wtorek, 31 maja 2011

Jeszcze o zyciu w Sandomierzu.........

Jest rok 1969 .Do naszej jednostki przydzial otrzymuje mlody lekarz po studiach.Nikt wtedy nie przypuszczal iz, mlody ,bardzo przystojny lekarz to po latach bedzie slawny kardiochirurg Zbigniew Religa.Nic na to nie wskazywalo.Opiekowal sie nami ,rodzinami,kadra i zolnierzami bardzo rzetelnie.Nieustannie usmiechniety,pogodny bardzo sympatyczny mlody czlowiek.Mial juz w Warszawie zone ktora bardzo usilnie zabiegala o jego przeniesienie do W-wy.Prywatnie byl to szczery,przesympatyczny czlowiek.Wiele wieczorow spedzilismy towarzysko w naszym gronie.Na duzym balu u "lotnikow" bawili sie wszyscy znani Sandomierzacy.Byly piekne dekoracje i kreacje pan.Potem w styczniu byla choinka dla dzieciakow kadry.Przedstawienia kukielkowe odgrywane przez mamy i tatusiow cieszyly sie wsrod dzieci duza popularnoscia.Bylismy nieduza spolecznoscia ludzi bardzo sie lubiacych,ktorzy chcieli razem spedzac wolne chwile.Zbyszek /bylismy na ty/we wszystkim uczestniczyl.Byl wspanialym animatorem amatorem.Kiedy jego zonie po roku udalo sie zalatwic jego przeniesienie do Stolicy bardzo nam bylo smutno.Kiedy juz byl slawnym kardiochirurgiem wiedzielismy my /Sandomierzacy/ze jest naszym czlowiekiem na wlasciwym miejscu.M.Ja na przyklad mialam swiadomosc iz jesli by ,zaistniala koniecznosc zwrocenia sie o pomoc do niego tej pomocy by mi nie odmowil.Wiedzialam ze,jest i to mi wystarczylo.Nigdy nie musialam korzystac z jego pomocy i bardzo dobrze  ze tak bylo.Z wielka uwaga sledzilam jego kariere.Czytalam o nim .I bardzo sie cieszylam z faktu spedzenia takiego jednego roku w Sandomierzu.Chetnie go wspominajac.W 1970 roku w styczniu podjelam inicjatywe przyspieszenia przydzialu mieszkania w Warszawie.Czekalismy cierpliwie 2 lata.Zylismy z jednej pensji na dwa domy i bywalo bardzo ciezko.Szczegolnie gdy przydarzala sie choroba.Wybralam sie do Dowodztwa Wojsk Lotniczych do W-wy.na ul.Zwirki i Wigury.Jechalam cala noc nocnym pociagiem,meza wogole o tym nie powiadomilam.Podjelam ryzyko.Albo cos zalatwie albo nic.Nie byloby sie czym chwalic.Zapisano mnie na rozmowe /poniewaz przyjechalamz terenu/w drodze wyjatku do generala Cieslika.Czekalam w sekretariacie okolo 4 godziny.Mysle ze chciano mnie wystraszyc,ale ja bylam zdeterminowana.Nie do ruszenia.Rozmowa byla kulturalna rzeczowa .Brakowalo konkretow.Wtedy przystpilam do ataku.Powiedzialam ze musze miec jakas odpowiedz w sprawie przydzialu mieszkania w innym razie nie moge sie wcale przyznac ze zmarnowalam pieniadze na bilet do W-wy.Wtedy Pan general powiedzial mi iz,w ciagu miesiaca otrzymam jakas wiadomosc na temat mieszkania.Podal mi nastepnie sluchawke jego telefonu abym powiadomila o tym mojego meza.Chcial widocznie sprawdzic czy tego wyjazdu nie uzgodnilam z mezem.Odezwal sie jeden z oficerow ktory jak sie przedstawilam"wykrzyczal taki oto tekst"Co te h...  Pani powiedzialy.Pani maz wczoraj sie dowiedzial ze jeszcze musi czekac na mieszkanie".General stal bardzo bliziutko i wszystko slyszal.Ja spokojnie poprosilam by powiadomil meza ze jestem w Warszawie i chcialabym sie z nim zobaczyc.Wtedy general podal mi reke i powiedzial ze ma 1 miesiac na zalatwienie sprawy Po okolo 10 dniach zostalam powiadomiona o przydziale mieszkania przy u.Cieszynskiej2.Radosc byla ogromna a,jednoczesnie zal kochanego Sandomierza.Mieszkanie bylo z slepa kuchnia ,ostatnie takie budowano.Mialo razem 46 metrow na 8 pietrze wiezowca.,3 male pokoje.Ale my sie i tak bardzo cieszylismy.Bylismy razem i to bylo w tej chwili wazne. cdn.Hala

niedziela, 29 maja 2011

Troche o moim ukochanym miejscu na ziemi.

Sa lata szescdziesiate ubieglego wieku.Coraz bardziej czujemy sie mieszkancami pieknego Sandomierza.Ja wrocilam po klopotach zdrowotnych do swojej rodziny.Znow jestesmy razem ja,moj maz i mojkochany synek.Smutno nam tylko ze,nie ma z nami naszego drugiego synka.Kiedy widzialam mojego pieknego duzego synka ,martwego na szafce w szpitalnej lazience,myslalam ze, peknie mi serce z bolu i zalu.Okazuje sie jednak ze stare powiedzenie"co nas nie zabije to nas wzmocni"jest szczera prawda.Pochowal go maz na Cmentarzu w Sandomierzu "Na Krukowie".Rzeczy i ubranka ktore dla niego przygotowalam oddalam Pani ktora uratowala mi zycia.Byla to mloda pielegniarka panna z nieslubnym dzieckiem.Po powrocie do domu z szpitala /bylo to prawie 2 miesiace po porodzie/w nocy przezylam klopoty z niespodziewanie wzmozona laktacja.Tylko ze byli jeszcze wtedy lekarze ktorzy chcieli i potrafili pomoc.Nasz lekarz wojskowy dusza czlowiek,dbajacy o wszystkie 60 rodzin,ktore oddano mu pod opieke jak o wlasna rodzine,cala noc walczyl z moim problemem.Bylismy my rodziny wojskowych jak jedna wielka rodzina.Bardzo sie lubilismy.Bywalismy u siebie.Staralismy sie sobie pomagac.W sytuacji kiedy nasi mezowie musieli wyjechac/podroze sluzbowe,szkolenia,narady w sztabie/moglismy zawsze liczyc na siebie.Ja nie pamietam aby,ktos z kims by sie gniewal,klocil.Wszyscy bylismy w tej samej sytuacji.Nasi mezowie byli oficerami a,my ich zonami.Czasy byly nielatwe.Brakowalo wszystkiego.Klopoty z woda,klopoty z zaopatrzeniem w zywnosc,brak rozrywek kulturalnych.Ja pamietam jak w kantynie-sklepie  kostke masla dzielono na 8 czesci zeby wszyscy dostali choc troche.To raczej teraz nie do uwierzenia,ale tak bylo.To szczera prawda.Klopoty z woda byly okropna uciazliwoscia.Wszyscy po kolei sie zalewalismy gdyz nigdy nie wiadomo bylo kiedy z kranow poleci woda.I niestety byly non stop odkrecone.A w nocy czasem budzila nas powodz.MON dal pieniadze na doprowadzenie nowej nitki wodociagowej na nasze osiedle.Notable miasta Sandomierza podjeli sie doprowadzenia nam bardziej wydajnego wodociagu.Jednak od ujecia do wody w kranach droga byla daleka.Wiodla przez piekne osiedle domkow jednorodzinnych w ktorych mieszkali wazni ludzie miasta.I tylko do tego miejsca starczylo pieniedzy.Wybuchla ogromna afera ktora zakonczyla sie samobojcza smiercia owczesnego burmistrza miasta. Z woda jednak dalej nie bylo lepiej.PZU nie chcialo nawet slyszec o ubezpieczaniu naszych mieszkan.Gaz sie z powodu malego cisnienia wody nie zapalal,o kapieli w wannie nie moglo byc mowy.Wszedzie slyszelismy jak to dobrze maja wojskowi i ich rodziny.Prawda jednak byla zupelnie inna.Przeciez bylismy bardzo mlodzi i caly czas myslelismy ze doczekamy lepszych warunkow naszego zycia i to naz ze powiem kolokwialnie "trzymalo przy zyciu".Latem zwiedzalismy miasto,chodzilismy z dzieciakami nad Wisle.Wtedy jeszcze Wisla byla wzglednie dostepna rzeka.Do Sandomierza przyjechali Amerykanie zeby budowac piekna nowoczesna Hute Szkla Okiennego najnowoczesniejsza na naszym kontynencie.Bardzo wielki entuzjazm i nadzieje dla ludzi niosla ta budowa.Kilka zon oficerow zalapalo sie nawet na prace,w tej Hucie.Zlokalizowano ja nad Wisla na drugim brzegu,wokol zbudowano bloki mieszkalne.Sandomierz pelen zabytkow,kosciolow byl dla nas raczej malo dostepny.Byl czyms w rodzaju "lizaka za szyba".Zylismy troche na uboczu,swoimi sprawami.Owszem czasem bylo Swieto.Przyjazdy Objazdowych Zespolow Wojskowych Estradowych,Centralnego Zespolu Wojska Polskiego z pieknymi koncertami.W miejscowym kinie  pamietam wspaniale wydarzenie.Benefis ostatni przed jej smiercia Mieczyslawy Cwiklinskiej w Sztuce "Drzewa umieraja stojac".To bylo wydarzenie.Ogromnym dla nas wydarzeniem bylo tez krecenie filmow w Sandomierzu."Spotkanie w Bajce" z Holoubkiem i Magda Zawadzka .W film "Popioly" w rezyserii Andrzeja Wajdy zaangazowani byli nasi oficerowie i zolnierze.Byli statystami.Na planie poznalam wtedy mlodego nieznanego jeszcze aktora Daniela Olbrychskiego.Byl przesympatycznym mlodym czlowiekiem.Po zakonczeniu zdjec odbyl sie w naszym kasynie oficerskim wielki pozegnalny bankiet.Bawilismy sie z filmowcami do bialego rana.Pozegnaniom nie bylo konca.Tak ze nie tylko smutne bylo nasze zycie.Byly tez radosci.Jak zawsze w zyciu.To co ja tutaj wspominam w tym blogu to nic wielkiego waznego ot male codzienne sprawy.Ale zycie wlasnie sie sklada z drobnych pozornie niewaznych spraw i czasem warto je sobie przypomniec.Odkopac w pamieci od zapomnienia.W roku 1966 urodzilam upragniona corke.Tym razem bylam juz pod opieka lekarzy z szpitala w Stalowej Woli.Nasz lekarz wojskowy tez tam pracowal..Coreczka urodzila sie bardzo malutka miala tylko 2 kg.60 deko.Miala dlugie krecone loki.Byla slicznym dzieciatkiem.Bardzo nam we wczesnym dziecinstwie chorowala.Ale nasi Kochani Judymowie-nasi wspaniali lekarze po WAMIe w Lodzi pomogli jej aby mogla przezyc.Jak juz wspominalam bylismy po prostu jak jedna wielka rodzina.Z taka zyczliwoscia w zasadzie bezinteresowna juz nigdy w zyciu sie nie spotkalam,a chwile byly czasem dramatyczne.Czesto bylam sama  z dziecmi.Syn poszedl do pierwszej klasy ,Basia malutka a ja sama.Maz w roku 1968 zostaje awansowany do stopnia majora i przeniesiony do sluzby w nowej jednostce w Warszawie.O szansach na mieszkanie nie bylo mowy.W Sandomierzu mieszkalismy w jednym 20 metrowym pokoju i kuchni 8 metrowej.Bardzo nam bylo ciasno.Tak przeszly dwa lata  w takich warunkach.W grudniu 1969 roku zaczelam sie buntowac.Z jednej pensji zycie na dwa domy to po prostu koszmar.Postanowilam wziasc sprawe w swoje rece.Mialam dosc takiego zycia.ciag dalszy nastapi.....Hala

sobota, 28 maja 2011

Jeszcze o wizycie......

Na goraco chcialabym jeszcze napisac o moich odczuciach w zwiazku z wizyta prezydenta USA.Te moje slowa sa byc moze bardzo banalne,chce sie jednak nimi podzielic.Odlecial spokojnie do swego kraju i chwala  wszystkim sluzbom specjalnym,ze ich wysilek nie zostal niczym zaklocony.Wizyta miala oprawe godna dwoch panstw.Wielkiego Mocarstwa jakim sa USA i Polski dumnego ,waznego panstwa Europy Srodkowej.Wysilek organizacyjny nie poszedl na marne. Goscic tak milego wspanialego czlowieka to wielki zaszczyt.Jego charyzma i cieplo nie mialo sobie rownych.Podziwialam jego umiejetnosc rozmowy ,z ludzmi dopiero co spotkanymi,tak osobiscie jakby znal ich cale lata.To wielki dar i umiejetnosc.Ale jesli przesledzic jego zyciorys nie jest to zbyt dziwne.Przeciez jako mlody czlowiek pracowal w opiece spolecznej w Chicago i tam nabyl pewnie umiejetnosc rozmowy z roznymi ludzmi o roznym statusie i pogladach.Pracowal dla ludzi i teraz tez pracuje dla ludzi w szerszym juz zakresie.Ponadto nie byl uwiklany w duze pieniadze i lobby.Dzialal w czasie wyborow w oparciu o zwyklych ludzi.Ich male datki w wysokosci 10-20 dolarow pomogly mu wygrac wybory.Podobno zadeklarowal iz,napewno nas jeszcze odwiedzi wraz z zona Michell i coreczkami.Mamy im tyle wspanialych rzeczy do pokazania.Mysle ze nasz kraj ma sie czym pochwalic.Polska jest piekna.Nie rozumiem ludzi ktorzy koniecznie musza jechac na wypoczynek za granice,nie znajac wogole swojej ojczyzny.Jak ich zapytac gdzie jest jaki zabytek,nie sa w stanie  odpowiedziec.Smutne ale prawdziwe.To tyle na dzisiaj.Ciag dalszy nastapi niebawem.Hala.

Brak tytułu

Wczoraj do naszego kraju przybyl z krotka wizyta prezydent Stanow Zjednoczonych Ameryki Barack Obama.Wizyta nie byla duzo wczesniej naglasniana.Jakos tak dosyc pozno,dyplomacja termin wizyty podala do mediow.Nie wiem ,dlaczego tak bylo?Jakies wazne byly ku temu powody?Wczoraj media mocno naglasnialy ,iz Lech Walesa nie spotka sie z Obama.Robia z tego tania sensacje.Dlaczego? i po co?.Przyjechal do nas wspanialy cieply czlowiek,o wielkiej kulturze osobistej.Jak cieplo i przyjaznie rozmawial z witajacymi go kombatantami,weteranami i zolnierzami.Zawsze usmiechniety na luzie ,bez zadecia i marsowego oblicza.Swoj czlowiek przyjaciel.On po prostu kocha ludzi,to widac.Widzac jak rozmawia i caluje w policzki mocno juz starsze przedstawicielki gminy zydowskiej,bardzo sie wzruszylam.Widzialam jaki ma szacunek,dla wieku witajacych go weteranow wojennych.Z kazdym zamienil kilka cieplych slow,kazdemu podal dlon.Jestem zdania iz,to nie byly tylko kurtuazyjne gesty.To bylo radosne pelne szcunku powitanie.Bede sledzila caly przebieg jego wizyty w naszym kraju i bardzo bym sie cieszyla aby odjechal od nas w pelni zadowolony.Moim ulubionym prezydentem Stanow byl prezydent Clinton.To byl moj idol,jezeli ja stara 72-letnia kobieta tak moge powiedziec.Przeczytalam prawie wszystko na jego temat co bylo dostepne w naszym kraju.Znalam jego slabe strony i potkniecia,wady i zalety a,jednak uwazalam iz,byl wspanialym prezydentem narodu amerykanskiego.Bardzo go zwyczajnie ja ,prosta kobieta lubilam i darzylam szacunkiem.Jego dokonania polityczne byly bardzo cenne dla swiata i ludzi.Takze teraz jego dzialalnosc przynosi swiatu wymierne korzysci i oby jeszcze dlugo mogl cieszyc sie dobrym zdrowiem czego mu bardzo zycze. Tak samo zycze Barackowi Obamie dlugich lat w zdrowiu przy politycznej dzialalnosci.Wszak do polityki trzeba miec zdrowie i mocny kregoslup.Mysle ze podola temu zadaniu i jego prezydentura przejdzie do historii w chwale.Bardzo bym chciala wrocic do moich wspomnien z ukochanego Sandomierza,mysle ze,redaktorzy blogow wybacza mi  moje ucieczki i potraktuja ulgowo.Z gory za to dziekuje.c.d.nastapi....Hala

piątek, 27 maja 2011

moj swiat i moje w nim miejsce..........

Mieszkamy w Sandomierzu .Jest zima.Pierwszy  szok-w kranach nie leci woda.Zastanawiamy sie jaka jest tego przyczyna.Poniewaz jest juz pozno postanawiamy isc spac.Bardzo chce nam sie pic,wiec robimy herbate z sniegu uzbieranego wokol bloku.Jestesmy szczesliwi a herbata z wody sniegowej jest wyborna.Tak rozpoczynamy nasz 10 letni pobyt w cudownym miejscu.Jestesmy mlodzi ,pelni sil i checi zycia.Rano dowiadujemy sie iz, w Sandomierzu sa ogromne klopoty z woda i nalezy zawsze lapac wode do naczyn i wanny.Sklepy jeszcze wtedy nie byly tak jak teraz pelne wody butelkowanej.Rano kupujemy duze garki na wode i wcale sie tym nie zamartwiamy iz,woda pojawia sie w roznych,trudnych do przewidzenia porach.Kranow stale pilnujemy i wode mamy "nalapana"Mysle ze ,mimo ze bylismy mlodzi szybko niczym sie nie zrazalismy.Owszem, niejedna lza zakrecila sie w oku nad zdarzeniami dnia codziennego,nie zawsze pomyslnymi dla nas.Teraz widzimy u mlodych ze byle niepowodzeniem czy trudniejsza sytuacja zyciowa od razu sie zalamuja.Sa przerazeni.Nie potrafia sobie dac rady z nawet drobnymi klopotami zyciowymi.Tak to teraz jest.Lekko,latwo i przyjemnie.Ma byc"spoko" i "cool". Ja jestem w drugiej ciazy ktora w odroznieniu od pierwszej przebiega bez zadnych komplikacji.Badanie polega na posluchaniu tetna dziecka smieszna sluchawka.Nikt wtedy jeszcze nie slyszal o usg. ktt.i tym podobnych badaniach i tylko wprawne ucho dobrego lekarza moglo wylapac jakas patologie.Synek ma prawie 4 lata kiedy w marcu rodzi sie moj drugi syn.Dziecko rodzi sie niezywe.Ma okrecona pepowine wokol szyjki i wstawiajac sie w kanal rodny przygniata ja.Na pomoc jest juz za pozno.Rodzi sie piekny 4kg chlopiec.Wielka tragedia dla mnie i mojej rodziny.Wprost nie do wytlumaczenia.Szpital w Sandomierzu na poloznictwie mial sale 30 lozkowe.Nikogo nie obchodzilo co przezywam patrzac jak mamy karmia swoje dzieciatka,jak wtedy malo nie zwariowalam z bolu i zalu.W nocy po porodzie dostaje masywnego krwotoku.Uratowala mnie niefrasobliwosc personelu.Nie podlozono mi do lozka ceraty.Pani z lozka obok zchylajac sie po kapcie zauwazyla ze,z mojego lozka kapie krew.Ja bylam juz w niebycie,po prostu odplynelam.Mysle ze byl jakis krytyczny moment bo bylam gdzies,w pieknym miejscu pelnym pieknych kwiatow i jasnosci a, na dole widzialam krzatajacych sie ludzi.Kiedy sie ocknelam zobaczylam siedzacego obok naszego lekarza wojskowgo.Trzymal mnie za reke i powtarzal ;jestes dziecko to dobrze.Bedziesz zyla.Ciezko bylo mi wracac do zycia,lezalam jeszcze caly miesiac w szpitalu.Psychicznie czulam sie strasznie,Kiedy w nocy przywozili matkom dzieci do karmienia zatykalam uszy i plakalam w poduszke,byly juz takie momenty,ze gotowa bylam uciec z tamtad natychmiast.Jednak sila woli i chec zycia dla mego synka bedacego z mezem w domu dodawaly mi otuchy do walki o moje zdrowie.Moze bede posadzona o ekshibicjonizm za te moje wspomnienia.Ale ja juz mam 72 lata.Musze to z siebie  wyrzucic,komus powiedziec.Moze tego nikt nigdy nie przeczyta,to niewazne,mam to w nosie.Ale ja czuje taka potrzebe podzielenia sie ze swiatem i tego sie trzymam.C.d.nastapi..........

czwartek, 26 maja 2011

ciag dalszy-moj swiat........

Przygotowania do wyjazdu do Lwowa przebiegly dosyc sprawnie.Bylysmy z mama bardzo podniecone,pelne obaw o przebieg podrozy.Mama dostala miesiac urlopu ,ja wolne w szkole i w styczniu wyjechalysmy do Lwowa z Katowic.Do pociagu wsiadalysmy przez okno.O zadnych miejscowkach nie bylo mowy.Do Przemysla jakos sie dostalysmy.W miejscowosci Mosciska kontrola paszportowo-bagazowa bardzo ostra,drobiazgowa.Poniewaz nie mialysmy zadnych niedozwolonych przedmiotow nie mialysmy klopotow.Do Lwowa zajechalysmy pozno w nocy.Trzeba jeszcze bylo sie dostac do m.Bobrka  okolo 40 km.To male rodzinne miasteczko mojej mamy.Krotko przed polnoca bylysmy na stacji Chlebowice.Z tamtad uprosilysmy aby nas czyms podrzucic do Bobrki.I tak oto znalazlysmy sie u celu naszej podrozy.Babcia kiedy zapukalysmy do drzwi,z emocjii wrazen nie byla w stanie przez 15 minut otworzyc nam drzwi.Zmarzlysmy okropnie.Pamietajcie ciagle iz,byly to czasy bez komorek i nawet telegramy krazyly bardzo opieszale.O listach nie mowiac.Ale co tam !Widzialam babcie i dziadka.Babcia cudowna mala staruszka o pieknych oczach a dziadekz sumiastympodkreconym wasem.Wszyscy bardzo plakalismy i krzyczelismy z radosci.Wszak po 16 latach sie zobaczylismy.Radosci nie bylo konca.Ja mloda 16 letnia dziewczyna szybko przez kuzynki i kuzynow zawarlam znajomosci  z mlodymi ludzmi.Dobrze mowilam po rosyjsku /wszak pilnie nas w szkole uczono tego jezyka/moglam wiec swobodnie rozmawiac.Wtedy sie zakochalam pierwsza miloscia w przystojnym mlodym czlowieku.Mial na imie Bogdan i byl Ukraincem.Studiowal  we Lwowie na Politechnice Lwowskiej.Spedzalam z nim caly moj czas wolny od obowiazkow rodzinnych.Snulismy piekne plany i bardzo duzo sobie obiecywalismy.Chodzilismy na spacery po Lwowie,do kina ,do opery.Ogladalam zabytki Lwowa ,ale wszystko bylo tak bardzo zaniedbane i zniszczone ze mama caly czas ubolewala jak bardzo na niekorzysc zmienil sie jej Lwow.Przyszedl czas odjazdu do Polski.Bardzo dlugo zegnalam sie z moja miloscia odwiozl nas az do Medyki gdzie poddani zostalismy drobiazgowej kontroli celnej.No i wrocilismy do Polski.Z poczatku listy przychodzily bardzo czesto.Pisalismy do siebie prawie codziennie.Kiedy w styczniu nastepnego roku poznalam mlodego ppr.wojsk lotniczych,jeszcze czasem do siebie pisalismy.Ale byla to juz korespondencja dwojga mlodych przyjaciol.W m-cu lipcu wyszlam za maz za tego wojskowego i wyjechalam z nim do lesnego garnizonu.To byl zagubiony w lesie posterunek radiolokacyjny .Do nablizszego miasteczka Ozarowa Kieleckiego bylo okolo 10 km.po polnej drodzeZamieszkalismy w malych baraczkach bez wody w domu.Warunki jak to sie potocznie mowi byly iscie spartanskie.Ale bylismy mlodzi,pelni zapalu.Wierzylismy iz,doczekamy sie godnych warunkow bytowania.Niestety nie dbano wtedy o kadre nalezycie i choc niektorym ludziom wydawalo sie ze wojsku nic nie brakuje,bylo zupelnie odwrotnie.Zycie bylo trudne .Trzeba bylo palic w piecach kaflowych.Wode przywozili zolnierze beczkowozami,a wygodka byla 50 metrow od domu.Tak zylismy 2 dlugie lata.Lato rekompensowalo nam trudy jesieni i zimy.Bylo przepieknie.Lasy bogate w runo lesne na wyciagniecie reki.Spacery,spotkania towarzyskie umilaly nam czas.Bylo nas 10 rodzin w roznym wieku.Trzymalismy sie w naszej niedoli razem.Bardzo sobie pomagalismy.Swieto bylo jak przyjezdzal do nas wojskowy obwozny sklep.Byla tez kantyna z podstawowymi produktami.Telewizji nie bylo.Dopiero w roku 1959 moglismy kupic telewizor.O pralce mozna bylo pomarzyc.W kwietniu urodzil sie nam nasz syn Januszek.Poniewaz bardzo w ciazy chorowalam postanowilismy iz,rodzic pojade na Slask do mojej mamy.Do mego domu wrocilam z synkiem kiedy mial 4 miesiace.Bylo lato.Kwitly sloneczniki i bylo pieknie.Nasze prosby do Dowodztwa Wojsk Lotniczych o poprawe naszych warunkow zycia wreszcie cos daly.Zrobiono nam lazienki i doprowadzono nam wode do domu.Bylo juz jakby odrobine normalniej.Radosc byla ogromna.Zylismy tez nadzieja ze przeniosa nas w inne lepsze do zycia miejsce.Mowiono po cichu iz,jednemu z decydentow bardzo spodobal sie pobliski Sandomierz i moze tam przeniosa nasza jednostke. Czekalimy juz z utesknieniem na to.Wreszcie w roku 1960 zapada decyzja.Przeprowadzamy sie do Sandomierza nad Wisla .I znow moje losy splataja sie z krolowa Polskich rzek Wisla.Zima w styczniu ladujemy w Sandomierzu.W malej garsonierze bo nie zostal wykonczony nowy blok. c.d.nastapi .Hala

środa, 25 maja 2011

Wracajac do wspomnien..........

Na poczatku lat 50-tych ubieglego wieku w naszym malym gorniczym miescie byl jeden liczacy sie zaklad pracy.Byla to kopalnia w zasadzie jedyna zywicielka mieszkancow tego miasta.Pracowali na niej wszyscy.Do pracy na kopalnie poszla tez moja mama.Przed wojna pracowala jako sekretarka znanego Lwowskiego adwokata.Teraz sytuacja rodzinna zmusila ja do pojscia do pracy jako robotnica fizyczna na kopalnie.Stan jej nerwow po trudnych przezyciach tylko na takie zajecie jej pozwalal.Byla bardzo pracowita osoba.Mowili o niej "ta baba haruje jak kon" dziwili sie:kto to widzial na robocie sie spocic itd.Ona tym iz,tak ciezko pracowala zagluszala swoje troski i zmartwienia.Miala ich duzo.Byla wsrod obcych "ta z Polski " tak o niej mowiono.Kiedys zapytala jedna z Slazaczek ,a Ty skad jestes?przeciez tez mieszkasz w Polsce? Uslyszala odpowiedz."Jo jest ze Slaska".Teraz kiedy w Sejmie i w mediach toczy sie dyskusja o autonomii Slaska przypominam sobie jak czesto mowiono o mnie "to je cera tej z Polski"Tak to niestety bylo.Duzo sie do tej pory zmienilo i to daje nadzieje iz,takie poglady  na pochodzenie juz nie wroca.Moze jednak nie mam racji?......Ilez ja lez wylalam kiedy moja mama pozostawala na drugiej szychcie cel:praca na rzecz odbudowy Stolicy Warszawy.Mama pracowala na tzw.pluczce.Jest to zaklad przerobki mechanicznej wegla.Tam plukano wegiel,wzbogacano go,wybierano kamienie z urobku ktory transporterami szedl z dolu kopalni .Potem wegiel wazono na duzej wadze i sypano do wagonow.Tam wszedzie pracowaly kobiety.Teraz jest to juz od kilkudziesieciulat niedozwolone.Ta prace wykonywaly glownie kobiety samotne -porzucone przez mezow lub wdowy frontowe.Bardzo byla to ciezka praca ,brudna,po prostu koszmar.Moja mama przepracowala tam 22 lata az ukonczyla 60 lat i mogla dostac emeryture.Nie dostala wtedy tzw.gorniczej emerytury tylko ja w beszczelny sposob sztygar wpisal jako robotnika placowego.I nawet dodatek za szkodliwa prace jej pozniej zabrano za rzadow nie wiem juz nawet ktorego to premiera.Trzeba bylo ratowac finanse naszego panstwa!!!.Ale zycie bieglo dalej.Moja mlodosc byla dosc trudna.Mialam z racji urody dosc duze powodzenie.Ale mama trzymala mnie dosc krotko.Bala sie omnie,abym nie zeszla na zla droge.Ojciec moj  wogole sie mna nie interesowal.Mial nowa rodzine i jej poswiecal czas i srodki finansowe.Bylo mi czasem bardzo zal.Mama bardzo pragnela abym sie dobrze uczyla i szczesliwie zalozyla rodzine.Kiedy zmarl Stalin uslyszalam gdzies w radiu ze mozliwy bedzie wyjazd do Lwowa na podstawie jednorazowych paszportow.Bardzo chcialam poznac swoja rodzine ze strony mojej mamy.I mama tez bardzo do nich tesknila.Napisalam list do owczesnego premiera Cyrankiewicza,ze marzeniem moim jest poznac rodzine ze Lwowa i zebynam pomogl dostac paszport.Zlitowal sie i po 2 miesiacach dostalam odpowiedz iz,mamy przyjechac po paszporty do Katowic.Jaka ja bylam dumna.To pierwsza sprawa w moim mlodym zyciu pozytywna i radosna,ktora sama sobie zalatwilam.Wyjazd do Lwowa....cdn.Hala

sobota, 21 maja 2011

Nastepny dzien.............

Wczoraj odbyl sie pogrzeb mojego ziecia Pawla.Piekny sloneczny cieply dzien.Tlumy przybylych nawet z bardzo daleka swiadcza iz,rodziny jednak trwaja przy sobie "na dobre i na zle".Kiedy umiera mlody zaledwie 47 latek dobry czlowiek,maz,ojciec smutek jest ogromny.Zegnali go przyjaciele nawet z szkoly sredniej,podwladni z dawnej pracy,cieplo mowiac do wdowy iz,taki szef juz sie im chyba nigdy nie trafi.Bardzo to bylo dla jego syna budujace i dajace duzo do myslenia.Nadajace kierunek zycia mlodego czlowieka i wytyczajace droge postepowania w zyciu ,slowa pelne uznania dla jego zmarlego ojca."Churchill powiedzial kiedys,ze historiaczlowieka to historia Wojny z przerwami nie naturalnego Pokoju"Doswiadczenia mojej rodziny zdaja sie te slowa wiarygodnie potwierdzac.Oby tego Pokoju bylo juz teraz jak najwiecej.Bardzo na to liczymy.Teraz odpowiedz na zadane mi przez czlonka mojej rodziny pytanie?Dlaczego pisze teraz dopiero pod koniec zycia?Bo czuje potrzebe pisania,bo chce zostawic swiadectwo swojej rodzinie,przypomniec niektore fakty ktorych rodzina nie zna,lub wrecz odrotnie nie chce o nich pamietac.Pamiec o naszym zyciu jest obiektywna i subiektywna.Blogi pisane przez absolutnych amatorow nie bardzo bieglych w ortografii i gramatyce,/do nich sie zaliczam/sa banalne do bolu.Ale daja jakies swiadectwo naszego zycia.Sa sola i pieprzem naszego zycia.Przepraszam za porownania.,ew.czytelnikow.Mnie za to bardzo pomagaja w uspokojeniu moich nastrojow i watpliwosci ktore mna targaja.Sa moja psychoterapia.

wtorek, 17 maja 2011

co sie wydarzylo...........

Bardzo smutne sa moje przezycia na obecnym etapie zycia.Wczoraj w nocy zmarl Pawel.Mial lat zaledwie 47.Smierc byla nagla bardzo gwaltowna.Zabila go strasznie podstepna choroba.Lekarze stwierdzili iz,zmarl zpowodu silnego zatoru tetnicy plucnej.Byl mezem mojej corki.I dobrym spokojnym czlowiekiem.Nie byl takze czlowiekiem bez wad,mial wady ale,bardzo mimo tego dal sie lubic.Smutek jaki w tej chwili przezywam jest ogromny.Ja poprostu nie moge zrozumiec jak i dlaczego ta nasza medycyna przegrywa walke o zdrowie tak mlodych ludzi.Pawel byl w szpitalu i mial klopoty z zatorami w nogach.Bardzo niedawno.Dlaczego nie zwrocono mu uwagi iz ,gdzies w organizmie moze utworzyc sie nowy zator.Dlacego nie leczono go z tego powodu bardziej intensywnie?Pytan jest wiele-niestety odpowiedzi nie ma.Dlaczego nie ma leczenia kompleksowego?Boli palec lecza palec.Nikt nie zastanawia sie a dlaczego ten palec boli.Czy moze jest jakas inna ukryta przyczyna bolu tego przyslowiowego palca? I moze to byc przyczyna powaznej choroby.Nikt nie uczy mlodych lekarzy prostego wyciagania wnioskow i kojarzenia faktow.Nie wiem jak sie nazywa taka nauka ale,bardzo by sie mlodym lekarzom przydala.Jak ogladam w "Na dobre i na zle" idealnych lekarzy i szpital to bardzo zaluje ze tego nie ma w realu.Ale chyba niestety nigdy nie doczekamy sie lepszych warunkow leczenia i dobrych lekarzy.To jest zawod dla ludzi zdolnych do poswiecen,chetnych niesc pomoc chorym.Nie wszyscy ktorzy koncza medycyne tak mysla.Bardzo dawno temu przed bezmala 50 laty spotkalam na swojej drodze zycia takich lekarzy.Zdolnych do poswiecen i serdecznego stosunku do chorego.Kiedy patrze na mego wspanialego syna/ktorego mialo nie byc/widze zatroskane oczy lekarza z malego szpitala w Opatowie trzymajacego mnie prawie cala noc za reke i powtarzajacego jak mantre slowa "Bedzie dobrze urodzisz zdrowe dziecko" Mysle wtedy gdzie ten swiat gdzie ci ludzie?Ja rozumiem ze teraz lekarze to fachowcy o bardzo waskich specjalizacjach,ale cos trzeba zrobic aby szkolic tez lekarzy takich jak ja to nazywam"do lozka pacjenta"Majacymczas na rozmowe,potrzymaniu za reke,dodaniu otuchy.Bo bardzo czesto u czlowieka nie tylko choruje cialo ale,i dusza i trzeba jej pomoc wrocic do rownowagi aby,pomogla cialu w walce z choroba.Mysle ze kazdy student medycyny powinien miec przymusowy staz w hospicjum i to nie tylko przez krotki czas.Najlepiej to by bylo zeby przed studiami odbyl roczna praktyke whospicjum i na trudnych oddzialach/neurologii,onkologii/Mysle ze na medycyne po takiej praktyce poszli by wspaniali mlodzi ludzie,dobrze znajacy zycie.Ale wymyslilam.To jest utopia,jakies pobozne zyczenia!!!!Mysle ze na dzisiaj juz koniec moich"madrosci".Hala

sobota, 7 maja 2011

Jeszcze troche wspomnien.................

Niedlugo rocznica zakonczenia wojny.Wspomnienia wracaja jak bumerang.Ojciec moj bedac w niewoli u aliantow pisal do mojej mamy:wyjezdzaj do mojej rodziny.Tam bedziesz bardziej bezpieczna,wsrod swoich.Nie przewidzial tylko jednego,a moze nie zdawal sobie z tego sprawy jak hermetyczny jest klan Slazakow.Dla nich ktos kto nie "godo po naszymu" jest obcy.Bardzo obcy.Ojciec moj zeniac sie z dziewczyna "zPolski" popelnil mazalians.Mama byla dla nich kims jakby z innej planety.Poniewaz byla mloda miala nadzieje iz,z biegiem lat wszystko bedzie inaczej.Jakze sie mylila.Dopiero po wielu wielu latach hermetyczny klan Slazakow uznal ja za swoja.Juz przestali o niej mowic"ta z Polski" Mama podjela decyzje i postanowila jednak pojechac do rodziny ojca do malego gorniczego miasteczka Rydultowy nieopodal Rybnika.Podroz byla trudna wszak trwala przeciez wojna.Obfitowala w bardzo dramatyczne momenty .Jeden epizod  byl szczegolnie niebezpieczny.Z Skoczowa do Rydultow bylo okolo 60 km.Jechalismy z calym dobytkiem wozem konnym.Pod koniec drogi kon byl juz bardzo zmeczony.Trzeba bylo pokonac ostatni podjazd pod  niewielkie wzniesienie.Wtedy kon zaczal padac a,woz zaczal sie cofac do tylu.Ostatkiem sil jakos sie udalo woznicy podniesc konia i ruszyl w dalsza droge.To opowiadala mi moja mama.Jak bardzo sie wtedy bala,tylko ona wiedziala.Ja bylam mala i nie zdawalam sobie sprawy jak bylo to niebezpieczne.Zamieszkalismy w domu rodzicow ojca.Mama byla bardzo samotna.Nikt sie nie cieszyl z jej przyjazdu.Bardzo tez tesknila za swoja rodzina.Nie wiedziala jeszcze wtedy jak dluga niestety bedzie ta rozlaka.Ojciec wrocil z niewoli a mnie w wieku 6 lat zapisali do polskiej szkoly.Jak bylo mi trudno sie  uczyc znowu po polsku.Bardzo dobrze w przedszkolu nauczyli mnie mowic po niemiecku,a tu znowu trzeba bylo ladnie mowic po polsku.Pamietam jak zjezdzalam na sankach z gorki i ktos przechodzil przed sankami .Odruchowo krzyknelam "raus raus"Wtedy doskoczyl do mnie ten czlowiek i krzyczac "Ty szwabska swinio ja ci dam raus"uderzyl mnie w twarz.Bardzo wtedy plakalam.Zycie jednak bieglo dalej.Wrocil ojciec i poszedl do pracy.Poniewaz z wyksztalcenia byl agronomem znalazl prace na ziemiach odzyskanych w zarzadzaniu rolnictwem.Ciagle rozlaki z nami nie sluzyly wieziom rodzinnym.Mama byla ciagle sama az,wreszcie zostala sama na dobre.Ojciec ,kiedy ja mialam 13 lat odszedl z domu na zawsze.Zwiazal sie na trwale z inna osoba.Nie chcial jednak wcale rozwodu.Urodzil mu sie upragniony syn.Jak ciezko bylo mojej mamie dac sobie rade.Ojciec wogole nie placil na mnie.Mama miala tylko mieszkanie od rodzicow meza.Male dwa pokoiki.Postanowila od niego niczego nie brac.Mowiac ze sama wychowa swoje dziecko.Biegly lata.Mama poszla do pracy na kopalnie.Kopalnia byla wtedy jedyna zywicielka rodzin w tym malym gorniczym miasteczku.c.d.nastapi........