piątek, 30 sierpnia 2013

smutne rocznice i dzien codzienny

Z okazji smutnej rocznicy "inwazji" na "bratnią"Czechosłowację wspomnienia w odniesieniu do obecnej sytuacji z Syria.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Smutne rocznice i dzień codzienny.........

Mija właśnie w tych dniach jedna z takich smutnych rocznic.Rocznica radzieckiej interwencji w bratniej Czechosłowacji.Przypomniało mi sie w zwiazku z tym wydarzeniem kilka historii zwiazannych z tym okresem.Mieszkaliśmy wtedy w pięknym Sandomierzu.Mąz moj był oficerem lączności.Jednym z jego zadan było utrzymywanie łaczności między niebem a ziemią.Konkretnie chodziło o łaczność,między samolotami a stacjami radiolokacyjnymi.Kiedy Związek Radziecki rozpoczął "inwazję" na bratnią Czechosłowacje  w naszej jednostce ogłoszono alarm bojowy.Właśnie nad Sandomierzem krzyżował się most powietrzny.Dokładnie nad naszym blokiem ciężkie samoloty transportowe,bojowe mijały się z tymi które wracały po następny ładunek.Nie leciały zbyt wysoko,wyrażnie było słychać takie ciezkie buczenie,jednostajne.Wrażenie było okropne.Kiedy w jednostce ogłaszano alarm bojowy każdy z wojskowych musiał się stawić na apelu z torba bojową ,w której się mieścił ekwipunek na wypadek nagłej koniecznosci wyjazdu poza miejsce stacjonowania .Na apelu bojowym,oficer dyzurny sprawdzał zawartośc toreb.I tu wydarzyl się humorystyczny przypadek.Jeden z oficerow kiedy otworzył swoją torbę alarmową siorczyście zaklał.Wszyscy zgromadzeni zobaczyli co wprowadzilo oficera w takie nerwy.Była to bielizna damska.Rozległ się gromadny śmiech.Oficerowi nie było jednak do śmiechu.To żona przez nieuwagę spakowała w tą torbę swoje rzeczy.Kiedy ogłoszono alarm i na czas nalezalo się zgłosić w jednostce oficer zlapal torbę w ręke i poleciał na apel.Mój mąż od tego zdarzenia zawsze sprawdzał zawartość swojej torby alarmowej.My ,czyli rodziny wojskowe bardzo przeżywaliśmy to co sie działo.Ja bardzo się zdenerwowałam kiedy poszlam na strych wieszac uprane rzeczy i zobaczyłam dwoch żołnierzy slużby zasadniczej pod bronia długolufową.Pokazywali mi zebym nie robiła krzyku.Bardzo nam sie to nie podobało.Ale nie wiele od nas zależało.Nam żyło się nie lekko.Były duże braki w zaopatrzeniu.Pamietam drastyczne decyzje naszej sklepowej ,ze kostke masła dzieliła na 10 części i to mogli kupować tylko ci co mieli male dzieci.Moja coreczka miała dwa lata więc się załapałam.I te okropne kłopoty z wodą.Było cięzko ,ale bylismy młodzi i jak widzicie dalismy radę.Teraz kiedy słyszę w radio codzienne komunikaty o konieczności interwencji w Syrii,przypominam sobie tą interwencję i robi mi się jakoś dziwnie i modle sie aby ,się jednak opanowali ci panowie rządzący światem.Nie tędy droga panowie.Trzeba rozmawiać,rozmawiac...........cdn.Hala

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Po co nam to było?.....

Pytanie z tytułu mego postu,każdy z nas zadaje sobie bardzo często.Najczęściej w chwilach niepowodzeń.Kiedy nasz plan działań nas ,zawodzi a bardzo,pragniemy aby się powiodło-pytamy po co nam to było?"Pakujemy" się czasem w absurdalne groteskowe sytuacje,które są,często bez szans na powodzenie.Podejmujemy jakieś akcje ktore wydają się byc trafione.Ale niestety nie są.I wtedy znowu mruczymy pytanie -po co nam to bylo? Ale wierzcie mi,wszystko w zyciu jest potrzebne-jest po coś!!Przekonałam się o tym niejednokrotnie.Prosty przykład ,pierwszy z brzegu.Moje zainteresowanie internetem.Gdyby nie to,że podjęłam taką decyzję nie poznałabym mojej rodziny zza Lwowa.Spotkanie po prawie 40-tu latach pozwolilo nam sie,spotkać u nas w Polsce.Kiedy sprawy zaproszen za sprawą biurokracji,niebezpiecznie się przedłuzały.Mój mąż nie raz do mnie mowił "no i poco ci to bylo".Ja jednak uparcie i z wielką determinacja dążyłam do celu czyli do spotkania.Wszystko ,się udało.Co prawda,nie tak dokładnie,jak sobie wymarzylam ale,myślę,ze najważniejszy cel spotkania - poznanie się mlodych z naszej rodziny się udało.Dzięki temu,że postanowilam korzystac z internetu odniosłam wiele korzysci.Nie materialnych,ale takich fajnych ludzkich.Spotkałam swoje koleżanki i kolegow po 55 latach od opuszczenia szkolnej lawy.Odnowilam wszystkie znajomosci zprzed lat.Moglam wreszcie pogadać,z dawno nie widzianą rodziną .Kiedy podjelam decyzję,o pisaniu tego bloga towarzyszyły mi wielkie emocje.Wiedzialam,że bedzie trudno.Ale nie wyobrazalam sobie ,że aż tak.Kiedy redakcja Onet blog zacytowała mój post i poleciła jego adres-rozpętało sie piekło.Wszystkie moje braki w ortografii,interpunkcji,gramatyce,stylistyce wzieto pod lupę i wtedy kilka razy powiedziałam do siebie i po co Ci to babo było.Ale były też głosy które moje braki ,widziały ale zainteresowała ich tez treść.Zyskałam wtedy wielu przyjaciół.Nawet mój kolega z Liceum polonista b.dyrektor Technikum powiedział mi - "ale jednak mimo to pisz Halinko".No!i piszę.Wiem,ze wielu z Was ma dośc mojej nieudolnej pisaniny.Ale wierzcie mi,ja się owszem ,zwracam do Was,ale w głownej mierze to pisanie to moja terapia i mnie pomaga najbardziej.Fajni ludzie których poznałam dzięki temu,rekompensują mi to,że przez chorobę skazana jestem na cztery ściany dzień w dzień.Sumujac moją wypowiedz na temat"po co nam to było" stwierdzam,jeszcze raz:wszystko jest po coś i niech tak zostanie.

Wczoraj w mojej wsi gdzie mieszkam teraz po 40 latach mieszkania w Warszawie odbył się wielki festyn "Pożegnanie Lata"Pięknie zoorganizowany przez grupe osob ktorym się "chce chcieć".Na facebooku dzięki miłym pp.Janickim można było na bieżąco oglądać fotoreportaż.Dziękuję za to.Była to wielka radość,choc w ten sposób uczestniczyć w pięknej imprezie.Ja ze swej strony,muszę tylko napisać,że ten kto ogłosił ,że mamy brak młodych trochę się pomylił.Bramki są młode.Było dużo dzieci i młodzieży,a jak fantastycznie się bawili można obejrzeć na fanpagu Bramki na facebooku.Odgłosy imprezy docierały do naszego domu.Przedewszystkim dopisała pogoda.Serdecznie wszystkich pozdrawiam......cdn...Hala

niedziela, 25 sierpnia 2013

Trudne decyzje i ich konsekwencje......

W wczorajszym poście podjęłam temat trudnych decyzji. Dzisiaj,w piekną słoneczną niedzielę wracam do tematu.Sytuacje życiowe nie  zawsze są mozliwe do przewidzenia.Nigdy nie mamy gwarancji,że właśnie ta decyzja,a nie inna jest tą właściwą.Opowiem Wam historię ktora,być może da tym stojacym przed podjęciem ważnych życiowych decyzji coś do myślenia.Otoż pewien Pan mający,rodzinę,dziecko bardzo lubi sobie poflirtować>Potwierdzać swą atrakcyjnośćw oczach płci pieknej.Lecz pewnego razu niewinny flirt zamienia się w gorący romans i trwa już niebezpiecznie dlugo.Kochanka zachodzi w ciąże.Zona wypędza Pana jak to się nieładnie mówi kolokwialnie na "zbity pysk".Pakuje mu walizki i każe się mu wynosić.Razem z kochanką postanawiają,życ razem.Wszak będą mieli dziecko.Pan ma nadzieję,ze bedzie ojcem syna.W poprzednim zwiazku,miał coreczkę.Rodzi się synek.Postanawiają w nowym socjalistycznym miescie ,zbudowanym od podstaw rozpocząć nowe życie.Dostają mieszkanie i są razem.Zona nie zgadza się na rozwód.Panu tak naprawdę ten rozwod do niczego nie jest potrzebny.Uznaje dziecko i żyje z konkubiną w szczęśliwym związku. Nawet corka tego Pana dorastająca panienka,ma dla niego uznanie ,ze tak się godnie zachował.Mały synek przecież wymaga więcej opieki niż ona dorastająca panienka.I tu dopiero rozpoczyna się dramat. Kiedy synek ma 10 lat,jego mama zachorowuje,na cieżką odmianę SM..Jest unieruchomiona w bardzo cieżkim stanie. I wtedy zaczyna się walką o jej zdrowie.Jest leczona gdzie się da,w kraju i zagranicą.Pan na swoją córke nie placi żadnych alimentow.Była żona postanawia sama wychować córkę bez jego pomocy.Pan wydaje wszystkie swoje pieniądze/ma wolny zawód/ na leczenie konkubiny.I coraz częściej zastanawia się nad swoimi wyborami zyciowymi.Trwa to wszystko dosc długo. Choroba SM charakteryzuje się okresami remisji i nawrotami objawow chorobowych.Po prawie 25 latach choroby konkubina odchodzi.Pan zostaje sam,nie ma mu kto podać szklanki wody.Syn się żeni i wyjeżdza za granicę.Jest potwornie samotny i po 3 miesiącach od śmierci konkubiny  odchodzi.Była jego żona,jest teraz wdową po nim.Wszak nie mieli rozwodu.Jest pod opieką córki i dożywa sędziwego wieku.To co,opisałam zdarzyło się naprawdę i jest dowodem na to ,że nigdy nie wiemy jaki będzie koncowy skutek naszych wyborów zyciowych,podjęcia trudnych decyzji. I nie zarzucajmy sobie,że w tej czy innej sprawie ,podjęlismy niewlaściwą decyzję.Kazda decyzja jest nasza decyzja naszym wyborem i tego się trzymajmy........cdn  Hala

 

 

sobota, 24 sierpnia 2013

Problem trudnych decyzji........

Problem trudnych decyzji nie leży w ich podejmowaniu,ale w umiejętności życia ze świadomością ich konsekwencji bez wzgledu na to,jak słuszne by to były decyzje.I to jest dylemat w zasadzie nierozwiązywalny.Zawsze w ktoryms miejscu konsekwencje trafionych czy nietrafionych decyzji i tak nas dopadną.Tak to już jest. Ogromna odwaga i determinacja do zmienienia całkowicie swojego życia,dana jest tylko nielicznym.Nieliczni też ten trud podejmują.Ileż znamy z literatury przypadków,że podejmowanie decyzji staje się całkowicie niemożliwe.Często dlatego ,że ludzie jak to ludzie bardzo często,przyjmują postawęi filozofię którą wspolłcześnie nazywamy skrótowo"zjeść ciastko i miec ciastko".Ktoś taki kto tak myśli nie jest niestety,zdolny do podejmowania ,żadnych trudnych decyzji życiowych. Szczegolnie trudna jest taka filozofia zyciowa ,kiedy zakochują sie w sobie,osoby bedące w innych związkach.Np.Pan ma żonę i dziecko i spotyka pania wolną.Traktuje tą znajomośc jak przelotny flirt,ale sprawa wymyka się z pod kontroli.Trwa to zdecydowanie za dlugo i pan jest szczerze zakochany.Jest mu dobrze,kocha i jest kochany. Zona stara sie sprawe przeczekać.Wie,że coś w jej małzenstwie jest nie tak.Ale nie podejmuje żadnych krokow.Bo po prostu jest nowy dom ,kredyt do spłacenia,dziecko.Wiec postanawia sprawe przeczekać.Ale ta trzecia,tez nie zamierza ,już dłuzej trwać w tym związku .Wypowiada więc Panu mimo ,że bardzo go kocha.I co z tego wyniknie?Wszystko będzie zależało od tego jaką decyzję podejmie Pan.Czy będzie gotowy zmienić swoje dotychczasowe życie?Jak myslicie ,czy łatwo jest podjąć taką decyzję?Ciekawa jestem waszych przemyśleń?Czy może byc tez tak,że Pan zostanie z żoną,i dalej bedzie tylko żył wspomnieniami po prawie dwuletnim zwiazku "na boku"Ale,może być tez,tak,że Pan pomysli ,ze "baby są jakieś inne" i postanowi skruszony wrocić do żony i bedą z sobą aż po wieki. Jedyną osobą,bardzo poszkodowaną w tej awanturze bedzie -zgadnijcie kto.A Pan będzie "jadl ciastko i mial ciastko".Mnie nasuwa sie taki wniosek ,ze nie zawsze strzala Amora trafia w właściwe miejsce.No!coz takie jest życie.......cdn....Hala

niedziela, 18 sierpnia 2013

Czy ktoś bedzie umiał,mi to wytlumaczyć?

Codziennie rano zastanawiam się,jak minie mi dzień.Kiedyś wcale mnie to nie interesowało.Wstałam robiłam w domu co miałam,zrobic.I szłam do pracy.Po pracy znowu,prace domowe.I kolo 22-giej padałam na twarz.Aby znowu rano zaczynać nowy dzień.Teraz widocznie nadmiar wolnego czasu,pozwala mi na rozwazania nad utraconym czasem.Ciągle zastanawiam,się jak bedzie wyglądało nasze zycie kiedy już  nie będziemy w stanie sobie dać rady samemu.Wiem,wiem tak się mowi ,że starośc się Panu Bogu nie udała.Dzisiaj pod wplywem audycji w Jedynce powieści radiowej :"W Jezioranach"bardziej niz,zawsze pomyślałam nad problemem.Tam ,wlaśnie rozważany był dzisiaj problem starosci,samotności.Problem o tyle istotny,że będzie dotyczył coraz wiekszej liczby naszej społeczności.Społeczenstwo nasze gwałtownie, się starzeje.Dzieci przybywa jak na lekarstwo.Nasze młode pary mają dzieci,ale nie u nas .Zyją na obczyżnie i tam zakladają rodziny.Problem pomocy naszego państwa dla mlodych rodzin jest stary jak świat.Odkad pamiętam nic się w tym temacie nie zmieniło.Wszystko jest po staremu pod hasłem :radzcie sobie sami. I tak to wygląda.Ale,ja Ameryki nie odkryłam.Wszyscy to wiemy i widzimy..........Ciekawa tylko jestem,ale w zasadzie to jestem prawie pewna ,że nowi kandydaci do najwyższych władz,będą w swoich hasłach wyborczych szermować hasłem"co zrobimy dla młodych wyborców?"Nie ma polityki prorodzinnej i szybkiego działania na rzecz rodziny i wszystkie deklaracje w tym temacie to tylko puste słowa.Wiadomo jednak od dawna,że nadzieja umiera ostatnia,więc miejmy NADZIEJE ......Teraz na temat pytania zawartego w tytule mego postu.Bardzo bym pragnęla kogos zainteresować,taką sprawą.Obok naszego domu w Bramkach jest posesja  leśna jakieś około 4000 metrow.Posesja nie zamieszkała z starodrzewem lisciastym.Bardzo piękne duże rozłożyste drzewa lisciaste.Wartosciowe.Lipy,buki dęby.brzozy,topole ,klony i inne.Od kilkunastu lat posesja jest sprzątana tzn,wycinane sa drzewa samosiejki,chwasty i nic się dalej nie dzieje.W poprzednich latach wynoszone były do tego lasu smieci.Teraz po sprzątaniu tej wiosny jest wzgl.czysto.Ale dalej nic się nie dzieje.Wiem też ,że takie sprzątanie kosztowało właścicieli niezłe pieniadze.I zupełnie tego nie rozumiem.Czyż,nie mozna znależc sensownego inwestora na takie piekne miejsce.Idealne miejsce na pensjonat,dom opieki dla ludzi starszych.Park naokoło gotowy.Swietne miejsce na taką inswestycję,a tu klentow ani,widu ani słychu.Moze Gmina pomyślała by o takim miejscu dla swoich mieszkanców.Przecież dotację unijne na taki cel napewno by się znalazly.I nie byłaby to dzialalnośc uciążliwa dla okolicznych mieszkanców.Najlepiej mi to wytłumaczył jeden z starszych mieszkancow Bramek.Powiedział-oni to tak ciagle bedą co parę lat,sprzątać i nic z tego nie wyniknie!!!.Przepraszam,ze zaprzątam Wam moi mili czytelnicy takim lokalnym problemem głowę,ale wiem ,że czasem czytają mnie moi sasiedzi z Bramek/maja linka do mojego bloga/i może wreszcie ktoś się postara ten problem poruszyć i cos się bedzie dziać w moim sasiedztwie.Pozdrawiam wszystkich.......cdn.HalaNa zdjeciach moja Pusia kot kaskader.

czwartek, 15 sierpnia 2013

Swiateczny dzień...i moje wspomnienia.....

Połowa  sierpnia -świeta koscielne i narodowe.Dzień Wojska Polskiego.Jakże odmienne wspomnienia z tego dnia mam z dawnych lat.Dzień Wojska Polskiego był w innym terminie.I tą akurat zmianę oceniam bardzo pozytywnie. Dzień 12 pażdziernika był już najczęsciej dniem,słotnym, zimnym,więc obecny termin tego święta jest  bardziej przyjazny dla rodzin wojskowych. Z powodu pogody wszystkie uroczystości odbywaly się w pomieszczeniach zamknietych.Odbywały się okolicznościowe akademie. Udział brali w nich wszyscy oficerowie ,z rodzinami i zołnierze służby zasadniczej. Dowodcy wręczali awanse,na wyzsze stopnie wojskowe,oraz odznaczenia. Byly też krotkie ,występy najczęściej przygotowane przez uzdolnionych muzycznie żołnierzy służby zasadniczej WP. Wieczorem kazdego 12  pażdziernika był bal.Bardzo pięknie przystrojone sale klubu oficerskiego gosciły w ten wieczór kadrę całej jednostki. Zapraszano także na ten wieczór,przedstawicieli rożnych instytucji z miasta.W Sandomierzu w ktorym przyszło mi żyć przez 12 lat od 1958-1970 bale u lotników cieszyły się wielkim powodzeniem u  wszystkich ważnych tego miasta.Było uroczyście ,a jednocześnie bardzo sympatycznie,że można było poznać kogoś z poza środowiska.Istniała taka tradycja,że trzeba by panie zaprezentowały nowe eleganckie kreacje.Oj!Co to się działo!Panie które potrafiły szyć były oblegane.Pamiętam ,że ja nawet pojechałam do Warszawy aby sobie kupić kreację.Kupłam piękną sukienkę z grubej gipiury-koronki w słynnych pawilonach na Marszałkowskiej.Buty natomiast miałam z paczki z USA.Podejrzewam,że te lakierki to były buty takie do trumny . Bo zaraz się rozleciały.Czyli były jednorazowe.Ten jeden rok kiedy mąz awansował na majora, dobrze pamiętam. W naszym gronie mieliśmy wtedy wspaniałego tancerza w osobie naszego lekarza-Zbyszka Religii-pózniejszego sławnego kardiochirurga.Jak on wspaniale i tańczył i bawił swoją osobą piękne panie.Wzbudzał zazdrośc w naszych mężach,i chcąc nie chcąc chcieli mu dorównać. Nas czyli  "piekne panie' bardzo to cieszyło.Już nigdy potem tak się nie bawiłam.Bo potem,to praca i praca. Potem stan wojenny i było juz po ptokach -jak u nas na Sląsku mowiono.Teraz kiedy słyszę o rodzinnych piknikach w tym dniu swiatecznym wojska jest mi bardzo miło,że rozpoczyna się nowa tradycja.Prezentacja sprzetu wojskowego,iwspaniałe orkiestry wojskowe dopełniaja całości.Jest pieknie i pogoda też sie dostroiła.Zycze wszystkim rodzinom wojskowym spokoju i samych słonecznych dni w zdrowiu.Podrawiam serdecznie .....cdn.Hala

czwartek, 8 sierpnia 2013

Muzyka leczy każdy smutek a słowami tak niewiele da się wyrazić.......

Muzyka uczestniczy w calym moim życiu i zajmuje w nim bardzo ważne miejsce.Teraz w jesieni mojego życia kiedy nie mam już szans na korzystanie z koncertow wykonywanych w filharmonii czy salach koncertowych,muszę się zadowolić płytami,słuchaniem radia,tv,internet.Nie ma dnia,żebym nie słuchała radia.Muzyke klasyczną poznałam,w młodości kiedy byłam uczennicą Szkoły Muzycznej.Teraz,od wielu już lat zyję muzyką lekką,łatwą i przyjemną.Staram sie być na bieżaco z stylami,trendami wspołczesnej muzyki szeroko pojętej.Moi wspaniali wnukowie-cała trojka jest bardzo muzykalna.Grają na gitarach,perkusji.Jeden uprawia bardzo awangardowy styl muzyki ,Nie wiem niestety,jak to się nazywa ale powiedział mi kiedyś,że bedzie świetnym DJ i prezenterem muzyki.Podobny z postury do świetnego prezentera Wojciecha Mana,jak się postara,będzie go mógł kiedyś zastąpić.Uzdolnienia muzyczne to jedno,a ciężka praca to drugie. Przykladem który przytoczę,niech będzie mój idol.Jeden z Beatlesów zawsze uśmiechnięty,sympatyczny Paul McCartney.Kiedy  jego ojciec ktory też trochę grał na gitarze,mu poradził-"naucz się grać na jakims instrumencie. Będą cię zapraszać na imprezy".Wziął sobie te słowa do serca i bardzo się starał nauczyć dobrze grać. Gdy poznał Johna Lennona tworzyli zespoł niezlych szarpidrutow,znanych w Liverpoolu. I wtedy stanął przed wyborem ,albo się dalej uczyć,albo pojśc do pracy.Pochodził z niezamożnej rodziny wiec ,wybrał to drugie.Ale przyszedł do niego,Lennon i namówił go na granie takie bardziej juz profesjonalne w zespole.Namowił skutecznie.Przyznał pózniej:"To ja zmarnowałem życie Paulowi. Poszedłby na studia.Mógl być kimś!"Dużo ćwiczyli ,grali dla kolegów , Po drodze mieli wiele niepowodzeń,ale bardzo się nawzajem wspierali i nie poddawali się. Pozniej była już tylko sława i rzeczywiscie ogromne pieniądze. I nawet wówczas gdy jego kumple z branży muzycznej kupowali sobie zamki i wymyślne rezydencje-on najlepiej czuł się na zwykłej farmie.W dodatku nie dał się ponieść chorobie -nazywanej show-biznesowym szpanem.Byl bardzo zdolnym muzykiem,komponował muzykę,pisał teksty do prostych fajnych melodyjnych piosenek.Jest dla moich chłopców wnuków niedościgłym wzorem. Jest dzisiaj tak gorąco,że dalsze moje pisanie przyniosło by więcej szkody niż pożytku. Więc kończę i zmykam w chłodniejsze klimaty.........cdn.Hala.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Trzeba walczyć.Bóg,kocha tych którzy próbują.............

Moje stwierdzenie  z tytułu postu ma swoje głębokię uzasadnienie w życiu każdego z nas.Trzeba walczyć i nie poddawać się wtedy kiedy cos w życiu nie wychodzi.Ba,łatwo powiedzieć.Ale,trudniej już jest z realizacja.Ileż to razy ,każdy z nas swięcie wierzyl,że się nie podda,że mu się uda bo będzie,walczył.Wyszło jednak,często zupełnie odwrotnie.Wiem o tym,dokladnie sama ,to nieraz przerabiałam w swoim życiu. Wczoraj w radiu w mojej ulubionej Jedynce wysłuchałam goracej dyskusji na temat leczenia bezplodności i metod leczenia,między innymi metody invitro.Podnoszono problem kosztów tego leczenia i udziału w leczeniu tymi nowoczesnymi metodami naszego państwa poprzez NFZ.Koszty ogromne.Problem bezpłodności dotyczy coraz większej ilości młodych ludzi.Przypomina,to w tej chwili jużjakby stan epidemii wśrod młodych małzeństw.Przyczyn tego stanu rzeczy jest pewnie bardzo wiele.Kiedyś młode pary ,kiedy się pobierały bardzo szybko decydowały się na potomka.Obowiazywała zasada -Bog dał dziecko -da i na dziecko.Teraz już młodzi ludzie tak nie myślą.Nie chcą miec tak odrazu dzieci. Chcą się kochać bez konsekwencji.Ułatwiają to pigułki antykoncepcyjne. Wspolzycie seksualne rozpoczynają coraz młodsze pary o nieustabilizowanej jeszcze gospodarce hormonalnej.Pigułki mozna tez kupić w internecie.Istnieją,już pewne badania naukowców co do pigułek antykoncepcyjnych.Są szkodliwe dla młodych osób.Jeśli sa zazywane,przez kilka lat napewno są szkodliwe.Dlaczego więc tak ochoczo są stosowane u młodych przez lekarzy ginekologów tych samych do ktorych potem przychodzą,zdesperowane pary błagające o pomoc invitro.I wtedy koszty leczenia ponosimy my czyli całe społeczeństwo.Stajemy przed wyborem skierowania pieniedzy na leczenie chorych dzieci które już są na świecie,a skierowania  pieniędzy do par ktore wreszcie decydują się na dziecko. I jest problem jak to pogodzić.Do tego wszystkiego dochodzi tez problem demograficzny.Jesli nic z tym się nie zrobi to za kilkanascie lat Polska będzie krajem wesołych pogodnych staruszkow,ale jednak staruszkow.Moim skromnym zdaniem,Panstwo wszelkimi silami powinno zachecac mlode rodziny,pary,aby wtedy kiedy są młodzi mieli dzieci.To jest czas na rodzenie zdrowych dzieci.Powinnismy dbać i chuchać na młodych ludzi,pomagać,stwarzać rozne ustawowe udogodnienia.Coś już sie w tych sprawach dzieje ,ale jest to jeszcze o wiele za mało.Być może ten moj post,spowoduje ,że ci ktorzy go przeczytają zastanowią sie nad tym problemem .Mam taka nadzieję.Napisalam go pod wpływem wysłuchania audycji bo to tez jest moje zycie codzienne.Mam na mysłi -słuchanie radia.......cdn.Hala

piątek, 2 sierpnia 2013

Odlegle lata i moja pamięć.................

Nasza pamięć o dawnych latach ? Jaka ona jest?Wczoraj obchodzona była 69 rocznica Powstania Warszawskiego.Uroczyście z udzialem jeszcze nielicznie już,żyjących uczestnikow Powstania i ich rodzin. Warszawa pamięta ,ale czy cala Polska w rownym stopniu? Ja pochodzę z malego gorniczego miasteczka z Slaska i uczciwie powiem,ze moja wiedza o tym czasie w historii Polski wyniesiona z dawnych lat była bardzo nikła wrecz fragmentaryczna.Moje pokolenie uczyło się innej historii. Wiadomo jednak,że prawda historyczna może być tylko jedna-prawdziwa oparta na zrodlach naukowych i opowieściach osob uczestniczących w zdarzeniach historycznych. Ale to tylko pobożne życzenia.Smiem twierdzić,ze niestety niejednokrotnie prawda historyczna mija się z prawdą faktyczną,autentyczną. Przyznam się szczerze,że nie znałam historii Warszawy naszej stolicy.Wiedziałam tylko to co uczyłam sie w szkole i że bardzo cierpiałam jako dziecko kiedy moja mama ,ktorąś z rzędu niedziele musiała isć za darmo do pracy w tzw.czynie społecznym "Na odbudowę Warszawy".Tych niedziel było dużo o wiele za dużo.Nie lubiłam tego miasta.Zabierało mi mamę.Kiedy moje zycie ulożyło się tak,ze o ironio losu zamieszkałam w Warszawie pomału,bardzo pomału musiałam to miasto chciec zrozumieć.Bardzo w tym pomogł mi pewien czlowiek.Warszawiak z dziada pradziada. Mieszkajacy za sprawa ożenku w Sulejowku.Pan ten był jednym z młodych powstancow.Co prawdę nie walczył z bronią w ręku bo był poprostu za mlody.Miał w chwili wybuchu powstania 14 lat.Jego ważnym udziałem w powstaniu było noszenie w menażkach jedzenia dla powstańcow  na barykady i miejsca walki.Jedzenie gotowała jego rodzina,mama i jej siostry. Jedna z siostr była pielegniarka i też brała udział w powstaniu. Był bystrym chłopcem,nie raz kiedy go zatrzymywali wrogowie sprytnie potrafił się uwolnić.Widział wiele i o tym wszystkim pięknie opowiadał.Miał wielki dar zainteresowania swego ,rozmówcy.Był szarym bohaterem.Jak sięcieszyl kiedy chwalili jego jedzenie. Opowiadał mi takie zdarzenie.Kiedyś dał zupę jakiemus żołnierzowi a za kilka minut ten zołnierz już nie żył.Zabił go snajper z wieży kościoła.I tak Pan Janusz  to opowiadając mi powiedział-przynajmiej nie poszedł głodny do Pana. Ja moglam godzinami słuchac jego opowieści i wlaśnie wczoraj sobie go przypomnialam.Ten Pan juz kilka lat temu zmarł.Wiec,już gdzieindziej świetował rocznicę.Wczoraj caly dzień moja ukochana Jedynka nadawała przepiękne piosenki powstańcze  w nowych aranżacjach i było bardzo odświętnie.Pozdrawiam wszystkich serdecznie......cdn.Hala