w maju my.Nasza kotka Pusia bardzo wczoraj przezywala spotkanie  z jej  ukochanym kocurkiem.Potrafila i ona i on siedziec w odleglosci okolo 1,5 metra od siebie i obserwowac sie z ogromnym zainteresowaniem.Trwalo to kilka godzin.Ani ona ani on nie reagowali na nasze wolanie.Byli glusi na nasze wolanie.Kiedy przyszedl rywal do serca Pusi  zaczela sie wojna.Pusia ze strachu skoczyla na najwyzsze bo 7 metrowe  drzewo-deba.Koty porozmawialy i rywal sie wycofal.Maz moj stal pod debem i tlumaczyl dlugo Pusi jak ma zejsc.Przeskoczyla na nizsze drzewo i spokojnie sobie zeszla.Jej ukochany siedzial pod drzewem bardzo zadowolony pelen podziwu dla naszej alpinistki-kaskaderki..Dzisiaj Pusia siedzi w domku i leczy  swoje lapki mocno nadwyrezone.Lize je ,chyba ja bardzo bola.Teraz kiedy to pisze,prawie pod moje okno podeszla piekna sarenka,duza .Nie mam niestety dobrego aparatu.Moja "idioten camera" calkiem wysiadla  a aparat z komorki nadaje sie do zdjec z 2-3 metrow najwyzej.Bede musiala cos w sprawie aparatu zrobic.Musze tez koniecznie kupic swoja drukarke i skaner.Takze,chcialabym gadac przez skype.Choc,mam obawy,czy zawsze bede sie mogla pokazac memu rozmowcy.Troche to ryzykowne mysle?Musze sie z tymi zakupami spieszyc wszak...uplywa szybko zycie........... cdn.Hala

wtorek, 27 marca 2012

Obejrzalam........

Dzisiaj wreszcie od wczesnych godzin rannych,obejrzalam na IPLI film stare kroniki filmowe z wczesnych lat powojennych.Wielce pouczajace to obrazy.Po obejrzeniu kilku kronik bylam tak psychicznie wyczerpana,ze juz dalej na razie nie moglam tego ogladac.Musze ogladanie rozlozyc na raty na kilka dni.

Poniewaz dosyc dobrze z autopsji pamietam tamte lata,mam prawo sie wypowiedziec na ten temat.Po pierwsze ,zamiast prowadzic nudne wyklady dla mlodych ludzi,powinno sie ich zmusic- tak zmusic /dalej wyjasnie dlaczego/do obejrzenia wszystkiego co zachowalo sie temacie zycia w powojennej Polsce.Zmusic mlodych ludzi ,zeby wreszczie pojeli jaki trud ,poniesli ich pradziadkowie,dziadkowie,rodzice.Jak bardzo sie starali ,aby przywrocic normalne zycie naszego kraju.Ile ponosili wyrzeczen.Nie bylo wolnych sobot.Przeciez oni tez byli mlodzi,chcieli sie bawic a,musieli pracowac.Nasze "wyjazdy integracyjne"/ktore teraz ubarwiaja mlodym zycie/byly na wykopki,zbieranie stonki ,pomaganie w zniwach.Ludzie pracowali po wojnie za bochenek chleba.Odbudowywali swoje zaklady pracy.Caly kraj wszyscy ludzie odbudowywali Warszawe.Jak ja tej Warszawy wtedy nie lubilam.Moja mama zamiast zostac ze mna w niedziele w domu,pojsc na spacer-musiala pracowac.Jeszcze mam cegielki na odbudowe Warszawe ktore ze skromnych zarobkow trzeba bylo kupic.Jeszcze wtedy nie mialam pojecia ,ze przyjdzie mi w tej Warszawie zyc przez dlugie 40 lat.

Mlodzi ludzie mowia ze lubimy sie grzebac w przeszlosci.Ze po prostu przynudzamy.Zauwazylam ,ze w czasie spotkan rodzinnych kiedy rozmowa schodzi na wspomnienia ,maja wtedy do zalatwienia pilny telefon,pojscie do toaletyaby,tylko nie sluchac nudnych w ich mniemaniu opowiesci.Ale ta przeciez nudna przeszlosc to byly nasze najpiekniejsze lata.Bylismy mlodzi,wszystko na cieszylo.Laczylismy sie w pary zawieralismy zwiazki malzenskie razem planowalismy przyszlosc.To co pisze to moze jest banalne.Ale popatrzcie na statystyki rozwodow na 1000 rodzin ile bylo wtedy rozwodow a,teraz.Owszem nie twierdze,ze wszystko co dzialo sie w tamtych latach bylo"cacy".Byly sprawy trudne,bardzo przykre.Ale nie mozna potepiac w czambul tamtych lat.Przeciez tych miast i drog  nie wybudowaly nam krasnoludki.My teraz w nich zyjemy my mamy swoja ojczyzne.Trudna,bardzo czasem nie dbajaca o swoje dzieci ale nasza polska.Wiec pamietajmy o tamtych czasach i szanujmy to co zrobili nasi dziadowie.Zyja oni teraz na granicy ubostwa,pobierajac bardzo skromne emeryturki ,chyba nie tak sobie wyobrazali zycie w swoim kraju kiedy spiewali "budujemy nowy dom,jeszcze lepszy nowy dom...."Mam nadzieje ,ze choc znikomy procent mlodych osob,ktorzy zabladza na mego bloga zastanowi sie nad tym co napisalam,ale z mej strony byla to potrzeba serca i duszy............cdn.Hala...

niedziela, 25 marca 2012

smutna niedziela.............

To co dzialo sie wczoraj u mnie w komputerze  zakrawalo na zmasowany atak kosmitow na moja radosna tworczosc.Widocznie juz tak ich rozezlilo moje grafomanstwo,ze postanowili elegancko z tym skonczyc.Niestety ja ,tez jestem przekorna i uparta itak latwo sie nie poddaje.Ale co sie napisalam to sie napisalam.Nie kasuje tego drugiego postu,bo po co?Napisane,napisane i basta.Bardzo dlugo bede pamietac wczorajszy dziena,to za sprawa mojej kolezanki z szkolnej lawki/sprzed 55 lat/to nie byle co.Napisala mi dlugi list o swoim obecnym zyciu.Jest dalej jeszcze bardzo czynna zawodowo.Pracuje bardzo duzo spolecznie z mlodzieza.Ma z mlodymi bardzo dobry kontakt.Mysle ,ze tam gdzie mieszka jest jakis bardzo dobry klimat do dzialalnosci spolecznej/Mikolow Orzesze Jaskowice/.Mam tam juz jedna znajoma ktora tez bardzo jest zaangazowana na rzecz lokalnej spolecznosci.Jest zapalonym fotografem ,robi zdjecia wszystkiemu co jej oczy widza.Jest niestrudzona.Obie dziewczyny-przepraszam za kolokwializm sa do tego wspanialymi babciami dla swoich wnukow i matkami dla swoich dzieci.Im sie ciagle chce chciec.Bardzo je lubie i kazda wiadomosc ktora od nich otrzymuje traktuje bardzo emocjonalnie.Podoba mi sie taki ich sposob na zycie.Ja niestety,mam inna sytuacje,ale zawsze moge o nich pisac.To chyba moge?Chociaz w malym stopniu moge przez to uczestniczyc w ich zyciu.Mam tez kilka wspanialych znajomych w wirtualnym swiecie poznanych.Ja wiem ,ze Ci ktorzy krytykuja internet mowia ,ze to co piszemy o sobie to takie zaklamywanie rzeczywistosci,ze wszyscy sprawiamy wrazenie lepszych doskonalszych niz jestesmy.Nie jestem socjologiem ani psychologiem,ale bardzo sie ciesze kiedy jakas znajoma napisze mi ,ze mialam racje na ten czy na tamten temat.Wcale nie chce byc lepsza niz jestem.Mam swoje wady,nawet dosc duzo,ale mam i zalety jak kazdy zreszta czlowiek.W tym tygodniu odchodzila do lepszego swiata jedna z matek naszych wirtualnych znajomych.Mysle ,ze duzo spokoju i otuchy wniosly w tych ciezkich dla niej chwilach slowa przyslane przez znajomych na laczach.Kiedy zachorowal maz jednej z naszych kolezanek ilosc rad i zyczen powrotu do zdrowia przeszla jej najsmielsze oczekiwania.Kiedy rozpoczynalam pisanie  blooga ,pomyslalam sobie ,ze kiedy liczba odwiedzajacych mego bloga dojdzie do 2000 odwiedzin i 100 komentarzy w ciagu roku,to chyba bede przeszczesliwa.Ja zaczelam pisac ,aby sie uspokoic,wyciszyc,pomoc samej sobie.Bylam wtedy w trudnej sytuacji zyciowej i to pisanie dodalo mi sil i dystansu do mojej rzeczywistosci.Teraz po roku pisania bloga/7 kwietnia minie rok/ smialo moge powiedziec,ze cel osiagnelam.Pomoglam sobie...........cdn.Hala

sobota, 24 marca 2012

przeznaczenie............

Nie wiem,co znowu sie dzieje dlaczego mi wszystko jak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki wszystko co napisalam znika.Po moich interwencjach o trzymalam odpowiedz iz byla to sprawa techniczna i juz teraz powinno byc dobrze.Nawet im pieknie podziekowalam.Niestety dzisiaj znowu po napisaniu wszystko zniklo..Widac mam pecha.Czy wierzyc w przeznaczenie.?Ja wierze.Niejednokrotnie sie, o tym ze od przeznaczenia nie da sie uciec przekonalam.I to czasem nawet bardzo bolesnie.Dzisiaj bedziemy w programie  tv ogladali film Woddego Allena pt.Vicky Cristina Barcelona.Glowne role graja  aktorka Penelope Cruz i JavierBardem.Ta para aktorow  ma za soba wspaniala historie ich milosci.Kiedy Penelope Cruz miala lat 18 a Bardem 23 grali razem w hiszpanskim filmie.Bardzo sie wtedy w sobie zakochali..Javier sie zdeklarowal lecz Penelope uznala,ze od milosci wazniejsza jest dla niej kariera i ......... porzucila zakochanego w niej Javiera.Bardzo dlugo nie mogl sie pozbierac po stracie swojej ukochanej.Przezywal bolesnie jej romanse o ktorych donosila kolorowa prasa.Ale,cierpliwie czekal.Kiedy w 2007 roku Woody Allen postanowil nakrecic film pod tytulem"Vicky Cristina Barcelona" do rol glownych zaangazowal  Penelope i Javiera.Powierzyl im role pary bylych kochankow.Juz po pierwszym dniu na planie ich milosc odzyla na nowo.Chociaz minelo prawie 20 lat-znowu byli nierozlaczni.Penelope przyznala wtedy ,ze zaden mezszczyzna nie rozumial jej tak dobrze jak Javier.Po zakonczeniu zdjec pojechali na wspolne wakacje.Kiedy film otrzymal Oskara Penelope glownie dziekowala wtedy Javieremu Bardemowi.Byli razem.W 2010 wzieli cichy slub,a po roku urodzil sie ich synek Leo.Wtedy kiedy brali slub Javier byl bardzo wzruszony plakal ze szczescia i bardzo sie bal zeby mu Penelope znowu nie uciekla.Mysle ,ze romantyzm tej historii pokazuje nam ,ze jestesmy jeszcze zdolni zyjac w tym nieprzewidywalnym i zwariowanym swiecie do wspanialych chwil.Prawdziwej milosci.I jak tu nie wierzyc w przeznaczenie.Przeciez do roli kochankow rezyser mogl zatrudnic zupelnie innych aktorow,a zatrudnil wlasnie ich.Mam nadzieje ,ze tez doszliscie do podobnych wnioskow w tej kwestii...........cdnHala.

przeznaczenie........

Czy wierzymy w przeznaczenie.Ja wierze i niejednokrotnie sie o tym przekonalam.Mysle ,ze jest ta tak wielka sila,ze nieda sie przed nia uciec.Ot,tak po prostuKilka dni temu obejrzelismy w tv.film z aktorka Penelope Cruz w roli glownej.Bardzo lubie ta aktorke wiec bardzo sie ucieszylam iz dzisiaj 24 marca obejrzymy w tv programie 1-szym film Oskarowy z jej udzialem.Partneruje jej w tym filmie Javier Bardem.Oboje  piekni i zakochani w sobie po same uszy.Ich pierwsze spotkanie bylo ponad 20 lat przedtem.Bardzo sie oboje mlodzi w sobie zakochali.Penelope miala lat 18 a Javier 23.Juz po pierwszym klapsie bylo widac jak bardzo sa w sobie zakochani.Javier zlozyl deklaracje Penelopie ,ale ona  uznala ,ze od milosci wazniejsza jest dla niej kariera i.....porzucila zakochanego w niej Javiera.Bardzo dlugo nie mogl sie pozbierac po rozstaniu.Ciezko przezywal jej liczne romanse o ktorych czytal w kolorowej prasie.Jednak w glebi ducha pewnie wierzyl,ze kiedys los znowu ich polaczy.

W 2007 roku Woody Allen przystapil do realizacji filmu pod tytulem"Vicky Cristina Barcelona".Postanowil iz,wlasnie Penelope i Javier zagraja w tym filmie glowne role -bylych kochankow.Juz po pierwszym dniu na planie nie mogli oderwac od siebie oczu,byli nierozlaczni.Penelope wyznala ,ze zaden mezszczyzna nigdy tak dobrze jej nie rozumial.Po zakonczeniu zdjec pojechali na wspolne wakacje.Kiedy w 2010 film "Vicky Cristina Barcelona" dostal statuetke Oskara Penelope dziekowala w swoim przemowieniu przedewszystkim Javierowi.W roku 2010 wzieli cichy slub na ktory zaprosili tylko najblizsza rodzine.Podobno aktor caly slub przeplakal.Byl bardzo szczesliwy ,ze po tylu latach zostal mezem Penelopy Cruz.Rok pozniej przeszedl na swiat ich  synek  leo. Historia ich milosci to gotowy scenariusz na bardzo romantyczny film.Ja jednak sobie mysle,ze w tym zapedzonym,nie przewidywalnym swiecie taka historia dowodzi ,ze potrafimy sie kochac wzruszac i zgodnie z tematem mego postu nie unikniemy przeznaczenia.Ono nas zawsze dopadnie............cdn..........Hala.I jeszcze cos -ogladajcie dzisiaj w tv ta wspaniala pare aktorow.Polecam!!!

czwartek, 22 marca 2012

goracy temat...............

Dzisiaj w "goracym temacie" dyskusja na temat-czy nas stac na dziecko?.Mlodzi ludzie sie na ten temat wypowiadaja glownie negatywnie.Dziecko to luksus ktory nie jest dostepny dla przecietnej mlodej rodziny.Pytanie ktore mnie nurtuje-czy w swiadomosci mlodego pokolenia istnieje jeszcze pojecie rodziny.Czy dla mlodych ktorzy kilka lat z soba mieszkaja konieczne jest jeszcze zawarcie malzenstwa?Przeciez to tylko nie potrzebne koszty,a papierek i tak nic nie zmieni.Lepiej jest byc wolnym w kazdej chwili mozna sie rozstac i pojsc kazde w swoja strone.Gorzej kiedy sa dzieci.Dlatego lepiej nie miec dzieci.Czy ktos z mojego pokolenia sie kiedys zastanawial czy stac go bylo akurat na dziecko.Po zawarciu malzenstwa rozpoczynalo sie wspolzycie ,zachodzilo sie w ciaze i rodzilo sie dziecko.Byla wielka radosc.Mielismy rodzine.Bylismy rodzicami.Czasem bylo bardzo ciezko,ale bylismy razem i bylismy odpowiedzialni za tego malego czlowieczka ktory sie urodzil.Wtedy rozwody byly bardzo rzadkie i co ciekawe przyczyna ,bylo najczesciej -brak potomka.Dzieci byly wtedy wartoscia nadrzedna kazdej rodziny .Zapewnialy ciaglosc rodziny,byly wielka radoscia kazdej rodziny.Dzieci wtedy wymagaly wiele troski i poswiecenia/sama pielegnacja byla bardzo pracochlonna-pranie pieluch ,suszenie prasowanie/.Nie bylo takich roznych wspanialych gotowych Gerberow.Zupki gotowalo sie na kazdy posilek swieze.Nie bede tych wszystkich roznic wymieniac.Ale wiem na pewno jedno.Mlode mamy nie mialy tylu udogodnien co teraz.Mialy w sobie za to duzo milosci potrafily sie bez reszty oddawac swoim maluszkom.Teraz tez mlode mamy kochaja swoje dzieci ale juz inaczej.Nie chca calego zycia spedzac w domu aby rodzic kolejne dzieci.Chca byc czynne zawodowo,realizowac sie tworczo itd.Pogodzenie  tych spraw nie jest latwe ,wiec lepiej zrezygnowac z dzieci.Niech to inni zrobia za nas.Sek w tym ,ze tak mysli wiekszosc mlodych i wynik jest wiadomy.Tak, dzieci to bardzo kosztowna i pracochlonna zabawka.Ja jednak bardzo zachecam do tworzenia pelnych rodzin,mlode pokolenie.Nie macie pojecia jaka to fajna sprawa jak taki maluch ,zrobi pierwszy samodzielny krok lub powie pierwsze slowa.Czego zycze wszystkim mlodym ludziom ktorzy zabladza na mego blooga.Kochajcie Wasze Rodziny i Wasze Dzieciaki........cdn.Hala

środa, 21 marca 2012

metoda zyrafy............

Dluga szyja,stozkowate uszy i ogromne pelne dobroci oczy.Ten obrazek pamietamy z odwiedzin w dziecinstwie w ZOO.Zyrafa to spokoj i lagodnosc-zyje wsrod drapieznikow i daje sobie rade.Znany psycholog amerykanski zajmujacy sie rozwiazywaniem konfliktow interpersonalnych wlasnie od zyrafy,wywiodl swoja metode jednoczenia ludziPan Marschall Rosenberg oparl swoja metode na "jezyku zyrafy"Czym jest "jezyk zyrafy"?Tworem sztucznym wymyslonym na potrzeby mediow,czy uniwersalna,metoda ktora naprawde jednoczy ludzi?Podstawowym zalozeniem "jezyka zyrafy" jest przekonanie ,ze wszyscy mamy takie same potrzeby roznimy sie tylko sposobami ich zaspakajania.Chcemy sie realizowac w harmonii,pieknie,szacunku,bezpieczenstwie,wolnosci akcetacji wzajemnej,bliskosci i milosci.Zdaniem Rosenberga powinnismy dazyc do zaspakajania naszych potrzeb,bo wtedy stajemy sie ludzmi szczesliwymi .Kiedy nasze potrzeby sazaspokojone, przezywamy pozytywne emocje,spokoj ,beztroske.Proste,prawda -tylko jak to sie robi?Pierwszy krok to rozeznanie jaka potrzeba wywoluje  u mnie ten okreslony stan uczuc.Wtedy bedziemy mogli zdefiniowac nasze  pragnienie.Oczywiscie,nie zawsze mozemy natychmiast realizowac rozpoznana potrzebe,czasami wymaga to czasu.Najwazniejsze jest jednak ,aby zaczac dzialac,a nie siedziec,biadolic ,zamartwiac sie..Bardzo wazna w tym wszystkim jest tolerancja i akceptacja.Teraz obserwujemy ,ze swiat podzielil sie "na dobrych i zlych".Niestety taki podzial swiata na dobrych i zlych rodzi ciagle konflikty i wojny.Zwolennicy metody "zyrafy" staraja sie nie oceniac,siebie,ludzi i rzeczywistosci.Akceptuja ,ze zyja w takim a nie innym swiecie i tu winni sie z powodzeniem realizowac.Wazna jest w "jezyku zyrafy" umiejetnosc rozmowy z drugim czlowiekiem-bez oceniania ,krytyki.Jest to piekielnie trudna sztuka.Ja czesto potrafie tak mowic do meza"Znowu nie posprzatales w kuchni po sobie ,zawsze zostawiasz po sobie taki balagan".To natychmiast uruchamia reakcje obronna u malzonka,ktory odpowiada."Jaki balagan,jaki balagan?To tylko talerzyk"I zaczyna sie rozkrecanie konfliktu."Jeden talerzyk?Nie potrafisz nawet po sobie zmyc jednego talerzyka" mowie ja jedzowata troche zona.Przeciez ta rozmowa wcale nie musiala tak wygladac.Tego sie wlasnie trzeba nauczyc.

Dlaczegoludzie ktorzy poznaja sie na wakacjach,potrafia byc dla siebie mili i cieszyc sie swoim towarzystwem?Poniewaz patrza na siebie i sa ze soba bez obciazen z przeszlosci, nie przeszkadzaja  im zadwnione urazy czy antypatie ,sa na luzie.Ba ,jakby to bylo dobrze jak bysmy tak mogli traktowac naszych bliskich .Jak nowo poznanych ludzi.Rozmawiac  zbliskimi zapominajac o roznych ich slabosciach.Traktowac z zaciekawieniem jak kogos kogo widzimy po raz pierwszy.Mysle, ze wtedy dopiero zobaczylibysmy ile oni maja nam ciekawego do powiedzenia,jak bardzo sa inteligentni,na ilu rzeczach sie znaja,jak wiele nam moga madrych rzeczy przekazac.Niestety jest to trudna sztuka  zycia w spoleczenstwie.Mysle jednak ,ze cos  z "metody Zyrafy" zapamietamy.Mam nadzieje ze niektore elementy przeniesiemy do naszego zycia z pozytkiem dla nas........ cdnHala.

poniedziałek, 19 marca 2012

moj wyjazd...............

Bardzo sie dzisiaj zdenerwowalam informacja newsowa o wypadku polskiego busa w Czechach.Poniewaz moj syn tez wyjechal za granice busem.Skojarzenie nasunelo sie samo.Moze niepotrzebnie,ale jednak.W pamieci mam ciagle zdarzenie  z przed wielu lat.Postanowilysmy z moja przyjaciolka pojechac na prywatna wycieczke do Drezna.Po drodze mialysmy odwiedzic jeszcze dwie nasze kolezanki.Jedna mieszkala w Wroclawiu ,druga w Zgorzelcu.W domu nasi mezowie dostali informacje ze jedziemy z zakladem pracy na wycieczke do Drezna.Wtedy NRD bylo bardzo modnym kierunkiem wycieczkowym.Jezdzilo sie do NRD i przywozilo sie rozne fajne /jak by to teraz nazwac/gadzety.Ulubionym byla szczotka do czyszczenia dywanow tzw.Kasia.Kiedy rano przyjezdzal pociag z NRD nie bylo podroznego ktory by nie niosl kija od tej szczotki.Pierwszym przystankiem naszej wycieczki byl Wroclaw.Przepiekne miasto z cudownym rynkiem i Starowka.Kolezanka bardzo nas pieknie przyjela.Byla to nasza kolezanka z Sandomierza,wiec plynely wartko wspomnienia,prawie przez cala noc.Rano bardzo niewyspane ,ruszylysmy w dalsza droge.Drezno duze miasto,z pieknymi zabytkami.Poniewaz byly to wczesne lata siedemdziesiate ub.wieku nie wszystko jeszcze bylo odnowione po dzialaniach wojennych.Widac bylo slady ogromnych zniszczen.Sklepy jednak kusily mnogoscia towarow ktorych u nas wtedy nie bylo.Pospacerowalysmy po Dreznie.Chcialysmy zwiedzic galerie Drezdenska niestety,byl poniedzialek i wszystko bylo zamkniete.Przechodzac kolo baru szybkiej obslugi postanowilysmy zjesc tam obiad.Byly tam tylko posilki szybkie tzw.eintopfsupy.Zjadlysmy i w dalsza droge.Zrobilysmy zakupy/oczywiscie szczotki Kasie miedzy innymi/i udalysmy sie na dworzec zeby dojechac do Zgorzelca.Juz w pociagu poczulam sie zle.Mdlilo mnie i odczuwalam wielki dyskomfort w okolicy brzusznej. Na dworcu w Zgorzelcu wybralysmy z licznych ofert noclegowych miejsce na noc.Nie chcialysmy sie zwalac pozna noca do naszej kolezanki.Moj stan zdrowia z godziny na godzine,sie pogarszal.Doszly torsje i biegunka.Noc byla koszmarna.Rano pojechalysmy do naszej kolezanki.Radosc z spotkania niestety zaklocona z powodu mojej choroby.Ale i tak sie bardzo z naszego spotkania ucieszylysmy.Poniewaz czulam sie coraz gorzej i dostalam wysokiej temperatury wezwano lekarza wojskowego.Sympatyczny Pan doktor zaaplikowal mi jakies jak powiedzial mocne leki i kazal lezec w lozku.Gospodarze podali dobre jedzenie i "wode rozmowna".Bardzo sie wszyscy dobrze bawili a ja myslalam ,ze juz koniec ze mna.Zasnelam po zazyciu lekarstw .Kiedy sie obudzilam rano czulam sie dobrze,ale bylam bardzo slaba.Postanowilam sie jednak wybrac z wszystkimi do Goerlitz.W Goerlitz niestety znowu poczulam sie zle i musialam pojechac z powrotem do Zgorzelca.Poniewaz nastepnego dnia musialam byc o godz 13-tej w pracy w Warszawie musialysmy wyjechac wieczorem do domu.Odprowadzalo nas 2-ch mundurowych oficerow.Poprosili kierownika pociagu o miejscowki w pociagu do Warszawy.Odstapil nam przedzial sluzbowy ,zebym sie mogla polozyc.Wkrotce kierownik pociagu przyprowadzil jeszcze do naszego przedzialu 2-ch panow jadacych tylko do Wroclawia. Jeden z tych panow widzac moja zbolalamine zapytal co mi jest?.Kolezanka mu o wszystkim opowiedziala.Smiali sie ,ze zaliczylam wszystkie NRD-wskie toalety.Wtedy jedez tych Panow powiedzial ,ze on mnie wyleczy Wtedy jeszcze wszyscy ludzie byli bardziej ufni wobec siebie.Teraz by juz tak nie bylo.35 lat temu z okladem inne byly realia zycia w spoleczenstwie.Nasz towarzysz podrozy wyciagnal z torby butelke wina Rizlinga bardzo ziolowego wytrawnego.Powiedzila ,ze jesli wypije szklanke tego trunku to mi gwarantuje ,ze do Wroclawia bede zdrowa.I jeszcze powiedzial ,ze jest to winoz Niemiec Zachodnich i tylko tam mozna je kupic.Oni wracali wlasnie z Niemiec Zachodnich.Kubek sie znalazl a,ja jednym haustem wypilam caly kubek.Nigdy juz wiecej w swoim zyciu nie pilam nic rownie rozgrzewajacego mnie od przelyku do zoladka.Potem zasnelam.Panowie wysiedli w Wroclawiu.Ja rano kiedy przyjechalysmy do Warszawy bylam slaba ale,juz zdrowa.O 13-tej bylam juz w pracy.Cala ta moja przygode dlugo pamietalam.I kiedy w rozmowach z naszymi mezami padalo pytanie jak nam sie podobalo w NRD zasmiewalysmy sie do rozpuku,a oni biedni nie mieli pojecia o naszych przygodach.Konkluzja jest taka nie warto sciemniac w takich sprawach ,bo niestety zycie okrutnie potrafi sie zemscic.......cdn Hala

niedziela, 18 marca 2012

male ptaszki.........

To ,ze dzien moze byc pechowy wiedzialam od dawna,ale zeby az,tak nie myslalam.Rano wszystko wylatywalo mi z rak.Ciagle mi cos upadalo na ziemie.Poniewaz mam wielkie trudnosci z schylaniem sie co chwile wolalam meza o pomoc.Potem napisalam o ciekawym wydarzeniu w naszym domu.I znowu katastrofa kiedy kliknelam Publikuj zobaczylam komunikat Wystapil blad ale Twojemu blogowi nic nie jest.Niestety stalo sie wszystko zniklo i ni jak tego nie moglam odzyskac.Nie znam sie na informatyce i nie potrafie sobie w takim przypadku poradzic.Zabralam sie wiec znowu do pracy

Wydarzeniem dnia byla przygoda pewnego malego ptaszka.Skad o tej porze roku mlodziutki malutki ptaszek nie mam pojecia?.Uderzyl on z calym impetem w szybe okna i spadl na taras.Poniewaz w domu sa dwa psy i jedna kotka sprawa wygladala beznadziejnie.Maz pobiegl po tego ptaszka.Zabral go do domu i go napoil.Pil bardzo lapczywie .Potem go wlozyl do karmnika ktory jest przyczepiony do okna i zsunal otwor.Po kilku sekundach ptaszek ozyl.Kiedy maz otworzyl karmnik ptaszek z calym impetem wyfrunal lotem nurkowym w przestrzen.Byl uratowany.Karmnik nasz niezbyt elegancki zbudowany jest z zwyklej butelki duzej na wode.Pusia ma w nim doskonaly punkt obserwacyjny na ptaszki.Widzi jak dziobia sloninke jak jedza ziarenka.Rozposcieraja skrzydelka i bija sie miedzy soba.Pusia siedzi na krzeselku i wszystko obserwuje.Juz nie goni ptaszki bo zrozumiala ,ze to sa jej ptaszki wlasne i przychodza na "papu".Tak jej ciagle tlumaczylismy.Ona wszystko rozumie tylko na razie mowi po swojemu smiesznie tak -tiu,tiu.Na oslode dnia pokazala sie piekna sarenka spokojnie w odleglosci najwyzej 30 metrow sobie spacerowala.Oczywiscie psy dostaly zakaz  zwracania na nia uwagi.Niestety ,nie mam dobrego aparatu/tylko tzw.idioten camera/.Wiec zdjec nie ma ale,mysle ze mi ewent.czytelnicy wierza na slowo.

Corka moja w szale porzadkow.Powystrzygiwala pieknie czuprynki naszych egzotycznych drzewek.Sekatora nie wypuszczala z reki.Taras tez zostal uporzadkowany.Zrobilo sie piknie.Tak tu sielsko i anielsko a,ze niestety zdarza sie czasem intensywna burza z ogromnymi wyladowywaniami to tylko swiadczy ,ze jestesmy ludzmi z krwi i kosci a nie jakimis "mamlasami" jak mowia slazacy.........cd.Hala

sobota, 17 marca 2012

slonce przez caly dzien..............

Gazeta "Rzeczpospolita doniosla o wielkiej aktywnosci slonca.Burze sloneczne podobno nie wroza nam nic dobrego.Mysle ,ze maja tez  wielki wplyw na kondycje psychiczna ludzi co bardziej wrazliwych.Nic z tym jednak na razie nie mozna zrobic.Pozyjemy,zobaczymy.Tak sie mowi jak nie wiadomo co powiedziec..Moj "general" wybral sie dzisiaj do Warszawy aby,odwiedzic swego przyjciela a,zarazem spowiednika zakonnika Ojca Jozefa.Poniewaz zblizaja sie jego imieniny wypadalo go odwiedzic.Ojciec Jozef z zakonu Michalitow to wiekowa osoba.Jest jednak bardzo mlody duchem.Ma w sobie wielka madrosc zyciowa.Dlugo byl na roznych misjach na swiecie.Teraz w starszym wieku nawraca takich grzesnikow jak moj "general".Jest wesoly o duzym poczuciu humoru.Kiedys mi powiedzial ,ze wlasnie poczucie humoru pozwalalo mu przetrwac najtrudniejsze chwile jego zycia.Choc sam nie raz nie czuje sie najlepiej,czesto odwiedza chorych.Mam dla niego wielki szacunek.

Maz moj to taka "rogata dusza" i to ze on potrafil do niego trafic robi go w moich oczach -Swietym..Dzien dzisiejszy dal  impuls do zajecia sie porzadkami - wogrodzie  i kolo domu.Nasz sasiad krzatal sie juz od godziny 6-tej rano.Bardzo to pracowity czlowiek mimo  wieku.U niego juz jest wiosna.Nawet trawa ktora u nas jest szara brzydka.u niego jest juz zielona.Moze ja pomalowal na zielono?Oj! zapedzilam sie.Ale przyjemnie jest patrzec przez okno jak swiat pieknieje na wiosne.Przyjechal maz i przywiozl mi prezent od Ojca Jozefa .Pieknie wydany album z serii:Swiatynie Zjednoczonej Europy.Tytul albumu:Nasze Dziedzictwo-Koscioly lewobrzeznej Warszawy tom pierwszy.Beda dalsze.Jest ten album bardzo starannie wydany,bogato ilustrowany.Robi wrazenie..Lubie wydawnictwa albumowe.W mojej sytuacji takie poznawanie swiata jest dla mnie jedynie mozliwe.Nie moge podrozowac,zwiedzac,ale lubie poznawac  te wszystkie wspaniale miejsca i rzeczy naszego swiata.Jesli mam wybierac miedzy glupim filmem z rodzaju "zabili go i uciekl" a dobrym filmem podrozniczym.To zawsze wybiore to drugie.Mysle ,ze jednak jeszcze kiedys wyrusze w podroz mego zycia...............cdn Hala

piątek, 16 marca 2012

Spotkanie po latach...........

Zastanawialam sie dlugo nad podjeciem tego tematu.Od kilku dni  meczylo mnie wspomnienie ,ktore nie dawalo mi spokoju.Zadawalam sobie pytania na ktore nie potrafilam sobie dac odpowiedzi.Czy spotkanie po latach osoby na ktorej mi kiedys bardzo zalezalo,spowoduje we mnie emocje i jakie ?Pozytywne czy negatywne?Czy bede potrafila sie cieszyc tym spotkaniem?Czy bedziemy mogli spokojnie z soba rozmawiac?Czy obydwoje rownoczesnie odczujemy radosc z tego spotkania?Postanowilam jednak podjac to wyzwanie i umowilam sie na to spotkanie.Bylo to juz dosc dawno ale,caly czas bardzo pamietam to spotkanie.Nie moge tego zapomniec.Spotkanie po latach.Caly czas w mojej pamieci ,mialam obraz fajnego mlodego sportowca podziwianego przez nas w czasie roznych szkolnych zawodow,turnieji.Byl siatkarzem .Gral w naszej szkolnej druzynie.Caly czas marzyl o studiach na AWF w Warszawie.Spotykalismy sie w naszym malym miasteczku.Kilka razy bylismy razem w kinie i na spacerze i taka to byla nasza znajomosc.Mnie sie bardzo podobal bylam w nim platonicznie mocno zakochana.Wiedzialam ,ze jesli sie dostanie na studia w Warszawie to nasze drogi sie rozejda.Ale ciagle mialam nadzieje.Kiedy po kilku dziesieciu latach zamieszkalam w Warszawie z swoim mezem,w swojej pracy czesto spotykalam roznych sportowcow glownie siatkarzy.Pewnego razu  przy okazji Miedzynarodowego Turnieju Siatkowki ktory odbywal sie w moim miejscu pracy,uslyszalam znane mi dobrze nazwisko.Bylo to nazwisko trenera jednej z druzyn bioracych udzial w tym Turnieju.Szybko skojarzylam.Postanowilam sie umowic na spotkanie.Bylo to juz prawie po 35 latach.Spotkanie nasze doszlo do skutku w obecnosci kilku osob oficjeli sportowych otwierajacych te zawody.I co na wszystkie te pytania ktore zadawalam sobie na poczatku mej opowiesci mialam odpowiedz od razu.Bylo serdeczne przywitanie i zapytanie a,co u Ciebie slychac?Potem co u  tego,a co u tamtego,kolegi czy kolezanki?Poniewaz goscie juz byli bardzo rozluznieni po oficjalnych toastach,atmosfera sie wyraznie ocieplila.I wtedy uslyszalam takie zdanie:Sluchajcie to byla najladniejsza dziewczyna w naszej klasie-zostal jej tylko piekny charakterystyczny glos...........Wtedy zrozumialam ,ze takie spotkania po latach i nadzieje ktore z nimi wiazemy nijak sie maja do rzeczywistosci.Po paru latach juz z internetu dowiedzialam sie ze,moja wielka platoniczna milosc trenuje juz niebianskie druzyny .Odszedl w wieku 65 lat.Troche za wczesnie............ cdn.Hala

środa, 14 marca 2012

tak sobie mysle..........

W kazdym Urzedzie Stanu Cywilnego w naszym kraju sa co najmniej trzy  stanowiska przyjec interesantow.W jednym rejestruje sie urodziny dzieci,w drugim rejestruje sie malzenstwa a w trzecim zgony..Kiedy popatrzymy na ludzi czekajacych na przyjecie,od razu mozemy rozpoznac,kto w jakiej sprawie przyszedl do Urzedu.Z obserwacji zachowan interesantow  i obslugujacych ich urzednikow wylania sie obraz naszej codziennosci.Obraz kolei losu.Narodzin,zycia i smierci.Zakladane sa rodziny.Rodzina w naszym spoleczenstwie jest najwazniejsza i najstarsza instytucja na ziemi i odgrywa u nas bardzo wazna kluczowa role.Dlatego wiekszosc z na nie wyobraza sobie zycia w samotnosci.Niestety mlodzi ludzie w zachwycie nad trendami plynacymi z Stanow i Zachodniej Europy propaguja zycie w pojedynke .Chca byc singlami ,wolnymi od wszelakich zoobowiazan.To ich kreci.Powstaja wolne zwiazki.......

Kiedy laczymy sie jednak w pary to dzien slubu jest najszczesliwsza chwila w naszym zyciu.Chcemy wierzyc ,ze tak  bedzie juz zawsze........Potemkiedy pojawiaja sie dzieci,jestesmy pewni,ze kroczymy wlasciwa droga.Wtedy jednak zycie wystawia nas na ciezkie i liczne proby. Pytanie: jaka jest tajemnica rodzinnego szczescia ,towarzyszy nam juz przez caly czas? Czy gwarancja szczescia naszej rodziny jest kompromis,cierpliwosc do siebie?.Kazda rodzina musi sobie na to pytanie umiec odpowiedziec.Ale jednej rzeczy boimy sie najbardziej:to samotna jesien naszego zycia. W tym wszystkim pewne jest tylko to ,ze szczescie tam gdzie sie zaczelo-tam tez sie konczy........... pozdrawiam ewnt.czytelnikow i prosze o glos w tej sprawie..... cdn.Hala

wtorek, 13 marca 2012

wiosno -gdzie jestes?..............

Poniewaz osiagnelam juz wiek,kiedy kazdy dzien bywa dniem ,darowanym.Zwielkim oczekiwaniem wygladam wiosny.Smutno mi jest kiedy patrze za okno,a tu szaro,ponuro.Nastraja ta pogoda czlowieka melancholijnie,bez radosci.Najchetniej przespala bym cale dnie.Atmosfera w domu tez nie nastraja optymistycznie.Mlodzi z rodziny maja swoje problemy,my starsi swoje.Pogodzenie tych dwoch swiatow staje sie czasem wprost niemozliwe.Wzajemny brak empatii niczego nie ulatwia.Trudna sztuka kompromisu musi byc znowu przez wszystkich wspolzyjacych w jednym domu na nowo przecwiczona.Bo moze nie dlugo sie stac ,ze jak Kargul i Pawlak bedziemy zwasnieni ,atak,naprawde o co wiedziec - nie bedziemy i pamietac tez nie bedziemy.A tu jeszcze tej wiosny jak nie ma tak nie ma. Poniewaz nasz dom zamieszkuja w wiekszosci sowy ,klopoty z skowronkami poteguja te klopoty.Nasz skwronek wstaje bladym switem ,i uwaza to za normalne.My w wiekszosci moglibysmy sobie pospac- nie mozemy.Ja ostatnio wylaczylam sie calkowicie z zycia domowego.Nie ogladalam telewizji,nie wlaczalam komputera,tylko sobie spalam.Oczywiscie,ciagle byly do mnie sprawy nie cierpiace zwloki,ale ja to kolokwialnie mowiac-zwyczajnie olewalam.Wytrzymalam bez jedzenia/tylko pilam/48 godzin.Dzis postanowilam z tym skonczyc ,ale musze przyznac ze dobrze mi zrobila ta chwilowa izolacja i glodowka.Czuje sie zrelaksowana i zdystansowana..Nie wiem czy jest to dobry sposob na poprawienie nastrojow rodzinnych ale,mysle ,ze kazdy sposob moze dac nam jakies korzysci.Wiec trzeba probowac.Zajaczki juz jednak czuja wiosne.Dzisiaj kolo naszego domu na tym stepowym polu wyczynialy harce.To teraz ich okres godowy.I jak tak beda sie dlugo bawic,to bedziemy ich miec znacznie wiecej.Wczoraj z Kancelarii Pana Prezydenta otrzymalismy list gratulacyjny z okazji nadania nam odznaczenia panstwowego z okazji dlugoletniego pozycia malzenskiego/53 lata/burzliwego zwiazku a,jednak trwalego.Przecwiczylismy przez te wszystkie lata trudna sztuke kompromisu w wewszystkich jej aspektach.I jakos dalismy rade.Na uroczystosc wreczenia medali zostaniemy zaproszeni odrebnym pismem.Przyznam sie tu pocichu,ze  mam ogromna satysfakcje ,ze  akt nadania odznaczenia podpisal Prezydent RP-Komorowski odrecznym podpisem.To by bylo na tyle...........cdn.Hala

piątek, 9 marca 2012

Jeszcze troche o Bobrce.na Ukrainie..........

Miasteczko rodzinne mojej mamy odwiedzilam,po raz drugi, w roku 1969 latem.Zaprosil mnie moj cioteczny brat ktory z rodzina swoja mieszkal w Lwowie.Syn moj mial wtedy 10 lat,a coreczka 3 latka.Troche sie umeczylam w podrozy,ale szczesliwie dojechalam na miejsce.Dworzec Lwowski zrobil na mnie teraz ogromne wrazenie.Piekny jasny gmach,perony przykryte dachem przezroczystym.Wspaniale sale udekorowane przepieknymi freskami,najwybitniejszych polskich malarzy.To miejsce robilo na mnie duze wrazenie.Bylam zauroczona wygladem tego dworca.Kiedy bylam tam pierwszy raz w roku 1956 jakos inaczej odebralam piekno tego miejsca.Moze ,dlatego ,ze mialam wtedy dopiero 17 lat.Teraz bylam juz matka dwojki dzieci,wiec i moj oglad rzeczywistosci juz byl bardziej dorosly.Poniewaz  wladza radziecka czula sie tam bardzo pewnie,wszystkie liczace sie stanowiska w przemysle,na Wyzszych Uczelniach, i wogole na wszystkich Urzedach byly obsadzone przez ludzi  pochodzacych z Centralnej Rosji.Ukraina to byla ktoras z rzedu Republika Kraju Rad.Nawet po kilku wodkach w towarzystwie Rosjan zartowano ,ze pewnie i Polska bedzie kiedys Republika Kraju Rad..Jak wiemy z historii  i z zycia na szczescie do tego nie doszlo.Poniewaz moj brat nie zawsze mogl mi towarzyszyc,duzo chodzilam z moimi dziecmi sama po Lwowie.Pewnego razu moja coreczka ktora jak na trzylatke byla bardzo rezolutna ,i pieknie juz mowila.Zaplakana krzyczala "chocmy stad ja nic nie rozumiem co ,oni mowia-nie podoba mi sie tu....."Podszedl do nas wtedy starszy przystojny pan i piekna polszczyzna powiedzial-Mnie tez sie tu nie podoba ale,coz robic,nie ma tu juz Polski.....Kiedy spojrzal na mnie moglam zauwazyc w jego oczach lzy,ktore ukradkiem ocieral.Takie bylo smutne spotkanie z polakiem zamieszkujacym Lwow. Codziennie zwiedzalismy jakies miejsce we Lwowie ,to jest takie cudowna miasto,ze nikt nie przesadzil nazywajac Lwow Rzymem Wschodu.Nie bede sie rozpisywac o zabytkach.Wszystko jest teraz w internecie i przewodnikach.Musze jednak opisac ,takie proste ludzkie roznosci ktore mnie bardzo zadziwily.Wszystkie kioski prowadzily sprzedaz roznych antybiotykow w tabletkach bez recepty pod takimi nazwami:streptocyd bielyj,penicilin ,i iinne medykamenty .Nie wiem ,czy to zaniechano ,ale budzilo to moje ogromne zdziwienie.Sklepy byly dobrze zaopatrzone ,ale duzo rzeczy mozna bylo kupic dopiero za tzw.kalym.To znaczylo tyle co nasza lapowka..Jeden z Rosjan chcial mi koniecznie udowodnic wyzszosc,ich techniki  nad nasza.Pokazywal mi radyjko tranzystorowe male jako ich ostatni cud techniki.Ja na to mu powiedzialam,ze u nas w Polsce to sa takie ktore sie wklada do ucha i graja.Pokonalam go jego bronia.Kiedy poprawila sie pogoda pojechalismy do Bobrki.Jest tam bardzo ladne male jeziorko otoczone zalesionymi wzgorzami,malymi Karpatami.Dzieci sie wspaniale bawily ,aja poznawalam swoja rodzine.Moja Ukrainska babcia i dziadek juz odeszli.Ale zyly jeszcze wtedy trzy siostry mojej mamy,i ich liczne rodziny.Bylo bardzo wesolo.Dzieci bardzo szybko /mimo roznic jezykowych/sie dogadaly.Wspaniale sie z soba integrowaly i przez dlugie lata z soba korespondowaly.Teraz niestety kiedy u nas,zmienilo sie wszystko nad czym ogromnie boleje .Zmienily sie i zanikly,prawie do zera nasze wiezi rodzinne.Siostry mamy poumieraly,cioteczne siostry i bracia tez,a mlodzi chyba nie bardzo sa tymi wiezami rodzinnymi zainteresowani.Ja probuje troche uruchomic kontakty ,ale skutek jest bardzo mizerny.Pozostaje mi tylko wirtualnie,uzupelniac historie naszej rodziny.Kiedy moj wnuk Adas mial 13 lat jego szkola pojechala na wycieczke do Lwowa.Bardzo mu sie podobalo we Lwowie.Kupil piekne pamiatki -reprodukcje starych rycin o Lwowie i jeden szczegolnie dla mnie bezcenny przedmiot.To krysztalowy wazon ,ciezki bardzo,pieknie wykonany z starym szlifem.Jest to dla mnie wspaniala pamiatka .Biedne dziecko taskalo dla babci taki prezent.Ja nawet do niego nie wkladam kwiatow bo sie boje ,zebym go nie rozbila.Kiedy na ten duzy wazon patrze ,to sie  rozczulam i wzruszam bardzo.Pare lat temu moj syn byl we Lwowie na wyjezdzie integracyjnym z jego firma.Przygotowalismy drobne prezenty dla rodziny   ktore zabral. Spotkal sie z moim ciotecznym bratem juz po raz ostatni.Wkrotce potem moj brat odszedl.Mam jednak nadzieje,ze moze mlodzi czlonkowie rodziny sie jeszcze kiedys z soba poznaja,bardzo bym tego chciala. ...........cdn.Hala

czwartek, 8 marca 2012

Pisze drugi raz..........

Wczoraj mialam bardzo dla mnie dramatyczna przygode.Postanowilam napisac takie dla mnie wazne wspomnienie o miejscu urodzenia mojej mamy.Kiedy prawie juz zakonczylam pisanie pojawila sie plansza "blad" i komunikat :Twojemu blogowi nic sie nie stalo.Jednak,niestety stalo sie .Poniewaz wszystko sie gdzies ulotnilo-zniklo.Nie znam sie na informatyce,wiec nie moglam sobie pomoc.Wypada mi drugi raz napisac.Poniewaz dzisiaj jest Miedzynarodowy Dzien Kobiet ,napisze jak przed laty bedac akurat w Bobrce we Lwowie /wtedy byl to Zwiazek Radziecki/obchodzono Dzien Kobiet.Bylo to wielkie swieto.Nie tylko panowie skladali zyczenia.Bardzo sie zdziwilam kiedy rankiem 8 marca  zawitala moja cioteczna siostra-studenka Lwowskiego Uniwersytetu z bukietem kwiatow i okolicznosciowymi czekoladkami zeby mi zlozyc zyczenia.Panie tez sobie skladaly zyczenia.Wieczorem pojechalysmy do Lwowa/Bobrka jest 35 km.za Lwowem na zachod/ do pieknego teatru Opery i Baletu.Przepiekne wnetrza  wspaniale utrzymane ,bylo to w roku 1956.Wspaniala kurtyna z malowidlami Siemiradzkiego,przepych,zlocenia.Bylam zdziwiona ,ze w tak krotkim czasie po wojnie doprowadzono teatr do dawnej swietnosci.Bardzo dbano tez o porzadek wokol teatru.Kolo Pomnika Mickiewicza kiedy spadl mina ziemie papierek z cukierka,nagle pojawil sie mundurowy i zazadal 5 rubli sztrafy.Za zasmiecanie krasnoj ploszczadi tak to uzasadnil.Smieszne,ale prawdziwe.Balet "Pier Gyount"na ktorym bylysmy byl wykonany przez Zasluzonych Artystow Teatru i Baletu z Moskwy.Byly to goscinne wystepy-wykonanie najwyzszej klasy.Po spektaklu wieczorem w domu byla uroczysta kolacja wydana przez panow.To podobno bylo juz tradycja.Bardzo mi sie podobalo takie uczczenie Dnia Kobiet.Ja mialam wtedy dopiero 17 lat.Przez cale swoje zycie ten dzien i takie jego uswietnienie milo wspominalam.

Bobrka za Lwowem gdzie urodzila sie moja mama,to bylo male miasteczko.Kiedys przed wojna bylo to najmniejsze polskie miasto powiatowe.Mieszkaly tu glownie trzy narodowosci-polacy,ukraincy ,i zydzi.Mama ciagle mi opowiadala ,ze przed II Wojna Swiatowa zyli wszyscy bardzo zgodnie.Nie bylo zadnych etnicznych wasni.Mama miala szkolne kolezanki roznej narodowosci.Sama pochodzila tez z rodziny mieszanej polsko-ukrainskiej.Jesli wystukacie w Google haslo Bobrka Ukraina to ukaze sie Wam kilkadziesiat stron z ciekawymi opisami o Bobrce.Niestety,wojna byla dla Bobrki okrutna.Powstalo getto zydowskie.Wykonywano mordercze wyroki.Moja mama ciagle wspominala taka scene :Sasiadka zydowka pod kolbami niemcow prowadzila dwie swoje piekne dorodne corki i tak wolala do mojej babci:Pani Niczkowa wiode swoje corki do slubu....Wiodla je niestety na miejsce kazni.Bylo strasznie.Potem kiedy skonczyla sie wojna-znowu za byle co mozna bylo byc zeslanym na Sybir.Kiedy umarl Stalin ludzie jako tako zaczeli dochodzic do siebie.Wracali ci ktorzy przezyli na Syberii.Ale zaczely sie rzady Chruszczowa ,zeby kupic chleb trzeba bylo stac cala noc w kolejce.Popularne byly chrupki z kukurydzy -nazywano je chlebem Chruszczowa.Bo kazal to jesc zamiast chleba.Ale pomalu wracalo zycie.Ludzie mieli prace.Mlodzi sie mogli uczyc,studiowac.Ja kiedy po raz drugi w roku 1969 odwiedzilam Bobrke zobaczylam juz inna rzeczywistosc.Lata rzadow wladzy komunistycznej zrobily swoje.Powstawaly sklepy,mozna w nich bylo kupic polskie towary duzo taniej ,niz u nas.Ich sklepy w rodzaju naszego Pewexu nazywaly sie Kasztan.Tez za dolary mozna tam bylo kupic wszystko.Kiedys stala kolejka pod sklepem :ja zapytalam co tam sprzedaja:odpowiedz brzmiala :bezrazmiernyje kolchotki/czyli rajstopy.Ja bardzo zdziwiona zapytalam ?co u Was nie ma.Padla odpowiedz:Da u nas niet bezrazmiernych kolchotek ,ale nasi latajet w kosmos a Wasi niet.Cala kolejka potwierdzila slusznosc odpowiedzi;da prawilno skazal.Taka to mieli mentalnosc ,co poniektorzy ludzie w tamtych czasach.Duzo bym mogla pisac na temat pobytu w pieknym Lwowie.Ale to juz jest dla mnie prawie"raj utracony"bardzo przezywam piszac o tych miejscach.Mam tam tez na cmentarzu Lyczakowskim duzo grobow i tez juz ich nie bede mogla odwiedzic w realu moze wirtualnie sie uda.....kto to wie...cdn Hala

niedziela, 4 marca 2012

Nie ma spokoju.............

Czulam,ze cos nieuchronnego wisi w powietrzu.Za dlugo byl spokoj.Mowia w rodzinie,ze lubie krakac.Mnie jednak sie wydaje,ze intuicyjnie wyczuwam pewne zdarzenia.Tak ,chyba mam.Nie jest mi z tym dobrze.Wprowadza to w moje zycie pewien dyskomfort ,ale niestety nic na to nie poradze.Zaledwie  dwa dni temu rozmawialam z moim mezem,na temat czestych zmian w rozkladzie jazdy pociagow.I wtedy padlo takie zdanie,ze przy takich szybkichzmianach moga wystapic jakies nie do pracowania.I roznie moze sie zdazyc.Rozmawialismy takze ,ze nacisk na predkosc kursowania pociagow przy obecnym stanie torowisk,jestco najmniej lekko niebezpieczna ,delikatnie mowiac.To,ze ruch pociagow przy takiej predkosci odbywal sie trybem wahadlowym,to wielkie niebezpieczenstwo.No,coz ekonomia nie ublaganie wymusza pewne sprawy.Ludzie jeszcze za tym nie nadazaja i zdarzaja sie niestety takie potworne tragedie.Czuje ,ze nasz premier zapisze sie w naszej pamieci jako wielki pechowiec.Przesladuje go wielki pech.Ja myslalam,ze juz mu sie wyczerpal limit pechowych zdarzen,katastrof wszelakich,i innych losowych wydarzen.Nic bardziej mylnego.To trwa.......

Dzisiejsza pogoda starala sie poprawic nasz nie najlepszy nastroj.Bylo pieknie wiosennie.Bardzo lubie kiedy juz zaczynamy czuc wiosne.W nocy temperatura jest jeszcze minusowa.Sara i Joris psy naszej corki i nasza kotka byly kilkakrotnie na spacerze.Trzeba bylo widziec jak dumnie spacerowaly.To ,ze psy maja duze podworko jest dobre ,ale spacer to spacer.Wyjscie w Swiat .Kto tego nie lubi?

Moj maz wyslal bedac,w Bloniu kupony Lotto za cale 15 zlotych.Nie mial zadnych trafien.Ale liczby ktore padly dalyby nam co najmiej  czworke wygrana bo byly to liczby ktore dala mi w spadku moja mama.Nie miala zadnego majatku,nie mogla mi zostawic spadku,ale zostawila mi najcenniejsza dla mnie rzecz,te kilka cyfr napisanych juz nieporadnie ktore byc moze kiedys beda cos znaczyly.Moze jeszcze nie teraz zaraz ale,wierze w to ,ze kiedy ona uzna ,ze juz jest ten czas-to kto wie........Tym optymistycznym akcentem koncze moja rozmowe z moim blogiem i ew.czytelnikami ......cdn.Hala

piątek, 2 marca 2012

zaczyna sie wekend.................

Pogoda dzisiaj  wspaniala.Rano  niebo bylo calkiem zachmurzone,potem sie przejasnilo i zalalo nas piekne slonce.Takie juz wiosenne podmuchy wiatru,dopelnily reszty.Bylo cieplo 8C.Pusia grzecznie caly dzien czekala ,bo jej Pan pojechal do Blonia i obiecal ,ze jak wroci to pojdzie z nim na spacer.Chociaz "general" byl bardzo zmeczony ,ale slowa dotrzymal i poszli na spacer.Ja wtym czasie zajrzalam na facebooka i bardzo sie ucieszylam.

 

Znajoma Pani Ewa z Stanow przyslala mi piekne zdjecia z Polonijnego Balu Piratow.Jaka to wspaniala zabawa.Bal kostiumowy,wszyscy bardzo eleganccy i urodziwi.Bylam pod wrazeniem.Od kilku dni meczylo mnie ,ze nie moge sobie przypomniec slow,pewnej piosenki "o mamie".Bardzo ja lubilam i jak mama zyla to gralam jejja na pianinie.Kiedy juz w Warszawie nie bylo pianina w jedne urodziny zagralam jej ta piosenke na keybordzie,pozyczonym od sasiadki.Bardzo sie wtedy poplakala.Wczoraj nieoceniony kolega z Aachen napisal mi pelne slowa tej piosenki.To piosenka spiewana glownie na Slasku -proste slowa,prosta melodia,ale jakie wrazenia niesie z soba..Podziekowalam mu bo bardzo naprawde sie ucieszylam.Takie to blache sprawy zaprzataja moja glowe.Sa i rzeczy dosc powazne trudne,ale jakos tak trudno mi o nich pisac.Mysle ,ze na to przyjdzie jeszcze lepszy czas ,kiedy troche opadna emocje..

Dzisiaj prasa przyniosla informacje ,w sprawie tej afery z sola.To bardzo szkodliwe bylo uzywanie tej "soli wypadowej" dla ludzi.Boje sie tylko zeby ta afera nie zostala zamieciona pod dywan.Jeszcze dluga droga do ustalenia winnych.Jedno jednak jest pewne,ze ostatnio nie ma przyzwoitych wyrobow miesnych.Wszystko takie plastikowe,az blyszczy i mieni sie wszystkimi kolorami teczy od tej chemii.Kiepski chleb-dmuchane bulki .To wszystko mnie zastanawia.Dlaczego tak musi byc.Jakie to  u nas dobre pieczywo w Rydultowach wypiekal Pan Siedlaczek miejscowy piekarz.Mial konkurencje p.Nowaka.I ciagle byly dyskusje ktorego z nich pieczywo jest lepsze.Mistrz cukierniczy p.Kazik niestety zabral do grobu recepture swoich cudownych ciastek o egzotycznej nazwie "japanery".To byli mistrzowie swego fachu.Zaden nie dorobil sie wielkiego majatku,owszem mieli domy /bez zlotych klamek/a na wczasy jezdzili nie na Karaiby a,do Wisly i Ustronia.Smak ich wyrobow maja do dzis w pamieci  mieszkancy Rydultow i okolicznych miejscowosci.Potem kiedy duzo mieszkancow Rydultow wyjechalo za granice,przy kazdym pobycie zabierali kilka bochenkow chleba.Ja sama wiozlam nie jednokrotnie chleb i ciastka do Warszawy.Najlepiej smakowal ten chleb ze smalcem z skwarkami i w zupie "wodzionce".Wogole "wodzionka" to jest takie regionalne cudo.Na  portalu muzycznym spiewaja o niej piosenki.Ja ciagle mam w pamieci mojego dziadka ktory dozyl sedziwego wieku ktory nie wyobrazal sobie dnia bez malej miseczki jego ulubionej zupy z duza iloscia czosnku.Nie bylo takiej dzikiej pogoni za zyskiem,ludzie jedli zywnosc zdrowa,smaczna.Teraz tez sa sklepy z zdrowa zywnoscia,ale mam obawy,czy to jest tak naprawde.Pozatym w tych sklepach jest piekielnie drogo..Wiem ,ze to moje narzekanie nie kazdemu sie moze podobac.No,coz nie wszyscy,zawsze musza byc zadowoleni........cdn Hala