czwartek, 26 maja 2011

ciag dalszy-moj swiat........

Przygotowania do wyjazdu do Lwowa przebiegly dosyc sprawnie.Bylysmy z mama bardzo podniecone,pelne obaw o przebieg podrozy.Mama dostala miesiac urlopu ,ja wolne w szkole i w styczniu wyjechalysmy do Lwowa z Katowic.Do pociagu wsiadalysmy przez okno.O zadnych miejscowkach nie bylo mowy.Do Przemysla jakos sie dostalysmy.W miejscowosci Mosciska kontrola paszportowo-bagazowa bardzo ostra,drobiazgowa.Poniewaz nie mialysmy zadnych niedozwolonych przedmiotow nie mialysmy klopotow.Do Lwowa zajechalysmy pozno w nocy.Trzeba jeszcze bylo sie dostac do m.Bobrka  okolo 40 km.To male rodzinne miasteczko mojej mamy.Krotko przed polnoca bylysmy na stacji Chlebowice.Z tamtad uprosilysmy aby nas czyms podrzucic do Bobrki.I tak oto znalazlysmy sie u celu naszej podrozy.Babcia kiedy zapukalysmy do drzwi,z emocjii wrazen nie byla w stanie przez 15 minut otworzyc nam drzwi.Zmarzlysmy okropnie.Pamietajcie ciagle iz,byly to czasy bez komorek i nawet telegramy krazyly bardzo opieszale.O listach nie mowiac.Ale co tam !Widzialam babcie i dziadka.Babcia cudowna mala staruszka o pieknych oczach a dziadekz sumiastympodkreconym wasem.Wszyscy bardzo plakalismy i krzyczelismy z radosci.Wszak po 16 latach sie zobaczylismy.Radosci nie bylo konca.Ja mloda 16 letnia dziewczyna szybko przez kuzynki i kuzynow zawarlam znajomosci  z mlodymi ludzmi.Dobrze mowilam po rosyjsku /wszak pilnie nas w szkole uczono tego jezyka/moglam wiec swobodnie rozmawiac.Wtedy sie zakochalam pierwsza miloscia w przystojnym mlodym czlowieku.Mial na imie Bogdan i byl Ukraincem.Studiowal  we Lwowie na Politechnice Lwowskiej.Spedzalam z nim caly moj czas wolny od obowiazkow rodzinnych.Snulismy piekne plany i bardzo duzo sobie obiecywalismy.Chodzilismy na spacery po Lwowie,do kina ,do opery.Ogladalam zabytki Lwowa ,ale wszystko bylo tak bardzo zaniedbane i zniszczone ze mama caly czas ubolewala jak bardzo na niekorzysc zmienil sie jej Lwow.Przyszedl czas odjazdu do Polski.Bardzo dlugo zegnalam sie z moja miloscia odwiozl nas az do Medyki gdzie poddani zostalismy drobiazgowej kontroli celnej.No i wrocilismy do Polski.Z poczatku listy przychodzily bardzo czesto.Pisalismy do siebie prawie codziennie.Kiedy w styczniu nastepnego roku poznalam mlodego ppr.wojsk lotniczych,jeszcze czasem do siebie pisalismy.Ale byla to juz korespondencja dwojga mlodych przyjaciol.W m-cu lipcu wyszlam za maz za tego wojskowego i wyjechalam z nim do lesnego garnizonu.To byl zagubiony w lesie posterunek radiolokacyjny .Do nablizszego miasteczka Ozarowa Kieleckiego bylo okolo 10 km.po polnej drodzeZamieszkalismy w malych baraczkach bez wody w domu.Warunki jak to sie potocznie mowi byly iscie spartanskie.Ale bylismy mlodzi,pelni zapalu.Wierzylismy iz,doczekamy sie godnych warunkow bytowania.Niestety nie dbano wtedy o kadre nalezycie i choc niektorym ludziom wydawalo sie ze wojsku nic nie brakuje,bylo zupelnie odwrotnie.Zycie bylo trudne .Trzeba bylo palic w piecach kaflowych.Wode przywozili zolnierze beczkowozami,a wygodka byla 50 metrow od domu.Tak zylismy 2 dlugie lata.Lato rekompensowalo nam trudy jesieni i zimy.Bylo przepieknie.Lasy bogate w runo lesne na wyciagniecie reki.Spacery,spotkania towarzyskie umilaly nam czas.Bylo nas 10 rodzin w roznym wieku.Trzymalismy sie w naszej niedoli razem.Bardzo sobie pomagalismy.Swieto bylo jak przyjezdzal do nas wojskowy obwozny sklep.Byla tez kantyna z podstawowymi produktami.Telewizji nie bylo.Dopiero w roku 1959 moglismy kupic telewizor.O pralce mozna bylo pomarzyc.W kwietniu urodzil sie nam nasz syn Januszek.Poniewaz bardzo w ciazy chorowalam postanowilismy iz,rodzic pojade na Slask do mojej mamy.Do mego domu wrocilam z synkiem kiedy mial 4 miesiace.Bylo lato.Kwitly sloneczniki i bylo pieknie.Nasze prosby do Dowodztwa Wojsk Lotniczych o poprawe naszych warunkow zycia wreszcie cos daly.Zrobiono nam lazienki i doprowadzono nam wode do domu.Bylo juz jakby odrobine normalniej.Radosc byla ogromna.Zylismy tez nadzieja ze przeniosa nas w inne lepsze do zycia miejsce.Mowiono po cichu iz,jednemu z decydentow bardzo spodobal sie pobliski Sandomierz i moze tam przeniosa nasza jednostke. Czekalimy juz z utesknieniem na to.Wreszcie w roku 1960 zapada decyzja.Przeprowadzamy sie do Sandomierza nad Wisla .I znow moje losy splataja sie z krolowa Polskich rzek Wisla.Zima w styczniu ladujemy w Sandomierzu.W malej garsonierze bo nie zostal wykonczony nowy blok. c.d.nastapi .Hala

2 komentarze:

~Naruciak94 pisze...

Swietny blog czekam na dalsza aktywnosc i jeżeli chcesz znaleźć kursy na instruktorów nauki jazdy
odsylam na okazika :-)

~Poldek pisze...

Swietny artykul oczekuje dalszej aktywnosci i jeżeli szukasz szkolenie pierwszej pomocy
odsylam na okazika :-)