poniedziałek, 12 września 2011

Bylo wesele............

W sobote mielismy duza uroczystosc rodzinna.Zenil sie moj najstarszy wnuk.Bardzo dziekowalam Bogu ze moglam uczestniczyc w tak pieknej uroczystosci,zal mi bylo tylko ze mojej mamy juz nie ma.To byl jej ukochany prawnuczek.Bardzo go kochala.To bylo jej oczko w glowie.Jej pupilek.Tak zreszta jak i jego ojciec.Zawsze ich wyrozniala.Jakos tak jej serce dla nich mocniej bilo.Slub byl w malym kosciele na placu Trzech Krzyzy w samym centrum Warszawy.Bylo bardzo duzo gosci,glownie mlodziezy.Mloda Pani wygladala przepieknie,miala sliczna sukienke/przypominajaca kreacje ksieznej Diany/Mlody tez byl bardzo elegancki.Stanowili piekna pare.Ja po nafaszerowaniu sie podwojnymi lekami przeciw bolowymi wsparta na ramieniu meza i kuli jakos sie doholowalam do kosciola.Ceremonia byla bardzo podniosla za sprawa ksiedza ktory nadal slubowi uroczystego wymiaru.Byl bardzo cieply i zyczliwie prowadzil uroczystosc.Ale ja myslami troche bladzilam.Przypominal mi sie slub mego syna.Jakze inaczej to wtedy bylo.Byl stan wojenny grudzien i mala kapliczka na Mokotowie.Mloda w skromnej sukience ktora sama sobie kupila za zarobione przez wakacje pieniazki.Mlody w garniturze z matury/byl bardzo wtedy drogi/ktory o dziwo bardzo dobrze na nim wygladal.Byli przesliczna para.I przyznam sie ze bardziej wtedy bylam wzruszona niz teraz.Wesele tez z uwagi na stan wojenny moglo byc tylko do godz.24-ej.I bylo bardzo skromne w Domu Wojska Polskiego.Ale ja bylam wtedy w euforii .Bardzo polubilam wtedy wybranke serca mego syna.Mialam na oczach rozowe okulary.Teraz juz jako mocno starsza pani nie patrze tak na swiat jak wtedy.I stad moze troche wieksza powsciagliwosc  we mnie.Wracajac do wesela wnuka :weselne przyjecie jest w Lawendowym Palacyku dosc daleko od W-wy ale blisko naszych Bramek.Postanawiamy jeszcze podjechac do domu .Musialam zazyc leki ,skorzystac z toalety,i maz musial odszukac nasza Pusie ktora gdzies sobie biegala po lesie.Pusia niestety nie chciala isc do domu,bawila sie z mezem w berka.Ponaglani telefonami,decydujemy -zostawiamy kota na dworze.Niech sie troche pomartwi jak nas nie bedzie.Jedziemy wszyscy juz dojechali gosci jest bardzo duzo.Zupelnie nikogo poza kilkoma osobami nie znam.Mlody serdecznie na nasz widok ucieszony.Niestety podobnodziadek mlodej poczul sie zle i nie ma go naweselu.A bardzo go chcielismy zobaczyc bo podobno przed laty konczyl z moim mezem razem te sama szkole oficerska i potem w pracy zawodowej tez mieli kontakt z soba.Ale no coz,takie jest zycie.Ale teraz kiedy jestesmy juz rodzina bedzie kiedys okazja aby sie razem spotkac.Wesele pieknie urzadzone bardzo elegancko ale to wszystko dla mlodych.Ja ze wzgl.na swoja przypadlosc z sluchem przezywam meki.Zespol  gra muzyke jazzujaco swingujaco blusowa/niech mi wybacza znawcy tematu/.Saksofon dominuje a,to sa wysokie tony ktore mnie przyprawiaja o bol glowy.Nie daje rady tego wytrzymac Graja zbyt glosno i ten saks obledny.Nic nie wiem kto co do mnie mowi.Synowa moja mila sympatyczna cos do mnie mowi a,jej tylko przytakuje.Nic nie  rozumiem co sie do mnie mowi.Na samym poczatku ogladam piekny taniec mlodej pary.Mloda i mlody w tym tancu to wierna kopia tanca ksieznej Diany z Johnem Trawolta w czasie pobytu sp.ksieznejw Ameryce.Nawet suknia jest prawie taka sama.Bardzo mi sie to podobalo.Ale wiadomo -mloda jest instruktorem tanca a i mego wnuka tez zdolala w tancu podszkolic.Po dwoch godzinach postanawiamy sie ewakuowac.Zegnani serdecznie przez nasza rodzine jedziemy do domu.Odwozi nas nasz syn.To jest bardzo bliziutko od naszego domu 5 minut jazdy samochodem.Namawiam bardzo meza aby,jeszcze pojechal z powrotem z synem.Ale sie nie daje namowic mowi,ze dla niego tez jest tam za glosno.Szukamy naszej Pusi ,a tu patrzymy siedzi sobie jak kwoczka na jajkach pod samymi drzwiami.Oj.chyba bedzie sie bardziej pilnowala domu.Zla jestem ze te moje chorobska tak rzutuja na wszystkich w rodzinie.Moje mysli i serce jest jeszcze bardzo mlode,ale cialo niestety ogranicza moje zycie.No coz trzeba sie z tym pogodzic.Ale i tak jestem szczesliwa bylam miod i wino pilam................Hala cdn.

1 komentarz:

~http://bakhitaa.bloog.pl/ pisze...

Szczerze powiedziawszy ja także nadmiaru hałasu nie lubię. Żaden ze mnie tancior ( tym bardziej po operacjach kolan), więc z wesel także uciekam wcześniej.Maria