czwartek, 29 września 2011

Czy jeszcze zdaze...........

Dzisiaj okolo godziny 10-tej wielka radosc.Po dosc dla mnie dlugiej bo kilkunasto dniowej nieobecnosci  na polu pokazaly sie piekne sarenki.Byly 3 duze okazale,o ciemniejszym ubarwieniu niz przedtem.Mysle ze ta zmiana ubarwienia to na czesc jesieni.Sa przez ten ciemniejszy kolor mniej widoczne.Teraz bylam gora.Wczoraj maz zrobil mi prezent i bedac w Warszawie kupil mi fajna lornetke.Bardzo go meczylam o ten zakup.Ale ciagle zapominal.I dzisiaj zebym miala co ogladac pokazaly sie sarenki.Obejrzalam je sobie dokladnie.Bardzo wyrosly te panny przez lato.Dzien dzisiaj piekny.Slonce i bardzo slaby wiaterek.Jest tez calkiem znosna temperatura.Poniewaz dzisiaj moj maz jest solenizantem imieninowym,uznalismy,iz przyroda tak pieknie postanowila uswietnic ten dzien.Jest milo.Telefony od znajomych z zyczeniami,bardzo sympatyczne/tylko ze wykrusza sie nam juz nasza "stara gwardia"/jest nas coraz mniej. Na niedziele postanowilam zaprosic cala moja rodzine na uroczysty obiad.Syn odrazu poprosil o slaski obiad ,aby jego synowa mogla skosztowac slynne slaskie rolady,kluski slaskie i modro kapusta.Wiem ze nie wszyscy musza takie menu polubic,ale skosztowac /moze raz w zyciu/ nie zaszkodzi najmlodszemu pokoleniu naszej rodziny.Ciesze sie bardzo z tego spotkania.Oby tylko sie wszystko udalo.Pusia jeszcze cale dnie spedza na polu.Spotyka sie z swoim kocurkiemi punktualnie o 18.30 sie zegnaja i Pusia przychodzi do domu spac.Kiedy bylo chlodno bardzo lubila zeby ja ogrzewac lampa solux i slodko zasypia na swoim fotelu.Takie to banalne sprawy opisuje na moim blogu.Mysle ze to jakos tak nie bardzo interesuje  wielu czytelnikow takie nic nie znaczace banaly.Ale one sa od serca dla pokrzepienia serc w tym wiecznie zapedzonym zyciu jakie jest udzialem wielu ludzi.Ja naprzyklad codziennie uczestnicze kiedy jest slonce w puszczaniu zajaczkow.Pusia je lapie skacze,ja sie zasmiewam i jest nam bosko.Moze to i prawda ze czlowiek na starosc bardzo dziecinnieje.Ciesza go zupelnie proste rzeczy,lapie dystans do spraw powaznych.Mnie to sie jednak bardzo podoba.Oby tak dalej........cdn.Hala

środa, 28 września 2011

Juz wszyscy w domu.................

Dzisiaj w nocy wrocily nasze dzieciaki z wojazy po swiecie.Pelni wrazen,ale szczesliwi ze spokojnie dotarli do domu.Byli nad morzem w Hiszpanii niedaleko Barcelony-caly tydzien.Nastepnie przez dwa dni.sila rzeczy dosc pobieznie,zwiedzali Barcelone.Potem wylecieli na wyspe Majorke na tygodniowy pobyt.Niestety nie byli,tym pobytem zbyt zachwyceni.Za glosno i za bardzo duzo 'zbyt wesolych anglikow"no i towarzyszki tych uciech,tez niestety zbyt swawolne.Jednym slowem moim dzieciakom sie na Majorce za bardzo nie podobalo.Spotkali tam kelnerke ,polke ktora sie bardzo ucieszyla z tego spotkania.Okazuje sie ze wszedzie mozna spotkac naszych rodakow.Gdzie nas nie ma?????Potem musieli czekac na samolot do Polski i mieli jeszcze kilkugodzinna przerwe w Barcelonie .Tak,ze byla mozliwosc jeszcze sie pozegnac z pieknym miastem Barcelona.Wieczorem odlecieli do Krakowa.I z Krakowa swoim samochodem ktory czekal naa nich na parkingu w Krakowie nad ranem zameldowali sie w naszych kochanych Bramkach.Basia okazala sie fantastycznym logistykiem tego wyjazdu.Perfekcyjnie przygotowala i zgrala wszystkie pobyty,nie bylo zadnych "nawalanek".Teraz mlodzi ludzie moga zwiedzac caly swiat/oczywiscie jesli maja kase/ a o nia niestety najtrudniej.Pamietam jak moj syn jako student w pierwszym roku stanu wojennego chcial pojechac na winobranie do Francji.Ile nas to kosztowalo zachodu i sprytu zeby mogl pojechac.Dzisiejszy jednak dzien znow w naszym domu jest smutny.Zmarl po dlugiej chorobie ojciec naszego sp. ziecia.Mial 78 lat.Byl bardzo chory i bardzo cierpial.W takim wypadku smierc jest po prostu wybawieniem wielka ulga.Dla wszystkich ,a glownie dla tego chorego.Bedzie juz drugi pogrzeb w naszej rodzinie w tym roku.Tak sie przeplata ,wesole i smutne.Takie jest zycie,w kazdej rodzinie przeplata sie dobro i zlo. Dlugie teraz wieczory nie nastrajaja nas optymistycznie.Brak sloncacoraz bardziej sie nam bedzie dawal w znaki,trzeba nam to jednak jakos przetrzymac,a nie dlugo przeciez bedzie wiosna........Hala cdn.

niedziela, 25 września 2011

dobra niedziela......

Spokojnie ,nawet bardzo spokojnie przechodzi dzisiejsza niedziela.Pogoda bardzo ladna ,chlodno ale  sloneczko swieci wiec napewno sie ociepli.Corka zadzwonila z tej Majorki pytajac czy bardzo w domu marzniemy.Powiedzialam ze jest nam dobrze i nic zlego sie nie dzieje.Dzisiaj w internecie zobaczylam historyczne zdjecia.Lech Walesa przy okazji odwiedzin u swego syna w Szpitalu na Szaserow ,odwiedzil tez chorego Wojciecha Jaruzelskiego.General bardzo mizerny.Widac ze jest ciezko chory.Ten gest uwazam jest bardzo,na miejscu.Nawet wroga w biedzie nalezy wspomoc dobrym slowem.Poniewaz mieszkalam przez kilkanascie lat bardzo blisko domu generala bardzo czesto spotykalam swego ,/ze tak powiem kolokwialnie/sasiada.Coreczka  jego chodzila do naszej osiedlowej Szkoly Podstawowej.Bawila sie z naszymi dzieciakami,tylko z oddali dyskretnie obserwowana przez jej ochrone.Nieraz ochrona wpadala w poploch kiedy niesforna Monika w ferworze zabawy zbyt daleko sie oddalila.Kiedy byla u mnie rodzina z Slaska,moj wuj sztygar byl ogromnie zaskoczony wygladem domu w ktorym mieszkal general.Powiedzial dobitnie "pieronie to on w tej chalupie mieszko-dyc u nas byle "szleper"/to zwyklyrobotnik na kopalni/mo lepszo chalupa" Bardzo sie dziwil ze ta willa niby o ktorej pisali to taki zwykly dom.Nic nadzwyczajnego.Moja corka kiedys tam byla z kolezankami i opowiadala ze zadnych luksusow  tam nie widziala.Normalne meble takie jak u nas w domu.Tak ze opowiesci o rzekomych luksusach byly mocno przesadzone.Bardzo tez dobrze pamietam ferie zimowe w Koscielisku.Wtedy przez dwatygodnie pan general i jego malzonka z coreczka stolowali sie razem z wszystkimi wczasowiczami.Jedli to samo co my,na ogolnej stolowce.Co prawda Wojskowy Dom Wypoczynkowy w Koscielisku mial osobny domek generalski ,ale p.general Jaruzelski nie chcial osobnego wyzywienia.Bardzo byl skromnym czlowiekiem.Milym i bardzo sympatycznym,takze jego malzonka i corka nie staraly sie wykorzystywac swej uprzywilejowanej jakby nie bylo pozycji.Mysle ze jego dzialania polityczne byly niestety uwarunkowane wielka nasza zaleznoscia od owczesnego ZSRR.Zbyt malo bylo wtedy w nim wiary w to,iz mozna cos w tym wzgledzie zmienic.Okazalo sie mozna bylo zmienic wszystko.Zmienic calkowicie bieg historii i jak wiemy udalo sie to miedzy innymi tym dwom panom.Lechowi Walesie i gen.Jaruzelskiemu.To ladnie ze Lech Walesa znalazl w sobie tyle dobrej woli,i odwiedzil ciezko chorego generala.Moja rodzina nieraz psioczyla na generala ,ze za slabo zajmuje sie wojskiem.Wojsko wtedy kiedy byl Ministrem Obrony Narodowej bylo bardzo zaniedbane.Kazano nam czekac  na lepsze czasy/kwestie mieszkaniowe/.Warunki w jakich zyli ludzie w lesnych garnizonach bylyby obecnie nie do pomyslenia.Ja to wszystko doskonale pamietam i przezylam.Pisze o tym bo chcialabym zeby mlodzi ludzie nie odbierali historii tamtych lat zbyt jednostronnie.Tamta wladza byla be, a teraz jest super.Otoz,tak nie jest.Kiedy slucham kandydatow do wladzy w ich przedwyborczych wystapieniach,jestem pelna obaw ze nie o to chodzilo wtedy tym ktorzy obalili tamten system.Nie o taka Polske im chodzilo.Byc moze ze jest za wczesnie o tym wyrokowac,zamalo sie jeszcze nauczylismy tej demokracji,musi uplynac wiecej czasu.Zycze i tym wybieranym i tym ktorzy wybieraja zdrowego rozsadku po prostu.I to by bylo na tyle w ta piekna niedziele Hala cdn..........

sobota, 24 września 2011

Skargi...........

Wiekszosc z nas jest mistrzyniami roznych odmian narzekania:stekania,jeczenia,skarzenia sie,placzu,kwekania,szlochu.Jestesmy bardzo dobre w uzalaniu sie nad soba.Prawdopodobnie jedyna kobieta  na powierzcni ziemi,ktora nie uzalala sie nad soba,byla matka Teresa z Kalkuty.Jedna z przyczyn,dla ktorych tak bardzo lubimy nasze przyjaciolki jest mozliwosc wyzalenia sie przed nimi jakie to my jestesmy nieszczesliwe.One tego samego spodziewaja sie po nas.I tu zamyka sie kolo.Przeciez bardzo czesto jest tak,ze sprawy o ktore sie pienimy ze zlosci,nie sa warte jednej naszej mysli.Narzekanie na wszystko i wszystkich,daje tylko chwilowa poprawe samopoczucia.I tak jestesmy zle,pelne zalu.Jak sobie pomoc?Mialam kiedys w pracy kolezanke /niestety zmarla bardzo mlodo na nowotwor mozgu./Byla to dziewczyna bardzo wesola,sympatyczna,o bardzowielu talentach.Byla przy tym bardzo poukladana wrecz  pedantyczna,miala zawsze na wszystko czas.Wlasnie ona udzielila mi kiedys bardzo dobrej rady.Widzac moje impulsywne reagowanie na rozne sytuacje w pracy.Powiedziala mi :kiedy bedziesz sie czula tak,jakbys miala za chwile eksplodowac ,powiedz twemu otoczeniu ze potrzebujesz kilka chwil"na trudna chwile".Pojdz do lazienki odkrec mocno krany i krzyczac glosno co o tym wszystkim myslisz daj upust swej zlosci.Oni cie nie uslysza , a Ty poczujesz sie od razu lepiej.Ta rada  juz wiele razy mi pomogla.Czesto w swoim zyciu ja stosuje i zawsze wtedy staram sie odmowic krotka modlitwe za dusze mej kolezanki z pracy.Ostatnio kiedy porzadkowalam zdjecia wpadlo mi w rece zdjecie z przyjecia imieninowego w pracy.Poniewaz moja  pani dyrektor byla tego samego imienia co ja obchodzilysmy ,imieniny w ten sam dzien razem.Bylo zawsze uroczyscie i robilysmy sobie okolicznosciowe foty.Kiedy popatrzylam teraz po latach na to zdjecie zamarlam z wrazenia.Z 12 osob z tego zdjecia 8 osob juz nie zyje.Byli i mlodsi i starsi odemnie.Bardzo sie tym zasmucilam.Wiem ze taka jest kolej rzeczy,wszystkim nam przyjdzie umierac.Nikt sie od smierci nie moze wykupic -za zadne pieniadze.Dzisiaj u nas ladna bez wietrzna pogoda ,ale temperatura jest juz niska .Tylko 15 stopni.W domu tez sie zrobilo chlodno,tak jakos surowo.Zalozylam na te moje biedne nogi grube skarpety i welniany serdak na grzbiet.Pusia tez dzisiaj nie bardzo byla skora do latania po lesie.Trzymala sie domu.Wczoraj jak wrocila do domu,usiadla pod lampa i caly czas sie pieknie wygrzewala.Przybierala coraz to nowe pozycje.Bardzo jej sie to podobalo.Zarowka taka energooszczedna,wiec pobor pradu znikomy.No i bylo to cos nowego.Wczoraj,az dwa razy ja zamknelam nie chcacy:raz w szafie,drugi raz na balkonie.Darla sie w nieboglosy  zeby ja uwolnic ale kiedy jej przedtem szukalam,siedziala bardzo cichutko,udawala ze jej nie ma.Taka mala psotnica.Ale jest nasza wielka radoscia.Psy dalej tesknia,nie chca jesc.Wczoraj maz karmil je z reki to troche zjadly.Juz za 5 dni wraca nasza corka i jakos wytrzymamy.Hala cdn.

czwartek, 22 września 2011

Ostatni dzien lata..........

Szybkimi krokami zbliza sie jesien.Dnie coraz krotsze,ranki bardzo szare smutne.Mgly snuja sie nad polami wokol naszego domu.Liscie z drzew ,ktorych nie brakuje wokol domu spadaja juz w duzej obfitosci.Slonce wychodzi docyc pozno,jakby sie czegos balo.Dobrze ze chociaz nie pada.Jest juz zdecydowanie chlodniej szczegolnie,w ranki i wieczory.Dzisiaj w necie na Facebooku  odezwala sie moja corka.Sa na wyspie Majorka.Jest tam podobno przepieknie.Cieplo i bardzo slonecznie.Teraz to mam wrazenie ze caly swiat to jedna globalna wioska.Internet bardzo wszystko i wszystkich do siebie przyblizyl.Wspominam jak to w latach 80-tych ub.wieku moje dzieci pojechaly na winobranie do Francji.Jak ja biedna godzinami czekalam na polaczenie telefoniczne z nimi i jaka zla byla wtedy slyszalnosc.Jak to sie wszystko zmienilo.Lato tegoroczne bylo fatalne/przynajmiej tu u nas w Bramkach/Nie dopisala wogole pogoda.Poniewaz notuje od lat codziennie jaka jest pogoda,wczoraj policzylam.Takich prawdziwie letnich cieplych,slonecznych bez uciazliwego wiatru dni bylo raptem 9 dni od polowy maja do teraz.Oczywiscie wylaczylam dnie kiedy bylo wprawdzie slonce ,ale byl wiatr taki juz dosc uciazliwy.Taki dzien,nastraja mnie depresyjnie i nic na to nie moge poradzic.Boje sie teraz jesieni i tych uciazliwych trudnych miesiecy.Krotkich dni i dlugich wieczorow.Musze sobie znalezc duzo zajec na dlugie wieczory,aby to jakos przetrwac.Doszlam do wniosku ze koniecznie musze wrocic do nauki jezyka polskiego.Tzn.w glownej mierze do gramatyki i ortografii.Tyle lat kiedy niczego wielkiego nie musialam pisac,zrobilo swoje.Robie okropne bledy w interpunkcji,w stylistyce itd...Musze do tego wrocic,aby to poprawic.Musze takze lepiej poznac wszystkie programy komputerowe,aby  poprawnie sie w nich poruszac i nie bac sie,ze cos popsuje.Ale czy w moim wieku mozna sie jeszcze,czegos nauczyc?Smiem w to watpic..... Sasiad nasz p.W. jest znowu bardzo smutny.Syna jego po kilku miesiacach wzgl.spokoju,znow dopadla jego przypadlosc.Mial jakies zyciowe niepowodzenie i znowu zalamanie a wiadomo " na frasunek dobry trunek" i niestety alkohol znow stal sie jego jedynym przyjacielem.My wszyscy mielismy nadzieje,ze sie na dluzszy czas uporal z tym problemem.Niestety jego demon wraca jak bumerang ze zdwojona sila.Bardzo lubilam patrzec jak elegancko ubrany jechal do pracy.Ale okazalo sie ze ta praca byla tylko na zastepstwo urlopowe i po okresie urlopowym sie skonczyla.Smutne,ale charakterystyczne dla czasu w ktorym zyjemy.Nie ma zadnej stabilizacji,pewnosci jutra.Tak ze jest nam rownie smutno jak naszemu sasiadowi. Hala cdn.

środa, 21 września 2011

Bajka ,nie bajka -mam dom.................

Pani i Pan bardzo sie ciesza z nowego domownika.Sa zachwyceni ze kotka jest taka czysta.Postawili jej duza miske z piaskiem i pokazali jak i po co ona jest.Kotka widzac jakie to dla nich wazne wskoczyla na piaseczek i zrobila siusiu.Pani byla zachwycona.Jez ma swoja miseczke z jedzeniem,wiec i kotka dostala swoja.Kiedy chciala zobaczyc co tam za pyszne jedzonko ma jez,zareagowal gwaltownie wypuscil igly na cala dlugosc i troche ja poklul.Pani bardzo lubila sie do kotki przytulac.Piescila ja za uszkiem.Kotka nie zdawala sobie sprawy jak bardzo to jest przyjemne.Bardzo jej sie to podobalo.Jedzonko tez bylo pyszne -takie fajne miesko w galaretce z takiej kolorowej saszetki.W drugiej kolorowej torebce suszone paszteciki z watrobka.Jak wspaniale chrupia i sa takie soczyste-oj dobre jedzonko.Nie trzeba szukac jest w zasiegu wzrokuAle mam dobrze-pomyslala kotka.Martwila sie jednak, ze nie ma jeszcze swego imienia.Bardzo juz nie chciala byc bezimienna znajda.Kiedy wieczorem bawila sie z Pania klebkiem welny,Pani zawolala "moja ty Pusiu kochana".To jej sie podobalo.To bylo imie ktore juz znala.Tak wolala Pani w tamtym domu na jej mame.Widzac iz,kotka spojrzala na Pania zywo i z zainteresowaniem powtorzyla jeszcze kilka razy -"tak,tak bedziesz nasza Pusia".Wszyscy byli zadowoleni.Nawet jez Tuptus tez sie cieszyl.I tak historia zatoczyla kolo.Od Pusi do Pusi.Ewentualny ciag dalszy przygod Kotki Pusi bedzie mozliwy.cdn...

wtorek, 20 września 2011

Bajka nie bajka ciag dalszy.................

Czasami dnie byly jeszcze bardzo piekne.Cieplo,slonecznie ale coraz szybszymi krokami zblizala sie zima.Mala kotka o kolorowym futrze postanowila znalezsc sobie dobry dom.Czesto w okolicy swego dawnego domu spotykala ciekawa pare.Dwoje starszych ludzi mieszkalo w pieknym jasnym domu nieopodal cmentarza.Czesto chodzili na cmentarz,widocznie niedawno stracili kogos bliskiego i czesto go odwiedzali.Kotka czesto przy tej drodze sobie biegala.Bardzo ta drozke lubila.Kiedys Pani na jej widok powiedziala do Pana -zobacz jaki smieszny kotek.Spodobali sie kotce.No i mieszkali w ladnym duzym domku.Byl tylko jden szkopul.W domu mieszkaly jeszcze dwa duze psy.Bardzo ladne .Jeden prawie labrador-pies Joris tak go wolali i suka Ruda Sara piekny owczarek niemiecki.Postanowila zawalczyc o swoj dom.Juz go wybrala.Teraz nalezalo sprawe doprowadzic do szczesliwego finalu.Pewnego pogodnego dnia Pani i Pan szli sobie spokojnie na cmentarz,nagle przyplatal sie kolo nog kotek ,taki maly chudziutki ,drobny..Troche sie zdenerwowali ze nie chce ich zostawic w spokoju.Weszli na cmentarz.Po pol godzinie wyszli z cmentarza i szli spokojnie do domu.Patrza co sie dzieje-to znowu ten kotek sie kolo nich placze.Pan postanowil go pogonic.Nic to nie dalo.Kotek z uporem maniaka postanawia dopiac swego.Jest zdeterminowany.Nie peszy go nawe poszczucie psami.Wskakuje na duza rozlozysta lipe.Wszak umie skakac po drzewach.Jest mistrzynia w wchodzeniu i schodzeniu z drzew nawet tych kilkunastometrowych.Ale mieszkancy wybranego domu o tym nie wiedza .Boja sie ze beda zmuszeni wzywac strazakow.Juz sie zastanawiaja co  kotka zrobic.Maja w domu swiezo znalezionego jeza.Ktorego musza podtuczyc przed zima.Boja sie ze nie dadza rady zaopiekowac sie dwoma zwierzakami.No i czy one beda sie mogly zakolegowac  te wszystkie zwierzaki.U corki na dole dwa psy u nich na pietrze jez Tuptus no i kotka.Czy to nie za duzo.Postanawiaja kotke wpuscic z powrotem do lasu.Po chwili nie zwazajac na psy kotka jest juz z powrotem na ganku.Bierze ja na rece corka mowiac"Tak na bezczelnego sie do nas wmeldowalas i co z toba zrobic -zostajesz".Decyzja zapadla .Kotka szczesliwa ma swoj wymarzony dom.I juz nie boji sie zimy.Co tam psy , co tam ten iglasty zwierzaczek.Jakos sobie z nimi poradze.Co bylo dalej .....ciag dalszy nastapi Hala.

Bajka nie bajka o kotku,przygodach i przyjazniach.

W pewnej malej mazowieckiej wsi,mieszkala sympatyczna rodzina.Zajmowali duzy jasny dom,pelen zakamarkow,i ciekawych miejsc.W tym domu z pania i panem mieszkala takze,mala kotka ,zwana pieszczotliwie przez domownikow Pusia.Miala na sobie sniezno-biale futerko z brazowa latka na czole.Bardzo dbala o siebie,ciagle sie czyscila.Dobrze jej bylo w tym domku.Miala swoje poslanie,dobre jedzonko.Byla kochana przez wszystkich domownikow.Nieraz jednak bylo jej smutno.Kiedy tak sobie biegala ,penetrujac zakamarki domu myslala o tym ze jest bardzo samotna.Pomyslala ze fajnie byloby miec towarzysza,do swoich zabaw.Pewnego dnia wczesnej wiosny kiedy wylegiwala sie na sloneczku na dachu garazu,cos czarnego blyszczacego mignelo jej przed oczami.Ten daszek garazu to byl jej ulubiony punkt obserwacyjny.Widac bylo z tamtad cale podworko i droge biegnaca wokol ich domu.Zaciekawiona patrzyla dokladnie co dzieje sie wokol domu.Wtedy zobaczyla pieknego czarnego dosc duzego kocurka.Kotek spojrzal na nia ciekawie,ale pobiegl dalej.Nigdy go przedtem nie widziala.Pomyslala ze to moze kotek z tego nowo wybudowanego domu.Widocznie juz tam ktos zamieszkal-  pomyslala.Jutro bede musiala zobaczyc kto to taki.Jak pomyslala tak i zrobila.Rano nastepnego dnia ,po smakowitym sniadaniu postanowila,zobaczyc  co dzieje sie w nowym domu.Na podworku nowego domu zobaczyla duzego ladnego psa biegajacego z  wokol czarnego kocurka.Naj wyrazniej byli mocno z soba zaprzyjaznieni.Bawili sie swietnie.Pies i kocurek ubrani byli w czerwone obrozki.,ktore tak ladnie brzeczaly kiedy sie poruszali.Pusia odwaznie podbiegla do nich/przeciez nie jestem tchorzem /-pomyslala.I wtedy rozpetalo sie pieklo.Pies groznie warknal ,zaszczekal i rzucil sie na kotke.Pusia jednak zdolala uciec.Wskoczyla na daszek garazu.Tu juz piesek nie mogl jej dosiegnac.Byla za wysoko.Szczekal jeszcze jaki czas ,w koncu dal za wygrana i sobie poszedl.Kotka bardzo zalowala ze,tak niefrasobliwie sie zachowala.Jak mogla sie nie bac obcego psa?Przeciez sie wogole nie znali.Kiedyjuz bardzo zmeczona postanowila pojsc do swego domu zobaczyla kocurka Czekal na nia cierpliwie na progu jej domu.Usmiechnal sie do niej widzac jej zaskoczenie.Spojrzeli sobie gleboko w oczy i juz byli przyjaciolmi na dobre i zle.Wystarczylo im jedno spojrzenie.Od tego dnia byli po prostu nierozlaczni.Razem biegali ,zagladajac w rozne ciekawe miejsca,poznawali okolice.I bardzo sie pokochali.Byli nierozlaczni.Minela wiosna ,dzien byl coraz dluzszy ,mieli duzo czasu dla siebie.Z tej wielkiej milosci,narodzilo sie nowe zycie.Na poczatku lata Pusia urodzila male kocieta.Pani przeniosla jej poslanie go garazu i tam w koszyku spala sobie spokojnie Pusia z swoimi kocietami.Bylo ich troje tych maluszkow.Jedna mala kotka biala po mamie,kocurek czarny z oczkami jak dwa wegielki i trzecia kotka taka w rozne laty/bezowo,brazowo,czarne/niereguralne duze latki.Taki styl Picasso.Byla odmiencem takim "brzydkim kaczatkiem".Nie bardzo sie spodobala swoim rodzicom.Postanowili ze bedzie musiala sama sobie radzic w zyciu.Byla bardzo samodzielna ,biegala swietnie po drzewach.Zywila sie tym co znalazla w zaroslach.Pila wode z rosy i dawala sobie swietnie rade.Bardzo sobie chwalila ta swoja samodzielnosc.Ale konczyla sie jesien.Dnie coraz krotsze i zblizala sie zima.Trzeba poszukac domu. Jak kotka poszukala sobie domku w czesci drugiej  bajki nie bajki........Hala

niedziela, 18 września 2011

Bardzo spokojnie............

Od kiedy moj wnuk i corka wyjechali dom jest jakby uspiony.Cisza ,spokoj,nikt nie gra glosnej muzyki.Psy zachowuja sie jakby byly w jakims letargu.Sa nie bywale smutne,oczy ich sa zalzawione pelne smutku.Niczym nie mozna ich zainteresowac po prostu bardzo tesknia za swoja ukochana pania.Przezywamy to razem z nimi.Nie myslalam,ze bedzie to takie trudne i dla nas.Musimy jednak to przezyc my i nasze kochane zwierzaki.Od naszej corki mamy wiadomosci przez internet.Bawia sie dobrze sa zdrowi i cali.Odwaznie korzystaja z nawet ekstremalnych zabaw.Zdjecia ukazuja nam zupelnie odmieniona nasza corke.Wreszcie zaczela sie cieszyc zyciem i korzystac z wszystkich jego urokow.To bardzo dobrze.Ja dzisiaj rano po spojrzeniu na poczte internetowa zostalam bardzo sympatycznie zaskoczona.Otrzymalam  11 zdjec z mojej rodzinnej miejscowosci zrobionych przez przemilego kolege klasowego.Jak dobrym trzeba byc czlowiekiem ,aby chciec sprawic radosc swojej dawnej kolezance/dziewczynie z pieknym warkoczemjak napisal/.Zmienilo sie to moje male slaskie miasteczko.Oj zmienilo.Wybudowano nowe piekne domy powstaly nowe ulice ,zaulki,urokliwe wrecz miejsca.Ja juz tego inaczej jak na fotografi nie zobacze.Chwala memu wiernemu koledze za piekna pamiec.Wczoraj w nocy mielismy zdarzenie ktore nas zbulwersowalo-nasz dom jest ostatnim w uliczce,potem juz tylko pola i chaszcze.Na koncu stoi duza latarnia ,wiec jest dosyc jasno.Okolo godziny 21.30 podjechal samochod z przyciemnionymi szybami .Zatrzymal sie nikt z niego nie wysiadl i sobie stal.Po dwoch godzinach samochod sobie stal nadal.Juz sie troche zastanowilismy - co sie dzieje.Zaczelismy snuc rozne domysly,snuc rozne teorie.W koncu ja widzac ze u sasiada wszyscy juz poszli spac poprosilam meza by sie odwazyl i poszedl sprawdzic kto to parkuje pod nasza brama..Maz sie ubral wzial pistolet do racy i poszedl na dwor.Poswiecil im latarka do samochodu wtedy po chwili wyskoczyl mlody mezszczyzna i przeprosil tlumaczac ze z kolega i dziewczynami sobie troche porandkowali stojac w tym miejscu.Grzecznie przeprosil iz,nie zdawal sobie sprawy z niepokoju jaki w nas wzbudzili i za chwile odjechali..I tak  banalnie zakonczyla sie nasza  przygoda z nieznanym i poszlismy spac.Byla godzina 1-sza nowego dnia.Ale co ciekawe psy chyba wyczuly ze to mlode zakochane pary,bo wcale sie jakos za mocno nie awanturowaly.Dzisiaj rano smialam sie do siebie jaka to my mielismy wyobraznie co do tego zdarzenia.Nie smiem tego nawet napisac bo bylo to calkiem glupie i niedorzeczne.Hala cdn.

wtorek, 13 września 2011

Jeszcze o slubie...........

Nie o wszystkim godnym uwagi napisalam w dniu 12.09.wiec nadrabiam.Kiedy mloda para  w rytmie marsza weselnego skierowala sie do wyjscia z kosciola musiala przejsc przez wspanialy szpaler utworzony przez ubrane w biale stroje dzieciaki z bialymi rozami w reku skrzyzowanymi nad glowami mlodej pary.Bardzo to bylo wzruszajace.Dzieciaki to uczestnicy zajec tanecznych i obozow tanecznych prowadzonych przez pare mlodych.Prowadza oni firme organizujaca wspanialy wypoczynek dla dzieci i mlodziezy,oraz studio tanca.Potem juz byly zyczenia i tradycyjne rzucanie pieniazkow na szczescie ktore mloda para musiala pieczolowicie zbierac.I tu znowu przypomniala mi sie historia z slubu mojego syna.Poniewaz slub brali /z roznych wzgledow/w adwencie goscie weselni co i rusz byli uspakajani przez ksiedza ,aby sie cicho zachowywali.Tak ze radosc byla niejako stonowana.Ale i tak radosci nie bylo konca .Juz chyba nigdy w swoim dosc juz dlugim zyciu nie bylam taka radosna.No-moze jeszcze wtedy kiedy rodzily sie moje wspaniale wnuki.Tak jednak nie moge tak mowic.Wiele jednak wspanialych chwil glownie z e swoja rodzina przyszlo mi przezywac w moim zyciu i oby tak dalej.Dzisiaj moja corka wyjechala na bardzo zasluzony wypoczynek do Hiszpanii w poblize Barcelony.Bedzie tez w czasie tego pobytu w Hiszpanii kilka dni spedzac na Majorce.Mam nadzieje ze wszystko sie uda tak jak sobie zaplanowala.Pojechala z swoim synem i jego dziewczyna.My z mezem zostajemy z naszymi zwierzakami na gospodarstwie.Nie wiem jak zniosa taka dluga /dwa tygodnie/rozlake z swoja ukochana pania nasze psy.Beda bardzo smutne.Odlatuja dzisiaj o godz.21-ej z Krakowa.Trzymam za nich kciuki.Niech im sie wiedzie.........Halacdn.......

poniedziałek, 12 września 2011

Bylo wesele............

W sobote mielismy duza uroczystosc rodzinna.Zenil sie moj najstarszy wnuk.Bardzo dziekowalam Bogu ze moglam uczestniczyc w tak pieknej uroczystosci,zal mi bylo tylko ze mojej mamy juz nie ma.To byl jej ukochany prawnuczek.Bardzo go kochala.To bylo jej oczko w glowie.Jej pupilek.Tak zreszta jak i jego ojciec.Zawsze ich wyrozniala.Jakos tak jej serce dla nich mocniej bilo.Slub byl w malym kosciele na placu Trzech Krzyzy w samym centrum Warszawy.Bylo bardzo duzo gosci,glownie mlodziezy.Mloda Pani wygladala przepieknie,miala sliczna sukienke/przypominajaca kreacje ksieznej Diany/Mlody tez byl bardzo elegancki.Stanowili piekna pare.Ja po nafaszerowaniu sie podwojnymi lekami przeciw bolowymi wsparta na ramieniu meza i kuli jakos sie doholowalam do kosciola.Ceremonia byla bardzo podniosla za sprawa ksiedza ktory nadal slubowi uroczystego wymiaru.Byl bardzo cieply i zyczliwie prowadzil uroczystosc.Ale ja myslami troche bladzilam.Przypominal mi sie slub mego syna.Jakze inaczej to wtedy bylo.Byl stan wojenny grudzien i mala kapliczka na Mokotowie.Mloda w skromnej sukience ktora sama sobie kupila za zarobione przez wakacje pieniazki.Mlody w garniturze z matury/byl bardzo wtedy drogi/ktory o dziwo bardzo dobrze na nim wygladal.Byli przesliczna para.I przyznam sie ze bardziej wtedy bylam wzruszona niz teraz.Wesele tez z uwagi na stan wojenny moglo byc tylko do godz.24-ej.I bylo bardzo skromne w Domu Wojska Polskiego.Ale ja bylam wtedy w euforii .Bardzo polubilam wtedy wybranke serca mego syna.Mialam na oczach rozowe okulary.Teraz juz jako mocno starsza pani nie patrze tak na swiat jak wtedy.I stad moze troche wieksza powsciagliwosc  we mnie.Wracajac do wesela wnuka :weselne przyjecie jest w Lawendowym Palacyku dosc daleko od W-wy ale blisko naszych Bramek.Postanawiamy jeszcze podjechac do domu .Musialam zazyc leki ,skorzystac z toalety,i maz musial odszukac nasza Pusie ktora gdzies sobie biegala po lesie.Pusia niestety nie chciala isc do domu,bawila sie z mezem w berka.Ponaglani telefonami,decydujemy -zostawiamy kota na dworze.Niech sie troche pomartwi jak nas nie bedzie.Jedziemy wszyscy juz dojechali gosci jest bardzo duzo.Zupelnie nikogo poza kilkoma osobami nie znam.Mlody serdecznie na nasz widok ucieszony.Niestety podobnodziadek mlodej poczul sie zle i nie ma go naweselu.A bardzo go chcielismy zobaczyc bo podobno przed laty konczyl z moim mezem razem te sama szkole oficerska i potem w pracy zawodowej tez mieli kontakt z soba.Ale no coz,takie jest zycie.Ale teraz kiedy jestesmy juz rodzina bedzie kiedys okazja aby sie razem spotkac.Wesele pieknie urzadzone bardzo elegancko ale to wszystko dla mlodych.Ja ze wzgl.na swoja przypadlosc z sluchem przezywam meki.Zespol  gra muzyke jazzujaco swingujaco blusowa/niech mi wybacza znawcy tematu/.Saksofon dominuje a,to sa wysokie tony ktore mnie przyprawiaja o bol glowy.Nie daje rady tego wytrzymac Graja zbyt glosno i ten saks obledny.Nic nie wiem kto co do mnie mowi.Synowa moja mila sympatyczna cos do mnie mowi a,jej tylko przytakuje.Nic nie  rozumiem co sie do mnie mowi.Na samym poczatku ogladam piekny taniec mlodej pary.Mloda i mlody w tym tancu to wierna kopia tanca ksieznej Diany z Johnem Trawolta w czasie pobytu sp.ksieznejw Ameryce.Nawet suknia jest prawie taka sama.Bardzo mi sie to podobalo.Ale wiadomo -mloda jest instruktorem tanca a i mego wnuka tez zdolala w tancu podszkolic.Po dwoch godzinach postanawiamy sie ewakuowac.Zegnani serdecznie przez nasza rodzine jedziemy do domu.Odwozi nas nasz syn.To jest bardzo bliziutko od naszego domu 5 minut jazdy samochodem.Namawiam bardzo meza aby,jeszcze pojechal z powrotem z synem.Ale sie nie daje namowic mowi,ze dla niego tez jest tam za glosno.Szukamy naszej Pusi ,a tu patrzymy siedzi sobie jak kwoczka na jajkach pod samymi drzwiami.Oj.chyba bedzie sie bardziej pilnowala domu.Zla jestem ze te moje chorobska tak rzutuja na wszystkich w rodzinie.Moje mysli i serce jest jeszcze bardzo mlode,ale cialo niestety ogranicza moje zycie.No coz trzeba sie z tym pogodzic.Ale i tak jestem szczesliwa bylam miod i wino pilam................Hala cdn.

czwartek, 8 września 2011

Co widze z swego okna............

Kiedy otwieram rano oczy mam przed soba widok ktory ciagle sie zmienia.W zaleznosci od pory roku ,ciagle sie zmienia.Kiedy swieci slonce kosciolek na wzgorzu jest bialy.Kiedy pada deszcz ,jest szary jakby byl brudny.Ale zawsze cieszy moje oczy.Historiatego mojego parafialnego kosciolka jest bardzo ciekawa.Warta opisania.Mieszkam w malej wsi mazowieckiej od niedawna.Jeszcze nie zdazylam poznac  historii miejsca mego zamieszkania,ale pomalu poznaje ciekawe miejsca i postaram sie je troche opisac.Jak podaje kronika parafialna/za opowiesciaparafianina sp.Przemyslawa Szczypiorskiego/.Wiele lat temu jadac pociagiem relacji Lowicz-Warszawa Ojciec Maksymilian Kolbe zaciekawiony nazwa stacyjki o nazwie Boza Wola,wysiadl z pociagu i rozpoczal zwiedzanie okolicy.Idac w strone szosy Warszawa-Poznan zauwazyl male wzniesienie na pustym placu.Rozejrzal sie i nie widzac nigdzie wokol zadnej swiatyni poblogoslawil ten placyk.Nastepnie odnalazl wlascicieli tego gruntu i zaoferowal jej kupno.Mial gotowy zamysl.To miejsce idealnie nadawalo sie na wybudowanie nowej swiatyni.Wlasciciele jednak kategorycznie odmowili rozmow na temat sprzedazy tej dzialki.Wowczas Ojciec Maksymilian mial powiedziec"I tak tu bedzie stal kosciol".Przepowiednia ta miala sie spelnic pol wieku pozniej.Wybrane miejsce,czekalo tyle lat.W roku 1993 rozpoczeto budowe.Kosciol w stanie surowym zostal wybudowany po trzech latach od rozpoczecia budowy.Na budowie pracuja w czynie parafianie wraz z fachowcami.Caly czas w czasie budowy ofiarnosc parafian nie ma granic.Funduja wyposazenie kosciola,dbaja o jak najlepsze doposazenie.Uwienczeniem staran parafian byla konsekracja kosciola dnia 15.10.2007 roku przez Arcybiskupa Kazimierza Nycza Metropolity Warszawskiego.Nowy proboszcz parafii przejal paleczke po swoich zacnych poprzednikach - budowniczych swiatyni i energicznie rozpoczyna rozbudowe kosciola.Dzieki fundatorce jednej z parafianek powstaje duzy cmentarz.Jego wielkosc jest imponujaca/moja mama i ziec znalezli tu miejsce wiecznego spoczynku/i wystarczy na nim miejsca dla kilku pokolen.W kosciele jest jeszcze wiele do zrobienia i na parafian czeka jeszcze wiele wyzwan, ale majac takiego patrona jak oiciec Maksymilian Kolbe wszystkiemu podolaja.Godne uwagi jest tez zaangazowanie proboszcz parafii w rozne akcje spoleczne. Utworzony przy parafii oddzial Caritasu dzielnie pomaga potrzebujacym z parafii.W lecie w salkach katechetycznych dzieci maja zoorganizowane polkolonie.Jest zawsze duzo chetnych dzieci z Bramek i okolicy.Tak pokrotce opisalam moj kosciol.Jak poczuje sie lepiej zrobie troche zdjec.W moim domu jestspokoj ktory sobie bardzo cenie.Corka wygrala w jakims konkursie wyjazd do Hiszpanii na dwa tygodnie.Szykuje sie wiec do wyjazdu13.09 wraz z swoim synem i jego dziewczyna.My sie bardzo z tego cieszymy,ze troche sobie odpocznie po wszystkich trudnych dla niej dniach.Obiecala ze zrobi troche zdjec z Barcelony.To bylo moje nieziszczone marzenie.Byc w Barcelonie i widziec dziela Gaudiego.Ogladam je w internecie a,moja corka mi przekaze na zywo -co zobaczyla.I to mi musi na razie wystarczyc.Hala cdn.

wtorek, 6 września 2011

Trocheo snach dobrych i zlych.............

Wybor tematu to zawsze wielka nie wiadoma.Czy bedzie sie go lekko pisalo czy z wielkim trudem?Bez watpienia sny naleza do najbardziej tajemniczych,wrecz mistycznych zjawisk doswiadczanych przez czlowieka w ciagu calego zycia.Okolo jednej trzeciej kazdej doby zajmuje nam sen,a wiec przesypiamy okolo jedna trzecia czesc zycia.Okolo jedna czwarta naszego czasu przeznaczonego na sen,czyli mniej wiecej dwie godziny,zwiazana jest z marzeniami sennymi.Badania  naukowe nad poznaniem istoty snu i marzen sennych przez psychologow naukowcow,daly nam mozliwosc lepszegozrozumienia snow oraz okreslenia poczatku i konca fazy marzen sennych.Pytan na temat snow jest bardzo duzo.Czy sny sa prawdziwe ,czy sny,ujawniaja nam jakies tajemnice z przeszlosci .Moze odkrywaja nam przyszlosc.Sa jednak tzw.sny prorocze.Dobrze zapamietane i zinterpretowane ,wyjasniajaprawdziwe znaczenie  tych snow.Musimy jednak ,wyjasnienie snow opierac na pewnych zestawieniach symboli sennych wraz z ich interpretacja.Co nasze sny znacza.?Jak je wlasciwie tlumaczyc.?Sa senniki zawierajace wyjasnienia roznych symboli.Sa przekazy ustne w rodzinie przekazywane z pokolenia na pokolenie.Daje to nam mozliwosc zrozumienia naszych snow.Moja mama kiedy w snie widziala zanieczyszczenia fekaliami ,zawsze mogla sie spodziewac czegos dobrego i to najczesciej zwiazanego z poprawa sytuacji materialnej.Zawsze sie jej to sprawdzalo.Wierzyla w sny,umiala je interpretowac.Naprzyklad kiedy widziala w snie jakis balagan wokol niej,wiedziala ze spotka ja cos nie milego.Moj maz czesto ma jeden sen-jest na wczasach i ma wyjezdzac a,nie moze sie spakowac.Jest wtedy tak bardzo zdenerwowany ,oczywiscie,w snie.Budzi sie przerazony.Ja tez mam sen ktory mnie przesladuje-jakas sytuacja stresowa w mojej dawnej pracy.Wiem wtedy ze cos zlego sie na pewno w domu wydarzy.Mam zbyt mala wiedze na temat snow i ich interpretacji,ale postanowilam iz,zakupie sobie jakas ksiazka na ten temat lub poczytam w internecie. Dopiero bede madra.Wczoraj mialam sen iz kupowalam ogromne ilosci piwa.Nie wiem co to znaczy i nie chce wiedziec-moze to cos zlego.Nie chce tego wiedziec i juz.,ale gdzies przeczytalam,ze ktos,ktowzbrznia sieprzed interpretacja snoe,bedzie miec niepelny obraz rzeczywistosci,w ktorej zyje.Hala cdn.

niedziela, 4 września 2011

Drobne radosci dnia..........

Dzisiaj dowiedzialam sie definitywnie ,ze nikt z naszej rodziny mieszkajacej w Niemczech nie moze przyjechac na wesele mego wnuka.Kazdy ma jakis,problem.Duzy,maly, ale na tyle uciazliwy,ze niestety nie przyjada.Choroby,brak urlopu to glowne powody.Tak naprawde to widze,ze rodziny sie po prostu rozsypaly.Kazdy woli urlop spedzic pod palma w cieplym kraju,niz jechac 1000 km.Kiedys bylo inaczej.Rodziny byly bardziej z soba zintegrowane.Nie bylo takiej ilosci telefonow,internetu.Byly tylko listy,ale jakos ludzie siez soba komunikowali.Jezdzili do siebie,odwiedzali.Dobrze pamietam jak czasami mialam serdecznie dosc najazdow rodziny.Z racji tego iz mieszkalam w ladnych miejscowosciach odwiedzano  nas bardzo czesto.Ogolnie to bardzo lubilam gosci,tylko niestety zauwazylam,ze mnie sie odwiedza czesto,ale rewanzu zaproszenia do siebie juz nie moglam sie niestety doczekac.Wczoraj nadrobilam wszystkie zaleglosci w kontaktach telefonicznych z rodzina.Bylam bardzo zadowolona.Tak wogole to bardzo nie lubie gadac przez telefon.Nie potrafie tak szybko zebrac mysli,zapominam co to chcialam powiedziec.Rozmawiam skrotowo.Pare zdan i wydaje mi sie ze to wystarczy.Sa jednak tacy ktorzy przez telefon potrafia gadac kilka dziesiat minut i wcale ich nie przeraza fakt ,ze to do nich ktos zadzwonil i zaplaci duzy rachunek.Gadaja i gadaja.Ja wole pisac.Mam dlugoletnia przyjaciolke,do ktorej dzwonie kiedy mam jeszcze ,duzo wolnych minut w abonamencie,ona bardzo lubi dlugo rozmawiac,jest wtedy bardzo zadowolona.Jest teraz okres dosc ladnej pogody,temperatura nie za wysoko ,ale jest slonce.Troche tylko jest uciazliwy ten wiatr.Ale tak to tu juz w tych Bramkach jest.Nasz kotek wczoraj mial znowu przygode.Widocznie przed kims uciekal,i znowu wskoczyl na ogromna stara lipe.Ona jest naprawde bardzo wysoka 15 metrow ma jak nic.Maz poszedl go szukac bo bylo juz pozno.Nagle w tym dzikim lesie za plotem slyszy rozdzierajacy wrzask.To Pusia domagala sie pomocy.Stanal pod tym drzewem i zaczal jej tlumaczyc,ze niestety jest za wysoko i zadnej pomocy nie bedzie.Po dluzszej chwili zastanowienia zaczela schodzic tylem.Okropnie przy tym poharatala sobie nos,ale zeszla.Bardzo dumna jak pies przy nodze przyszla do domu.Ten czarny kocurek to jej towarzysz w roznych eskapadach.Corka mi opowiadala ze kilkakrotnie ich widziala na cmentarzu w okolicy grobu mojej mamy i Pawla.Co o tym wszystkim myslec,w swietle okolicznosci w jakich sie znalazla w naszym domu?.Nie wiem.Jest wielka madrala.Tak wszystko sobie zapamietuje.Rano po sniadaniu jak jest slonce puszczamy jej zajaczki .Skacze wtedy i lapie.Jest to juz codzienny rytual.Wrecz sie tego domaga lasi sie i prosi.Ociera sie o nogi.Jak nie ma slonca  to my na to nie reagujemy i wtedy jest zla.Skacze wtedy na duza szafe i z gory na nas patrzy ,ale z taka zla minaa i cos tak sobie szczeka.Bo to jest kotek ktory wydaje dzwieki jakby szczekala.Nie wiem jak sie inne koty zachowuja.Ale ona tak ma.Moje zycie codzienne jest bardzo monotonne wrecz nudne.O czym tu pisac.Nigdzie nie jezdze.Ale ja nie moge narzekac.Ci chorzy na wyciagach w szpitalach to dopiero maja.Moja mama mi zawsze mowila."Corciu jak sama nie wiesz czego chcesz od zycia -to idz do szpitala ciezki oddzial.neurologie,ortopedie onkologie postawi cie do pionu.I Twoje zycie znow bedzie wspaniale.Hala cdn.

piątek, 2 września 2011

Na 2 -gi wrzesnia.........

DDzien Dobry!Dorastaliscie w latach 60,70,80,-tych ub.wieku.Jak do cholery,udalo sie Wam przezyc!!!.Lozeczka i zabawki byly kolorowe i z pewnoscia polakierowane lakierami olowiowymi.Niebezpieczna byly puszki,butelki od lekarstw i srodkow czyszczacych.Mozna bylo jezdzic na rowerze bez kasku.Szkola trwala do poludnia,a obiad jadlo sie w domu.Nikogonie wysylano do psychologa.Nikt nie byl hiperaktywny z ADHD,ani dyslektykiem.Wcinalismy slodycze i paczki,pilismy oranzade z prawdziwym cukrem,i nie mielismy problemow  z nadwaga,bo ciagle bylismy na dworze i bylismy aktywni.Pilismy cala paczka oranzade z jednej butli i nikt  z tego powodu nie umarl.Nie mielismy gier ,wideo ,99 kanalow tv ,komorek,komputerow anichartlomow w internecie.Lecz za to mielismy przyjaciol.Moglismy wpadac do kolegow,pieszo lub na rowerze,bawiac sie u nich,nie zastanawiajac sie ,czy to wypada.Nie bylo komorek-i nikt nie iwedzial gdzie jestesmy i co robimy!!!!Nieprawdopodobne!!!!.Tam na zewnatrz, w tym okrutnym swiecie!Calkiem bez opieki.Jak to bylo mozliwe?Gralismy w pilke na jedna bramke,mielismy poobcierane kolana i lokcie,zlamane kosci,czasem wybite zeby, ale nigdy,NIGDY nie podawano nikogo z tego powodu do sadu!.Nikt nie byl winien tylko my SAMI!.Nie balismy sie deszczu,sniegu ani mrozu.Nikt nie mialalergii na kurz,trawe,ani na mleko.I uczylismy sie dawac sobie rade!!!!.Kielbasy i szynki w sklepie nie bylo,ale  z glodu nie umarlismy!Pytanie brzmi? Jak do cholery udalo sie nam przezyc? Jak moglismy rozwijalismy nasza osobowosc?Ty tez  jestes z tej generacji?? Pewnie,mozna powiedziec,ze zylismy w biedzie ,ale przeciez bylismy szczesliwi ! I to jak !!!!!.Tego manifestu sama nie ulozylam.Ale mi sie bardzo spodobal wiec go cytuje za internetem.Oddaje dobrze nasz czas a i mlodsi tez beda mieli nad czyms sie zastanowic.To by bylo na tyle na 2 -wrzesnia.Hala cdn.

czwartek, 1 września 2011

Z pamieci mojej mamy............

Dzisiaj mamy szczegolny dzien.Jest 1 wrzesnia.Tez bardzo sloneczny jak wtedy kiedy wybuchla wojna.Bylo tylko jak mowila moja mama cieplej.Piekny letni dzien.Ja urodzilam sie 15 czerwca 1939 roku.Poniewaz ojciec moj zostal wcielony jako Slazak do wojska niemieckiego ,mama zostala sama z malutkim dzieckiem.Postanowila wiec wyjechac w swoje rodzinne strony do Bobrki kolo Lwowa.Tam zastaje ja  wiadomosc o wybuchu wojny.Martwi sie jak uloza sie jej losy.Czy jeszcze zobaczy swego meza?Czy jeszcze kiedys beda pelna rodzina.Z drugiej strony cieszy sie ze mogla przyjechac do swojej rodziny.Bardzo za nimi tesknila.Chciala sie pochwalic swoja mala coreczka przed rodzina ,przyjaciolmi.Ojciec ze wzgl.zdrowotnych zostal zdemobilizowany i mial wykonywac prace administracyjne poza wojskiem.Udalo mu sie wykrecic od frontu.Mial po prostu szczescie.Po kilku miesiacach staran udaje mu sie sciagnac mame ze mna  malutka z powrotem na Slask.Mama wraca transportem z uciekinierami niemieckimi z terenow kolo Lwowa.Transport odbywa sie w warunkach okropnych trwa okolo 6 tygodni.Dojezdzaja do obozu kwarantanny w Obersdorf w gorach.Tam,jak opowiadala mi mama bardzo ciezko zachorowalam.Mialam ciezkie zapalenie pluc.Byla zima i ten transport w bydlecych wagonach zrobil swoje.Mama bardzo sie martwila o mnie.Ktos jej powiedzial ze dzieci ktore tam umra sa palone.Bardzo sie o to bala.Nie wyobrazala sobie,ze to moglo by jej dotyczyc.Bardzo modlila sie o moje zdrowie.Byla taka jedna krytyczna noc kiedy mnie od niej zabrali i powiedzieli jej ze jesli przezyje te noc to bede zyla.Kiedy switalo przyszla pielegniarka i powiedziala jej ze bedzie dobrze ze mna.Wtedy opuscily ja sily.Tez bardzo ciezko zachorowala.Bylysmy w tym obozie okolo 6- mcy,az jako tako doszlysmy do siebie.Nie bylo to sanatorium.Byla wojna i warunki byly ciezkie.Ojciec pracowal juz w Starostwie w Skoczowie i staral sie o nasz przyjazd do niego.Trwala okupacjaZamieszkalismy w Skoczowie.To piekne miasteczko po latach w moich wspomnieniach jest jak raj utracony.Tak nam tam bylo dobrze.Dobrzy ludzie ktorzy nas otaczali,pomagali we wszystkim.Niektore znajomosci przetrwaly do chwili obecnej./rzecz jasna juz potomkowie/.Ojciec jednak zostal wyslany na front i zostalysmy znowu same.Ojciec dlugo nie byl na froncie.Udalo mu sie dostac do niewoli angielskiej.I taki mial Hitler pozytek z sila wcielanych do Wermachtu Slazakow.Dekowali sie jak tylko mogli.Unikali jak tylko mogli tej wojny.Niestety nie zawsze sie udawalo.Dwoch moich mlodych kuzynow pilotow ginie w pierwszych dniach wojny.Jaki byl zal w ich rodzinach,mozna sobie bylo wyobrazic.To co opisalam,to tylko maly fragment wspomnien wojennych na okolicznosc dnia 1 wrzesnia.Hala cdn.