piątek, 25 lipca 2014

Bardzo dla mnie są długie wieczory..............

Po kilkunastu dniach kiedy,dzien za dniem,przypominał wzburzone sztormem morze postanowiłam odciąć się od wszystkiego.Miałam zwyczajnie dość.Postanowiłam się zresetować.Ja która nie piję wogóle alkoholu kazałam męzowi zrobić sobie drinka i nieco rozluzniona zasiadłam przed telewizorem.Kilka godzin przedtem przeczytałam gdzieś informację o wielkiej oglądalności kanału tvn 7 w ubiegłym tygodniu .Postanowiłam zobaczyć ofertę programowa tego kanału.O godz,20-tej rozpoczął się film o zgrabnym tytule kobiecym"Elizabethtown".Film z roku 2005 wiec,jak na naszą tv stosunkowo młody.Film dla mnie fascynujący,porażajacy.Wprost nie jestem w stanie wyrazić jak bardzo mnie ten film zafascynował.W roli głownej amerykanski aktor młodego pokolenia Orlando Bloom.Film jest opowieścia,jak to przypadki losowe wpływają na nasze życie,jak nie zawsze potrafimy zapanowac nad losem.Piękny film bardzo mnie poruszył.Głowny bohater filmu pracuje w wielkiej korporacji w firmie produkującej obuwie sportowe.Pewnego dnia zostaje jednak zwolniony,na dodatek porzuca go jego narzeczona.Załamany Drew/tak ma na imie głowny bohater/postanawia popełnić samobojstwo.Prawie doskonałe za pomocą przyrządu którego używał do projektowania obuwia.Dzwoni jednak natarczywie telefon.Po kilku dzwonkach podnosi słuchawkę i słyszy zapłakany głos swej młodszej siostry.Informuje go iz, będący z wizyta w rodzinnym miasteczku Elizabethtown jego ojciec nie żyje na skutek zawału serca,a mama zupelnie zwariowała........Ty jesteś starszym bratem i musisz pojechać załatwić wszystkie sprawy związane z pogrzebem - mówi do niego.I wtedy cały ciag wydarzen zwiazanych z tym wyjazdem widoczny na ekranie pochłania nas bez reszty aż,do samego końca filmu.Filmu mimo smutnego tematu ,optymistycznego ,radosnego,chwilami nawet komediowego.I kiedy oglądamy ostatnia scenę tego filmu jest nam bardzo smutno ,że to już koniec.Chciałoby się jeszcze pobyć z tymi cudownymi ludzmi bohaterami tego filmu.Wspaniale brawurowo zagrane role wszystkich bohaterow dopełniają nasze wrażenia.Aktorka Susan Sarandon i Alec Baldwin to absolutne wyżyny gry aktorskiej.Młodziutka Kirsten Dunst w roli stewardesy Claire wielkiej uroczej optymistki,to dziewczyna ktora diametralnie zmienia życie głownego bohatera filmu.Przepiękna koncowa sekwencja filmu - pożegnania zmarłego na zawsze bedzie w mojej pamieci i przyznam się Wam moi drodzy czytelnicy mego bloga,że bardzo życzylabym sobie aby po moim odejściu tak mnie żegnano.Tego nigdy nie zapomnę to było tak wzruszające,optymistyczne.Sceny z pożegnania urny z prochami ojca glownego bohatera nie da sie zapomnąć.To było takie wzruszajace do łez radosne pożegnanie.Tak radosne,nie mylę się.Pożegnanie dobrych przyjaciół,rodziny,niedoszłej żony ,a nawet pewnego wroga.Wszystko to okraszone wspaniala muzyka i pięknymi piosenkami dopełniało całości.Film pewno gdzieś jest w internecie i można go na spokojnie obejrzeć.Bo szybko,byle jak,takich filmów się nie ogląda.Przekonywała was Hala.....cdn.

sobota, 19 lipca 2014

Trudno jest to wszystko zrozumieć?.Jak to wszystko się skonczy?

Od kilku dni nie mogę dojść do siebie.Okazało się ,że w XXI wieku dzieją się rzeczy nie godne człowieka cywilizowanego.Poczułam się jakby,odpowiedzialna za to ,ze ludziom dzieje się tak wiele zła na świecie.I to z winy drugiego czowieka.Wolimy przymknac oczy,kiedy widzimy w tv.cierpienie ludzi w Iraku,Syrii,Afganistanie,teraz także Ukraina,IzraelWolimy przymknąć oczy,nie patrzeć na krew ,słuchać lamentu matek.Udajemy ,że tego niema,że to sie tak naprawdę nie dzieje,że całego świata nie zbawimy itd,itd.To jest powszechna cecha.Ja to rozumiem,bo ludzki ból nas przerasta.Wiec wygodniej nam tego nie widzieć.Nie chcemy czytać o cierpieniu ludzi na Wschodzie Ukrainy ,bo będziemy wtedy zle spac.Ale o tym nie można zapominać i się na te wiadomosci znieczulac.Musimy reagować i starać się zabierać właściwe stanowisko.Musimy o tym mowić,pisać,słuchać ,czytać.Bo jednak może nasz głos coś będzie mogł zmienić poprawić,uchronić.Teraz kiedy ta straszna katastrofa,na Wschodzie Ukrainy ma miejsce i bombardowani jestesmy róznymi prawdziwymi i nieprawdziwymi wiadomościami z tamtego terenu musimy sami znależć właściwa prawda.Jednak prawda nigdy nie jest "biało czarna".Ma wszystkie kolory.My sami musimy sobie wyrobic swoje zdanie.....Jedno jest pewne,to co sie obecnie dzieje jest jedną z największych traum naszego czasu.Ponieważ moje rodzinne jak wiecie konotacje łączą się z Ukrainą tym bardziej i mocniej przeżywam to wszystko co się wtym kraju dzieje.I bardzo zależy mi na tym aby tam,wreszcie zaistniało dobre spokojne życie.Bo nie myślcie ,że to co się dzieje na wschodzie nie ma wplywu na życie na zachodzie tego pięknego kraju.Ponieważ moj komputer zachorował ma jakiegoś głupiego wirusa który cały czas się ze mną bawi muszę konczyc pisanie tego postu.Jednak bardzo proszę o przemyślenie tych kilku moich słow i podzielenie się ze mną swoimi wnioskami w tym względzie napisała Hala.....cdn.

sobota, 12 lipca 2014

Byc może to nic takiego,ale dla mnie bezcenne.............

Każdy kwiatek ktory zakwita w moim ogrodzie jest niesłychanie ważny i ma swoją historię.Kiedy córka zagospodarowywała przestrzen wokół domu kierowała się,swoją estetyką.Miały być iglaki - dużo iglaków.Przed 6 ma laty przyjechały z Bieszczad takie malutkie pół metrowe biedy.Nikt nie wierzył w to że cos urosnie na tej suchej ziemi.A jednak. Teraz wokół domu jest prawie las.Duze drzewa ,piekne stare dęby,lipy,klonu uzupełnione iglakami:sosnami,świerkami,jodłami.Jest nawet perukowiec,piękna daglezja rosnie wprost jak oszalała.Na kwiaty wobec tego nie ma już prawie miejsca.Wobec tego,każdy kwiatek który tu urośnie jest naszym prywatnym cudem przyrody.W ub.roku posadziła sporo nasionek malw takich pełnych.Zostało tylko kilka sztuk.Bedą kwitły ale pozniej.Mają pąki.Jeden już został obfotografowany.Wiatr w czasie burzy już mu urwał jedn kwiatek i jemu zrobiłam zdjęcie.Pięknie kwitną liliowce.Lubię im robić zdjęcia portretowe.Widać wtedy ich piękno.Na tarasie w donicach rosną z sobą w wielkiej przyjazni pietruszka z portulaką.Przez pomyłkę to razem posiałam ,a one doszły do wniosku,że lepiej ze mną nie zaczynać i sobie razem pięknie rosną.Bardzo to dla mnie wielka radosć kiedy coś tu wogóle rośnie.Wcieniu tych wielkich wprost olbrzymich drzew.Nie wiem czy dam raddę umieścić kilka zdjęć ale popróbuję może mi się uda.Musze jeszcze nad tym popracowac.Niestety Zdjęcia-0076

Zdjęcia-0075

Zdjęcia-0083

Zdjęcia-0054

Zdjęcia-0037

Zdjęcia-0053

Zdjęcia-0049a

Zdjęcia-0059

czwartek, 10 lipca 2014

Rok temu ,świętowałam w tym roku niestety nie..........

Bez tytułu3Nie mama pojęcia dlaczego się zmieniło ustawienie pisania na blogu.Ale muszę sobie odpuścić bo bardzo trudne jest zalogowanie wogóle i trzeba się cieszyć jeśli już można coś napisać.Być może jest to wina mojego komputera.Starutki jest on już bardzo -tak prawie jak i ja.Więc czego chcieć.Dzisiaj 10 lipca mój pierwszy prawnuk ukonczył pierwszy rok swego życia.Filip bo takie ma imię jest wspaniałym facetem.Radzi sobie na świecie wyśmienicie.Ma świetnych rodzicow i duzo babć i dziadkow.Kiedy zobaczylam jego zdjęcie kiedy prowadzi na smyczy 3 x na oko większego od siebie psa - popłakałam się.On taki jeszcze malutki a taki dzielny opiekun tego wielkiego psa.Dzisiejszy dzień jest dla mnie jeszcze z jednego powodu ,tak ważny do zapamietania.10 lipca 1958 roku też był upalny.W tym dniu Urzednik Stanu Cywilnego w miasteczku Rydułtowy ustanowił nas komórką społeczną - małzenstwem.To już 56 lat temu.To tak naprawdę : Na dobre i na złe.Szczerze muszę przyznać,że tego dobrego i złego było po równo.Mój mąż tylko dwa razy pamiętał o rocznicy ślubu.Raz kiedy była 15 rocznica i wtedy dostałam,zakupiony od kolegi oficera który jeżdził służbowo do Zwiazku Radzieckiego pierscionek nawet bardzo ładny.Kilka razy go gubiłam ale zawsze jakimś cudem do mnie wracał.Drugi raz kiedy była nasza 53 rocznica ślubu i otrzymaliśmy ten piękny medal za długoletnie pożycie małżeńskie.Wtedy już nie było zmiłuj i dzieciaki czy chciały,czy nie chciały dowiedziały sie ,że rodzice jakąś tam mają rocznicę.Bo tak to nikt nic nie pamięta.Mają takie bogate swoje życie,że kto by sobie tam zaprzatal głowę jakimiś rocznicami rodzicow.Przyznaję ,że i ja w tym wzgl. w stosunku do rodziny mam sobie do zarzucenia.Teraz trzeba jeszcze przeżyć 4 lata i będzie okrągła 60-tka.Ostatnio jednak coraz mniej optymistycznie patrzę na przyszłość.Choroby poważne nie daja o sobie zapomnieć.Co może się jeszcze zdarzyć przez cztery lata.Kto to wie?.Moja córka zawsze powtarza :Mamo Ty jesteś z długowiecznej rodziny to prędko nie umrzesz.Ja sie wtedy śmieję bo pamiętam jak mowiłam do mojej mamy .Mamo Ty nigdy nie umrzesz będziesz ta jedyna która zmieni porządek tego świata.Jednak nie miałam racji.Ale dożyła słusznego wieku .Miała 95 lat kiedy odeszła.I to tak wszystko co dnia do mnie wraca ,rocznice,przeżyte lata,a ko go to obchodzi prócz mnie.Wybaczcie zaczynam być monotematyczna.Przywilej słusznego wieku ?Nie wiem ale,tak mam i już.Pozdrawiam Was serdecznie moi czytelncy i przeżyjcie to ze mną jeszcze raz na zdjeciu.......cdn.Hala

niedziela, 6 lipca 2014

Co dobrego można kupić w naszych Bramkach ?

Postanowiłam dzisiaj tak relaksowo ,popoludniem w niedzielę napisać kilka słów o naszych Bramkach.Mamy tu dwa sklepy spożywcze.Jeden blisko stacji drugi blisko przychodni.Sklep koło stacji zrobiłsie teraz sklepem bardziej eleganckim.Muszę jednak zaznaczyc ,że to piszę nie z wlasnej autopsji tylko z opowieści moich domownikow.Podobno dużo się tam zmieniło.W asortymencie jako ,że mamy lato są wspaniałe pomidory.Pomidory te jemy już od wczesnej wiosny.Są bardzo duże takie z jednej strony jakby ponacinane na czastki.Duże, wspaniale ubarwione i bardzo pachnące.Chyba one rosną w szklarni.Mnie najlepiej one smakują wczesną wiosną do końca maja.Potem są pomidory tzw,maliniaki też bardzo wczesne.Więc do tego sklepu chodzimy na pomidory.Są tez bardzo dobre ogorki.Wędliny też ostatnio się poprawiły są dobrego gatunku.Ceny też są bardzo przystępne.Personel bardzo sympatyczny co podkreślali moi zaopatrzeniowcy -wnuczek i syn.W sklepie koło przychodni co poniedziałek kupuję dwie gazety Angorę i Tele Tydzień.Jest mi bardzo przykro kiedy nie ma mi kto kupić w poniedziałek a we wtorek już nie ma.Myślę ,ze tak trochę brak empatii dla stałych klientow się kłania.Panie ekspedientki bardzo sympatyczne,już przecież zdążyły się zorientować kto i co z stałych klientow kupuje.Kiedy moja mama była już zależna od sąsiadow najbardziej narzekała sobie,że nie moze już sama robić zakupów.Kiedy przyjechała do nas mają już 85 lat mój zięć św.pamieci Paweł zawiózł ją do marketu Tesco.Na wózku ją powoził po całym markecie.I wtedy się popłakała z radości ,że jeszcze żyje.Ja też bardzo boleje nad nie możnościa pójscia samej do sklepu.Ale,miało być o dobrych rzeczach.Najlepszy jest biały ser smietankowy który wprost uwielbiam.Myślę,że nawet lepsza od oryginału.Bardzo mi smakuje,szczególnie z dżemem jagodowym..Wspaniałe są też ciasteczka z ziarnemi i orzeszkami - takie okrągłe placuszki.Są kruche takie do połasuchowania.Ten biały serek smietankowy to taka Polska Mozzarella.Wspaniały .Wart jest swojej ceny,bo nie jest tani.Kiedy w katalogach sklepów oglądam jakieś nowości spożywcze bardzo boleję nad tym ,że dużo wody w Wiśle popłynie zanim,w naszym sklepie sie zjawi..Kiedy w sklepie zostawia się miesięcznie niezłą kwotę za towary chciałoby się aby człowieka trochę dopieszczono.Bardzo było nam miło kiedy personel przywiózł nam zakupioną wodę do domu.Wogóle to nie wiem,może by warto było się zastanowić nad usługa-zamówień telefonicznych.Teraz kiedy mój mąż ,jest chory trudno jest nam robic zakupy a młodzi członkowie rodziny mają dużo swoich zajeć bardzo by się taka usługa przydała.Owszem można zamawiać przez Tesco czy Frisco ale po co dawać zarobić obcym jak blisko jest sklep ktory mógłby taką usługę wprowadzić.Myślę,że w samych Bramkach znależli by się chetni na taka usługę.Teraz kiedy można zrobić,taki fajny katalog towarów dostępnych w sklepie ja bardzo chętnie bym obejrzała ofertę mojego sklepu.Tak myślę.Byc moze moje zachcianki nie są na wyrost i ktoś z naszych współmieszkańcow przemyśli cała sprawę i pozytywnie się do niej ustosunkuje.Przepraszam moich czytelników za taki bardzo osobisty tekst.Ale to jest właśnie ten "mój świat-życie codzienne"napisała Hala cdn.........

wtorek, 1 lipca 2014

Urodziny,imieniny i takie tam inne radosne dnie..........

Urodziny jak powszechnie wiadomo obchodzimy w dzień urodzenia.Najwczesniejsza uroczystość,to roczek czyli pierwszy dzień urodzin.Na Slasku obchodzony uroczyście i bardzo ważny.Czasem tak jak bywało w mojej rodziny jest msza święta i mała lub mały solenizant,przynoszony jest do koscioła,pięknie ubrany z wianuszkiem z mirtu na rączce.Potem jest uroczysty obiad ,cała rodzina z chrzestnymi.Rok za rokiem ucieka i urodziny obchodzone są już coraz to mniej uroczyście.Na Sląsku jednak,urodziny mają się dobrze.Tradycja w narodzie nie ginie.Ale o urodzinach pamięta juz coraz mniej osób nawet z najbliższej rodziny.Owszem,takie okragłe rocznice zapamietowywujemy.Ale,pozostale lata uciekaja.Kiedy zamieszkałam w Centralnej Polsce w rożnych miastach zobaczyłam,że bardzo ważnym jest dzien imienin.Czasem na rowni z dniem urodzenia.Pamiętam jeden,taki dzien moich imienin z Sandomierza gdzie w klubie oficerskim urządzono mi przyjęcie niespodziankę.Zresztąw Sandomierzu przeżyłam wiele uroczystych dni.W ramach Organizacji Rodzin Wojskowych starano się umilać nam nasze dość trudne życie.Owczesny Naczelny dowodca Sil zbrojnych/świeć Panie jego pamięci/ nie chciał kłopotów i bardzo slabo dbał o swoje wojsko.Sprawy bytowe kadry były na bardzo niskim poziomie.Więc sami musielismy sobie osladzać to nasze życie aby stawało się dla nas bardziej znośnym..Robilismy sami rozne imprezy.Szczegolnie hołubiliśmy nasze dzieciaki.Kiedy po wielu,wielu latach rozmawialismy na spotkaniu po latach w pamieci dawnych dzieciakow utkwiły wszystkie imprezy.Nawet teatrzyk kukiełkowy w którym grałam został dobrze zapamiętany.Wszystkie gwiazdki i Mikołaje przy pomocy naszych żolnierzy z czynnej słuzby udawały się doskonale.Bylismy wszyscy ci ktorzy w latach 1958-1970 mieszkali w Sandomierzu bardzo z sobą zintegrowani.Nie było kwasow i dąsów.Wszyscy mielismy mało i potrafiliśmy się dzielić.Chyba nie było mieszkania w naszym malym osiedlu /około 60 rodzin/w którym bym nie była.Chodziliśmy do siebie,nasze dzieci się z sobą bawiły,pomagaliśmy sobie jak tylko umieliśmy.Szacowne dowództwo z Warszawy nie miało pojecia jakie my tak naprawdę mielismy problemy np.z wodą lub z zaopatrzeniem.Jedno co stało na wysokim poziomie to byla pomoc medyczna.Mieliśmy swojego lekarza,wspaniałego doktora omnibusa.Wiedział wszystko o nas.Zawsze potrafił nam pomóc.Pożniej przez rok mieliśmy wspaniałego lekarza sławnego pozniej profesora dr.Zbyszka Religę.Potem byli jego koledzy.Jeśli z czymś nie mogli sobie poradzić kierowali nas do dużych szpitali najpierw w Krakowie a pozniej w Lublinie.Transport był zapewniony karetka wojskowa.Nie był to komfort,ale pomoc była szybka i konkretna.Dzień imienin była dla mnie bardzo uroczysty.Doatawałam dużo kwiatow i życzeń.Kiedy zamieszkałam w stolicy bardzo mi było smutno kiedy rano kiedy szłam po bułki do sklepu - nikt się mi nie kłaniał.Potem kiedy poszlam do pracy wszystko się zmieniło.Poznałam nowych ludzi i dzien imienin znowu był dniem radosnym.Teraz przez internet zdobyłam dużo znajomych,przyjacioł.Odzyskałam te więz z rodziną z zagranicy.I teraz w dniu 1 lipca przeżywam też inną radosną uroczystosć.Dzięń psa najlepszego przyjaciela człowieka.Ponieważ w naszym domu są te cudowne stworzenia będziemy sobie razem świetować.Będą ulubione przez nasze psy parowki-no tak na deser...... serdecznie pozdrawiam ....cdn.....Hala