sobota, 7 maja 2011

Jeszcze troche wspomnien.................

Niedlugo rocznica zakonczenia wojny.Wspomnienia wracaja jak bumerang.Ojciec moj bedac w niewoli u aliantow pisal do mojej mamy:wyjezdzaj do mojej rodziny.Tam bedziesz bardziej bezpieczna,wsrod swoich.Nie przewidzial tylko jednego,a moze nie zdawal sobie z tego sprawy jak hermetyczny jest klan Slazakow.Dla nich ktos kto nie "godo po naszymu" jest obcy.Bardzo obcy.Ojciec moj zeniac sie z dziewczyna "zPolski" popelnil mazalians.Mama byla dla nich kims jakby z innej planety.Poniewaz byla mloda miala nadzieje iz,z biegiem lat wszystko bedzie inaczej.Jakze sie mylila.Dopiero po wielu wielu latach hermetyczny klan Slazakow uznal ja za swoja.Juz przestali o niej mowic"ta z Polski" Mama podjela decyzje i postanowila jednak pojechac do rodziny ojca do malego gorniczego miasteczka Rydultowy nieopodal Rybnika.Podroz byla trudna wszak trwala przeciez wojna.Obfitowala w bardzo dramatyczne momenty .Jeden epizod  byl szczegolnie niebezpieczny.Z Skoczowa do Rydultow bylo okolo 60 km.Jechalismy z calym dobytkiem wozem konnym.Pod koniec drogi kon byl juz bardzo zmeczony.Trzeba bylo pokonac ostatni podjazd pod  niewielkie wzniesienie.Wtedy kon zaczal padac a,woz zaczal sie cofac do tylu.Ostatkiem sil jakos sie udalo woznicy podniesc konia i ruszyl w dalsza droge.To opowiadala mi moja mama.Jak bardzo sie wtedy bala,tylko ona wiedziala.Ja bylam mala i nie zdawalam sobie sprawy jak bylo to niebezpieczne.Zamieszkalismy w domu rodzicow ojca.Mama byla bardzo samotna.Nikt sie nie cieszyl z jej przyjazdu.Bardzo tez tesknila za swoja rodzina.Nie wiedziala jeszcze wtedy jak dluga niestety bedzie ta rozlaka.Ojciec wrocil z niewoli a mnie w wieku 6 lat zapisali do polskiej szkoly.Jak bylo mi trudno sie  uczyc znowu po polsku.Bardzo dobrze w przedszkolu nauczyli mnie mowic po niemiecku,a tu znowu trzeba bylo ladnie mowic po polsku.Pamietam jak zjezdzalam na sankach z gorki i ktos przechodzil przed sankami .Odruchowo krzyknelam "raus raus"Wtedy doskoczyl do mnie ten czlowiek i krzyczac "Ty szwabska swinio ja ci dam raus"uderzyl mnie w twarz.Bardzo wtedy plakalam.Zycie jednak bieglo dalej.Wrocil ojciec i poszedl do pracy.Poniewaz z wyksztalcenia byl agronomem znalazl prace na ziemiach odzyskanych w zarzadzaniu rolnictwem.Ciagle rozlaki z nami nie sluzyly wieziom rodzinnym.Mama byla ciagle sama az,wreszcie zostala sama na dobre.Ojciec ,kiedy ja mialam 13 lat odszedl z domu na zawsze.Zwiazal sie na trwale z inna osoba.Nie chcial jednak wcale rozwodu.Urodzil mu sie upragniony syn.Jak ciezko bylo mojej mamie dac sobie rade.Ojciec wogole nie placil na mnie.Mama miala tylko mieszkanie od rodzicow meza.Male dwa pokoiki.Postanowila od niego niczego nie brac.Mowiac ze sama wychowa swoje dziecko.Biegly lata.Mama poszla do pracy na kopalnie.Kopalnia byla wtedy jedyna zywicielka rodzin w tym malym gorniczym miasteczku.c.d.nastapi........

Brak komentarzy: