czwartek, 28 kwietnia 2011

c.d. zycie i wspomnienia..............

Troche sie niestety gubie w tym klikaniu,a,to za duzo a to za malo.I niestety wychodza z tego rozne smieszne rzeczy.Ale mam taka nadzieje ze i mlodszym sie zdarzaja takie potkniecia.Ja i tak jestem mimo wszystko z siebie dumna.Opanowalam jako tako,podstawowe mozliwosci jakie daje nam komputer.Nawiazalam kontakty przez internet z kolezankami i kolegami z ktorymi uczeszczalam do Szkoly Sredniej a,bylo to 55 lat temu.VIVA INTERNET.Pomogl mi poznac dobrze historie mego miejsca urodzenia i stron rodzinnych moich i mojej rodziny.Chociaz tam sie wychowalam,ale wcale dobrze nie znalam historii tych miejsc.Teraz w dosyc poznym wieku moglam dowiedziec sie wiele waznych rzeczy ,o ktorych nie mialam pojecia.Cale moje w zasadzie zycie spedzilam w miejscach zwiazanych z nasza piekna Krolowa naszych rzek Wisla.Urodzilam sie co prawda w Rybniku,ale  w zwiazku z wybuchem wojny trzeba bylo zmienic miejsce zamieszkania.Zamieszkalismy w malym bardzo pieknym miasteczku Skoczow.Ojciec moj byl Slazakiem a mama pochodzila z za Lwowa i  ani w zab nie znala jezyka niemieckiego..Strasznie sie biedna nameczyla ,az troche poznala jezyk ktorym nalezalo sie poslugiwac/byla okupacja niemiecka/.Brala slownik skladala z poszczegolnych slowek zdania i tak sobie radzila.Osiagala nawet w tej dziedzinie jakies sukcesy.Kiedy pewnego razu niezbyt dobrze zrozumiala komunikat o zaciemnieniu okien i przyszedl "szupok" aby jej wreczyc kare.Potrafila sie juz jakos wytlumaczyc i kare jej podarowano.Ojciec jako Slazak zostal wcielony do wojska niemieckiego przymusowo.Udalo mu sie jednak jakos dostac do niewoli i w zasadzie cala wojne przebyl  w obozie jenieckim.Mama ze mna malutka byla sama w Skoczowie nad Wisla.Musial sobie radzic.Wogole miasteczko Skoczow mialo wiele szczescia w czasie okupacji.Dowodca wojsk niemieckich byl przyzwoity czlowiek.Tez nie zgadzal sie z polityka Hitlera i byl uczciwym czlowiekiem w stosunku do ludnosci cywilnej Skoczowa.Nawet teraz tyle lat po wojnie starsi mieszkancy w swych wspomnieniach wojennych dobrze sie o nim wyrazaja.Niewiele pamietam gdyz bylam malym dzieckiem jednak pewne epizody zapadly mi w mej pamieci gleboko.Pamietam dobrze moment kiedy rosjanie rozpoczeli zmasowany atak "katiuszami'z drugiego brzegu Wisly.Ogien blyskal  od strony Wisly niosac groze i przerazenie.Niemcy rozpoczeli ewakuacje.Bladym switem ladowali sie na samochody.Nasze okna wychodzily na rynek wiec obserwowalismy co sie dzieje.Na rogu byla zburzona od bomby kamienica.I wtedy rankiem zobaczylysmy z mama jak chylkiem w ruiny uciekal jeden z zolnierzy niemieckich.Ciagle o nim myslalysmy.Moze mial w Skoczowie ukochana ktorej nie chcial opuscic? Jednak zdecydowal sie na taki desperacki krok.Mysle ze byl bardzo odwaznym czlowiekiem.Nie wiem jak potoczyly sie jego dalsze wojenne losy,jednak czesto o nim myslalysmy.Rankiem nastepnego dnia po zmasowanym ataku do Skoczowa wkroczyly wojska Armii Czerwonej.W naszym domu poniewaz mial dogodne polozenie/widok na rynek/ i duze wewnetrzne podworko za grubym murem.Zalozono kwatere dowodztwa wojsk rosyjskich.Dowodca oddzialu byl mlody przystojny kapitan o przeszywajacym spojrzeniu i pieknych oczach.Pamietam taka scene ktorej wtedy nie rozumialam jak kilku zolnierzy bardzo agresywnie zachowywalo sie w stosunku do mej mamy .Ja przerazona pobieglam do kapitana i ciagnac go za reke blagalam po niemiecku aby szedl za mna do mamy.Szybko uporal sie z sytuacja i uspokajajac mnie wzial mnie na rece i bardzo serdecznie przytulil mnie do siebie,cos szepczac.Po czasie mama opowiedziala mi ze on tez mial w swojej ojczyznie taka mala coreczke i bardzo do niej tesknil.Takie bylo moje spotkanie z wojskiem.Mama poniewaz znala jezyk ukrainski  mogla sie troche porozumiec z wojskowymi.Szybko jednak  okazalo sie ze front sie szybko posuwa.Po prostu musieli sie spieszyc gonic okupanta i wyzwalac nasz kraj.Ciag dalszy..........nastapi. 

niedziela, 24 kwietnia 2011

jednak pisze...............

Bardzo dlugo zastanawialam sie nad dalszym sensem pisania .Minelo kilkanascie dni,doszlam jednak do wniosku ze warto wrocic do pisania.Sa to moze bardzo banalne sprawy i przemyslenia ,ja jednak chce sie nimi podzielic.Mowi sie ze blogi pisza ludzie bardzo samotni.Uwazam ze jest to prawda.Ja tez mimo iz,mam rodzine jestem samotna.Nikt nie ma czasu ze mna porozmawiac,usiasc opowiedziec o ciekawych rzeczach.Ciagle gonia ,w pospiechu.Stac ich tylko aby,od czasu do czasu zapytac jak sie czuje.Podobno jest to i tak duzo bo sa bliskie rodziny ktore jak rok dlugi sie nie kontaktuja ze soba.No coz ,takie czasy.Wiecej czasu poswiecaja na "czatowanie" w internecie niz na zwyklej rozmowie w realu.Ja zdaje sobie sprawe jak zabiegani sa teraz mlodzi ludzie,ale nie mozna sie dac zwariowac.Trzeba ustawic sobie wlasciwe proporcje  by nie zgubic czegos co w zyciu jest najwazniejsze i bezcenne- rodzina.Czasem niestety nie spelnia naszych oczekiwan.Wolelibysmy by byla inna madrzejsza,bogatsza,taka bezkonfliktowa.Caly jednak problem jest w tym ze rodzine nalezy kochac bezwarunkowo z jej wadami i zaletami a w szczegolnosci ich,wadami.Bo to jest prawdziwa milosc "na dobre i na zle".Znowu wpadlam w banaly,ale zycie w swojej istocie jest niestety banalne.Wiec kochajmy sie w rodzinie i starajmy sie wspierac z calych sil.ciag dalszy nastapi....... niebawem.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Nowy tydzien........

Chyba bedzie mi trudno sie polapac w tym wszystkim.Kiedy wlaczylam komputer i weszlam na strone blooga ujrzala m napis "Blog zablokowany  zpowodow regulaminowych".Nie wiem co to znaczy ?Ale po krotkiej chwili -moglam juz pisac.Ciesze sie bardzo ,ale nie jestem pewna czy juz jest wszystko dobrze.N.To moja pierwsza przygoda z blogiem.Owszem swoj dziennik domowy pisze przez dlugie lata ale,nigdy nie odwazylam sie niczego publikowac publicznie.Wczoraj mialam bardzo trudny dzien.Uplynal rok od dlugiego mojego leczenia,rezultat niestety nie powala na kolana.Wlasnie 10.04.2010 w szpitalu rehabilitacyjnym czekalam na przyjazd po mnie mojego syna.Wlaczylam telewizor i  to co zobaczylam scielo mnie z nog.Ta bezradnosc dziennikarzy i strach w oczach byla powalajaca.Zlecial sie caly personel szpitalny pielegniarki,salowe wszyscy zdenerwowani nie bardzo rozumiejacy co sie stalo?I potem ta moja podroz do Warszawy do domu bardzo smutna.A mialam sie cieszyc ze po dlugim pobycie w roznych szpitalach bede wreszcie w domu.Kiedy podano pierwszy komunikat o tym kto byl na pokladzie tego samolotu pomyslalam ,ze co najmiej dwie osoby to ludzie ktorych osobiscie kiedys poznalam i wtedy zrozumialam jak ulotne jest nasze zycie.Jestesmy i juz nas nie ma.Teraz to wszystko jest juz przeszloscia ktorej nigdy nie zapomnimy.Jest u nas w naszej pamieci i sercu. na zawsze.Hala.

sobota, 9 kwietnia 2011

.Moja rodzina -stan posiadania.......

Jestem bardzo pechowa osoba .Ciagle przydazaja mi sie rozne historie nie codzienne.Poniewaz moja wiedza komputerowa jest praktycznie zerowa to i przy korzystaniu z roznych programow  dochodzi do niecodziennych wydarzen.W moim dosc lekko mowiac zaawansowanym wieku/72 lata/.nie ma sie wlasciwie co dziwic.Ten bloog dzisiaj zaczelam juz raz pisac i co nieoczekiwanie na 30 minut zgaslo swiatlo.Nie wiem jak mozna by bylo odzyskac to co do tej pory bylo napisane wiec pisze od nowa.Poradzic sie tez nie mialam kogo,gdyz w domu jestem sama nie liczac mego wspanialego kotka.,o wdziecznym imieniu Pusia.Jest piekna :taki tri kolor biala z roznymi plamkami na grzbiecie w kolorze czarnym i rudo bezowym.Te plamki to na jednym boku na bialym tle piekny kwiatuszek a na glowce i karku siedzi maly czarny kotek.Historia jej przybycia do naszego domu to material na dluzsze opowiadanie.Napewno to kiedys opisze.Mieszkamy w domku w pieknej mazowieckiej wsi nieopodal Warszawy.Mieszkamy razem z corka ,zieciem i ich synem.Corka i syn na parterze razem z psami.Psy to:piekny owczarek niemiecki suka Sara i prawie labrador Yoris.Ja i moj maz mieszkamy z kotkiem na pietrze.Cale "studio"zajmuje moj bardzo przystojny wnuk /199 cm/wzrostu. Jest fanem wszelkich mixow muzycznych.Bardzo chcialby byc znanym DJ i mysle ze mu sie to uda.Poki co studiuje na SGGW  drugi rok pedagogiki,Rozglada sie jednak intensywnie za praca i  wtedy przeniesie sie na studia zaoczne.Ciezka choroba jego obojga rodzicow zmusza go niejako,do podjecia pracy.Jestesmy teraz wszyscy razem w jednym domu a, w jednosci wiadomo jest sila i potega.Staramy sie nawzajem bardzo wspierac i pomagac.Choc czasem sa odmienne zdania i trudna sztuka kompromisu nie jest nam obca.Mamy zreszta naszego "generala " ktory nami rzadzi .Jest nim moj maz pplk.w stanie spoczynku.Jest sprawiedliwy i bardzo nas kocha.Mamy jeszcze syna  ktory mieszka z zona i dwoma synami tez w domku jednorodzinnym pod Warszawa.Jak widac jakos zyjemy .Byloby lepiej gdyby nie moja choroba i choroby corki i ziecia. To by bylo na tyle na dzisiaj.Opisalam caly swoj stan posiadania.Poniewaz nie moge sie poruszac swobodnie  komputer jest moim oknem na swiat.Nie wiem czy kiedys ktos przeczyta to co pisze,ale ja bardzo sobie pomagam psychicznie tym pisaniem.To jest moja terapia i jak widac bardzo skuteczna.Duzo teraz tez czytam ,troche maluje /choc brak mi talentu/zajmuje sie roznymi roznosciami i nie musze juz odwiedzac pieknych sklepow i kupowac tysiace nieprzydatnych rzeczy/bo je mam/ zakamuflowane /.I jest fajnie.Tamten swiat i zycie juz nie wroci/to se ne wrati/jak mowia nasi poludniowi sasiedzi.i dobrze  tak ma byc.