czwartek, 30 czerwca 2011

Tylko spokojnie.....

Dzisiaj od samego rana wszystko bylo nie tak.Obudzilam sie o godz 5.30 poszlam do lazienki,i juz niestety nie moglam zmruzyc oka.Nasz kochany kotek postanowil udac sie na spacer juz natychmiast.Narobil takiego rabanu ze ho!.Dobrze ze to nie mieszkanie w bloku bo bym musiala sie gesto tlumaczyc przed sasiadami.Po dluzszej chwili jednak sie jakos uspokoil,i uderzyl w drzemke.Telewizja teraz powtarza stare odcinki "Na dobre i na zle".Nie bardzo lubie ogladac powtorki,ale ten serial chetnie ogladam.Gra  aktorow glownych bohaterow serialu to niezapomniane przezycie.Sa prawie doskonali w roli lekarzy i pielegniarek z bajkowego szpitala w Lesnej Gorze. Nawet dosc wczesna emisja o 7.30 nie psuje przyjemnosci z ogladania.Ten szpital to nierealny swiat.Tak moze chcielibysmy aby,wygladal kazdy szpital .Jest to jednak zupelnie niemozliwe w naszej rzeczywistosci w kraju - na dorobku jak powiedzial pewien nasz polityk.Myslalam ze mnie trafi szlag jak to uslyszalam w TV."Kraj na dorobku"Ilez to jeszcze lat bedziemy na dorobku.Ja zyje juz 72 lata i kiedy bylam mloda to ciagle sobie myslalam i marzylam jak to nam bedzie dobrze te kilkadziesiat lat pozniej.Ale wracajac do serialu.Pani Foremniak nic a nic sie niezmienila,dalej piekna kobieta choc juz bardziej dojrzala.Pan Zmijewski mezszczyzna absolutnie przystojny z charyzma.Teraz gra bardzo fajnie ksiedza Mateusza w moim ukochanym Sandomierzu.Bardzo mu zazdroszcze tych rowerowych rajdow po kretych uliczkach starego Sandomierza.Po obejrzeniu odcinka serialu zjedlismy z mezem sniadanie.Najpierw rozlalam herbate,potem wysypalam sol.Wiadomo -bedzie awantura.W oczekiwaniu na wielka awanture czepialam sie meza o byle co.Jakos mial do mnie cierpliwosc bez slowa ubral sie i poszedl do sklepu.W naszej wsi na glownej ulicy ktora jest dluga i kreta,sa cztery sklepy.Sa zaopatrzone w podstawowe artykuly takie mydlo i powidlo.Mimo iz,niewatpliwe ze soba konkuruja jakos zgodnie egzystuja.My staramy sie robic zakupy w kazdym z nich po trochu.Szczegolnie maz lubi pogadac z mlodymi dziewczynami ktore tam pracuja.Sa bardzo mile.Sklepy czynne sa dlugo do 21-ej i w Swieta i niedziele tez.Kolo sklepu najwiekszego gdzie jest samoobsluga jest wiejska tablica ogloszen.Tak jak w kazdej szanujacej sie wsi.Mamy tez przychodnie lekarska ktora ma umowe z NFZ.Pracuja w niej bardzo sympatyczni lekarze.Nie ma problemu z dostaniem sie i uzyskaniem porady lekarskiej.Dalej czekam na awanture wszak wysypalam sol.Corka moja to jest zlota raczka .Po moim mezu odziedziczyla talenty manualne i techniczne.Wszystkie meskie prace nie sa dla niej obce.Potrafi wszystko.Teraz kiedy mieszkamy razem tworzy z ojcem wspanialy tandem "majster klepkowy"Ciagle cos robia.Wiadomo w domu ciagle jest cos do zrobienia.Bardzo sie nieraz pokloca.Maja czasem odmienny punkt widzenia na niektore sprawy.Ale ogolnie w koncu dochodza do porozumienia.Cos chyba z ta sola to nie zawsze jest prawda bo na razie jest spokoj.Czytalam dzisiaj bloog p.Marii Waclawek.Jest doskonala.Tez bym tak chciala.Ale nic z tego.Jestem 20 lat starsza a,to nie wkij dmuchal.Inna optyka jak to kolokwialnie sie mowi.Na dzisiaj juz dosc tego bajania Hala cdn.

środa, 29 czerwca 2011

Gdzie to lato............

Juz nam sie zdawalo ze bedzie piekne lato.Niestety pogoda jest "przekropna".Taka nazwe takiej pogody lansowal red.Zalewski-komentator pogody w radiu.Jest taka cisza przed burza w chwili kiedy pisze ten post.Najfajniejsze jest to ze nie wieje na razie wiatr.Pierwszy raz od kilku tygodni jest cisza.Dzisiaj rano zobaczylismy w "stepie" hasajaca sarenke.Wyszla z duzej trawy na mniejsza lake.Ale potem znikla w duzej trawie.Zupelnie nie rozumiem dlaczego Unia placi rolnikom -za nic nie robienie.Przeciez jak tak bedzie dalej to pola zamienia sie wlasnie w step.W stepie nikt nie kosi trawy i jedna trawa porasta druga i tak to wyglada.Nie wiem jak teraz wlasciciel da sobie rade z tym polem.Chyba tylko jakis kombajn da rady.Ogrodnictwo tez calkowicie zamarlo.Podobno tocza sie sprawy spadkowe po wlascicielu ktory zmarl.Przykro jest patrzec na ta posiadlosc.Piekne szklarnie -pola kwitnacych kwiatow.Taki widok z moich okien byl jeszcze kilka lat temu.Teraz jest zielono.Rosna trawy,chwasty i pelno czerwonych makow.Owszem jest sielsko i anielsko,ale nie o to przeciez chodzi.Yoris nasz prawie labrador znalazl malutkiego jeza.Bardzo sie denerwowal na niego.Trzeba bylo wycieczkowicza odniesc do lasu do jego rodzinki.I tak codziennie mamy jakies atrakcje.Kotek tez jest ciagle w plenerze lubi biegac po lesie ma swoich kolegow.Dzisiaj probowalam ja zatrzymac dluzej w domu.Puszczalam jej lusterkiem -zajaczki.Owszem piec minut bylo zabawy ale jak zobaczyla ze moj maz wychodzi juz sie lasila aby ja z soba zabral w plener.Bardzo schudla,niema czasu zjesc,tylko goni po lesie.Boimy sie ze w koncu zlapie kleszcza i bedzie klopot.Niestety jakos sie nie moze zaprzyjaznic z naszymi psami.Moze to jest dlugi proces integracji ,ale podobno calkiem mozliwy tak wyczytalam w internecie.Jest godzina 13-ta i nie ma wiatru jest super.Duza wilgotnosc powietrza,troche parno,ale mnie sie podoba .Ide na spacer,niestety podpieram sie dwiema kulami ,ale troche chodze.Ostatnio dwa razy dziennie jezdze na stacjonarnym rowerze i mysle ze mi to troche pomoze.Hala cdn.

wtorek, 28 czerwca 2011

Mily dzien lata........

Wczoraj spotkala mnie wielka radosc.Na moj adres emailowy maz maj kolezanki szkolnej przeslal mi piekne zdjecia z spotkania w Brennej.Bylo to spotkanie w 55 lat po maturze .Zadziwiajace jak wielka mobilizacja byla wsrod dawnych kolezanek i kolegow  z lawy szkolnej.Piekne spotkanie nie mlodych juz przeciez bliskich sobie ludzi.Bardzo zalowalam iz,nie moglam byc tam z nimi w tym dniu.Wszyscy  juz bardzo dorosli ,z bagazem doswiadczen, i bialymi wlosami,wygladaja na zdjeciach bardzo sympatycznie,radosnie.Klasowa liderka nic nie utracila swego rezonu,dalej przewodniczy grupie.Powazny ksiadz tez rozesmiany.bardzo przystojny mezszczyzna.Panie eleganckie i mimo uplywu lat,maja rozesmiane oczy mlodych maturzystek.Bylismy bardzo zgrana klasa.Dzisiaj drugi z kolegow tez mi przyslal nowe zdjecia.Bardzo to mile .Jest tylko jeden problem nie wszystkich jestem w stanie rozpoznac,ale pomalu jakos chyba dojde do tego kto jest kto.Wiele kolezanek i kolegow pozegnalismy juz na zawsze.Smierc zebrala wsrod nas spora gromadke.Wogole problem smierci bliskich to bardzo bolesny temat.Kazdego z nas w mniejszym czy wiekszym stopniu nas dotyka i niestety kazdy w swoim czasie musi siez tym zmierzyc.Dlatego nigdy nie obwieszczam swej odwagi wobec smierci.To jedyne w zyciu kazdego czlowieka zdarzenie ktore kazdy przezyje na 100%,ale tylko raz i doswiadczeniem nikt sie podpierac nie bedzie,ani przekazywac innym.Tak to juz jest.Hala cdn.

niedziela, 26 czerwca 2011

Szukam,szukam.......

Tym razem napisze o moich potyczkach,w poszukiwaniu korzeni mojej rodziny.Rodzina ze strony mojej matki pochodzi z okolic Lwowa.Byla to rodzina mieszana polsko- ukrainska.Byly zony ukrainki,polki i mezowie tez ukraincy i polacy.Tak  sie ciagle ,towarzystwo "miksowalo"Mama opowiadala mi ze przed wojna wszystkie nacje zgodnie z soba zyly.Kochali sie zenili,mieli dzieci i razem zyli.Nie byli bogaci ale kazdy mial kawalek ziemi,i mial co jesc.Najgorzej im bylo za Chruszczowa.Chcial ich zamorzyc glodem.Wtedy wynaleziono dmuchana kukurydze nazwano ja "chlebem Chruszczowa"Ciocia moja chodzila pieszo 30 km.do Lwowa aby kupic kawalek chleba.Nie trwalo to dlugo ale bolesnie na swojej skorze to odczuli. To taka dygresja przed wlasciwym tematem.Jak juz pisalam chcialamsie zajac blizej tematem poszukiwania swoich przodkow.Nasi przodkowie umarliale lacza nas z zywymi.W genealogii to oni rzadza,ci ktorzy odeszlici ktorych nie znalismy ,albo znalismy tylko troche.Z innymi poszukiwaczami przodkow laczy nas pasja poszukiwania a dzieli?.Wiele rzeczy.Przedewszystkim to ze,nie znamy sie osobiscie,ze nie wiemy jacy jestesmy,ze mieszkamy w roznych zakatkach kraju i zagranicy ze......jeszcze duzo wiecej.........Czlowiek szukajacy swoich przodkow -realizuje wlasna chec poznania historii swojego rodu.Takze tego z dziada ,pradziada,zwyczajnego chlopskiego,robotniczego,inteligenckiego,szlacheckiego itd.....Jak bardzo jest trudna sprawa dotarcie do swoich korzeni przekonalam sie na samym poczatku.Mnogosc roznych portali wcale nie ulatwia sprawy.Czlowiek po kilku takich kontaktach jest zagubiony.Nie wie jakie informacje sa wazne i mniej wazne.Jaka ustalic hierarchie spraw i czego sie trzymac.Ja i tak mialam wielkie szczescie po wpisaniu sie na strone poszukiwan kresowych,odezwal sie droga emailowa mlody czlowiek z Polski ktory tez prowadzil poszukiwania genealogiczne ,na terenie okolic Lwowa.Bardzo duzo informacji uzyskalam dzieki jego uprzejmosci.Podal mi nieuporzadkowany spis osob o nazwiskach ktore mnie interesowaly.Poniewaz troche pamietalam z opowiesci mej mamy/wszak zyla 95 lat/jakos moglam w przyblizeniu dopasowac osoby z mego rodu.Jeszcze ogromnie duzo pracy przedemna.Dotarcie do roznych dokumentow to droga karkolomna.Brak jest jednego uwazam programu prostego dla wszystkich.Po wystukaniu np.wszyscy iksinscy urodzeni np.w Lwowie w latach/przedzialy wiekowe/powinni sie ukazac ich nazwiska i imiona.Jakby byl jeszce rok urodzenia to bylaby pelnia szczescia.Niestety to takie marzenia sobie a muzom.Podobno nie zachowalo sie duzo dokumentow z tamtych lat i stad te trudnosci.Ja jestem tylko amatorka ktora bardzo malo wie na ten temat.Ucze,sie czytam ale ciagle jestem jeszcze na poczatku.Do genealogii trzeba miec rozlegla wiedze.Moj znajomy internauta przyslal mi droga mailowa duzo zdjec ze stron gdzie mieszka moja rodzina.Dostalam nawet zdjecie nagrobka  siostry mego dziadka.Sa tacy wspaniali mlodzi ludzie ktorych pomoc jest nieoceniona.Hala cdn.

sobota, 25 czerwca 2011

sobota -dobry spokojny dzien...........

Dzisiaj moja corka pojechala na zajecia doksztalcajace.Sa to zajecia finansowane przez Unie Europejska w ramach programu Kapital Ludzki.Bardzo bylismy szczesliwi ze sie na ten kurs zalapala.Nie bylo latwo ale,sie udalo.Odswiezy swoja wiedze ale,najwazniejsze ze ruszyla miedzy ludzi.Po dlugim okresie choroby jej meza i calkowitemu poswieceniu sie jego problemom zdrowotnym wreszcie pomyslala o sobie.Trudno jej jeszcze tak calkowicie zapomniec to co sie wydarzylo w jej zyciu,ale wie ze zycie nie stoi w miejscu.Biegnie dalej,problemy nie znikaja,swiat pedzi do przodu.Bardzo chcialabym aby,mogla dostac jakas fajna ciekawa prace,lub utworzyc  przez siebie swoje miejsce pracy.Bede ja usilnie motywowac.Nie jest to latwe w jej wieku/45 lat/praktycznie zaczynac od zera,po dlugiej nieobecnosci na rynku pracy.Ale mysle ze moze sie jej udac.Jest pelna zapalu i checi,a,to podobno ,polaczone z wiara w to co sie robi,daje murowany sukces.Swego czasu moje dzieci mialy powazna mozliwosc pozostania za granica ,pracy i dobrych warunkow bytowych.Nie skorzystali z tego.Mimo iz,ja bardzo ich do tego namawialam.Ja bardzo chcialam zeby im,bylo latwiej zyc.Nie chcieli mnie wogole sluchac.Ich swiat byl tu u nas w naszym kraju.Ciagle sie zastanawialam,skad u nich to poczucie silnej przynaleznosci do tego co Polskie.Widocznie jednak tak patriotycznie ich wychowalismy.Woleli gorzej,ale u siebie.Owszem,czesto wyjezdzali za granice,poznawali swiat,nawet tu i owdzie troche popracowali,jednak o pozostaniu na stale nie bylo mowy.Nawet bardzo mnie mieli za zle ,ze chcialabym,zeby gdzies zostali.Nawet jak rozmawiam z moimi doroslymi juz wnukami,tez widze ze mysla,dobrze wyjechac,popracowac,pozwiedzac,ale na stale ,o tym nie ma mowy.Przypominam sobie czesto taka scene.Spacerujemy po Lwowie ja prowadze moje dzieci za raczke.Nagle corka wybucha placzem,wola :ja tu nie chce byc,nic nie rozumiem co oni mowia.Wtedy podchodzi do nas starszy pan i mowi -mnie tez sie nie podoba jak oni mowia,bardzo Ci dziewczynko wspolczuje.Okazalo sie ze ten starszy Pan to Polak mieszkajacy we Lwowie.Ludzie mowili po rosyjsku.Moim dzieciom nie podobalo sie wtedy,ze nic nie rozumialy co do nich mowili ich rowiesnicy.Ale w miare uplywu czasu ,coraz latwiej im bylo sie porozumiec.Glownie wchodzil w gre jezyk migowy.Bardzo dzisiaj tu u nas brzydka pogoda.Jest zimno 17C .Wieje potezny wiatr.Slonce na przemian z chmurami przwalajacymi sie to wlewo to w prawo.Jednym slowem kiepsko.Nasz sliczny kotek ciagle pragnie latac po dworze.Ma kolege czarnego kocurka ktory go odwiedza.Bardzo wtedy Pusia placze zeby ja wypuscic.Szaleja w lesie obok domu.Pusia potrafi kilka godzin byc poza domem.Jest bardzo skoczna.Nie ma wcale problemu z drzewami wchodzi i schodzi z duzych drzew blyskawicznie.Jest szczupla a podobno kotki po sterylizacji bardzo tyja.Jej to przy jej trybie zycia chyba nie grozi.Wypuszczamy ja kiedy chce bo tak sie awanturuje ze nie wytrzymujemy jak zawodzi i miauczy.Bardzo potrafi egzekwowac swoje potrzeby.Lato sie zaczelo iscie jesienna pogoda przynajmiej tu u nas w Bramkach tak wyglada.Obysmy nie mowili ze lato juz bylo i jest juz jesien.Poniewaz nasza dzialka jest gesto zalesiona nie ma zadnych drzew owocowych.Jest tylko jedna mala jablonka.W tym roku ma nawet sporo jablek.Jest jedynaczka wsrod tych duzych drzew.Taki karzelek.Na tarasie corka posadzila winorosl ,malutka sadzonke.W tym roku bujnie zakwitla i beda juz winogrona pierwszy raz.Mamy tez poziomki na smaczek i tak pomalu nasz ogrod nabiera charakteru.Jest to ogrod lesny.W zasadzie i tak by nic nie uroslo gdyz drzewa potezne wypijaja wszystkie soki z tej ziemi.W jednym rogu sama posiala sie akacja.Pieknie rosnie jako krzew.Nie wiem czy zniej bedzie drzewo?Lipy rozsiewaja odurzajacy zapach.Teraz jest pelnia ich kwitnienia.Jest pieknie Hala.cdn.

piątek, 24 czerwca 2011

Znowu wieje........

Wreszcie znalazlam troche czasu i poczytalam troche postow w blogach .Piekne i ciekawe rzeczy pisza ludzie w swoich blogach.Maja wspaniala fantazje,literacko tez sa rewelacyjni.Kudy mnie do nich.Jednak mysle ze idla mnie jest miejsce w tej wspanialej druzynie.Gdzies tam pocichutku tez od czasu do czasu moge zaistniec.Wczoraj obejrzalam w necie piekne zdjecia Paryza.Byly to zdjecia panoramiczne stworzone nowa technika jak bym tam byla w srodku tuz kolo wiezy Eiffla.Bylam tym zauroczona.Nie wyjezdzalam w swoim zyciu za granice zbyt czesto.Nie poznalam na wlasne oczy wielu cudow swiata.Musze sie jednak pochwalic iz,wiedze o wspanialych miejscach na swiecie mam duza.Czytalam duzo ksiazek,ogladalam duzo filmow turystycznych geograficznych.Prenumerowalam czasopisma  krajoznawcze,geograficzne i wszystko co wpadlo mi w rece na temat;poznaj swiat.Tak sie jednak mi zycie ulozylo ,ze glownie na wlasne oczy poznawalam nasz piekny kraj Polske.I wcale tego nie zaluje.Przeciwnie, dumna jestem z tego.Jak wielu polakow nie zna naszej ojczyzny.Za to dobrze zna plaze w Tunezji,Turcji.Ja wiem chodzi o klimat,cieplo,piekne plaze.Mysle ze bardzo wazna jest teraz promocja naszego kraju.Nasza prezydencja w Unii powinna nas zdopingowac do lepszego poznania naszego kraju.Mamy co pokazac i robmy toPromujmy nasze morze.jeziora gory.Piekne miasta bogate w zabytki.W przyszlym roku bedzie Euro.Musimy je tak zoorganizowac aby nie dac plamy,jak sie kolokwialnie mowi.Troche nam z drogami nie wychodzi,ale jak sie sprezymy to damy rade.Patrzac na moje wspaniale wnuki widze jaki ogromny potencjal jest w mlodych.Trzeba to tylko madrze wykorzystac.Dac sie im wykazac.Dadza sobie rade.Tylko im nie przeszkadzac,i w nich wierzyc.Hala cdn.

czwartek, 23 czerwca 2011

Jeszce troche o dobrym slaskim jedzeniu..........

Jeszcze troche o tym co jedlismy.W drugim dniu Swiat Bozego Narodzenia byl zawsze bardzo swiateczny obiad.Jaki? tradycyjny :rosol z nudlami recznie robionymi.Nudle czyli makaron byl robiony zawsze bez wody tylko na samych jajkach.Cieniutko pokrojony i ugotowany na odlanym specjalnie rosole.Na drugie danie musialy byc rolady wolowe.Zadne tam nadziewane ogorkami kwaszonymi,tylko nasze slaskie: kazdy plaster miesa posmarowany musztarda stolowa i boczek wedzony drobno pokrojony i cebulka najlepiej cukrowa drobno pokrojona i juz.Zawijane byly roladki i duszone w sosie wlasnympotem sos podprawiano kwasna smietana.Do tego kluski slaskie i modro kapusta.Kapusta modro troche byla obgotowana i tez podprawiona po odcedzeniu z wody wedzonym stopionym boczkiem i cebulka drobno pokrojona i cukrem.Zakwaszano kiedys octem teraz cytryna lub kwaskiem cytrynowym.Na deser byly rozne "szpajzy" To takie rozne desery w rodzaju kremu sultanskiego lub rozne rodzaje galaretek..Po poludniu podawano "bon cafe" parzona w dzbanku z serwisu kawowego.Do tego byly podawane wspaniale ciasta "kolocze".Nasz piekarz sw.pamieci p.Kazik piekl ciastka o nazwie "japanery".Skad ta nazwa nikt tego nie wiedzial.Ciastka te byly wyborne.Byly okragle jak filizanki takie male torciki.Mialy jakies takie ciasto dziwne:czuc bylo orzechy i bezy i wspanialy krem  slodko-kwasny winny i czekoladowy.Niestety kiedy zmarl tajemnice receptury zabral do grobu.Jego dzieci wyjechaly do Niemiec.Nigdzie nie jadlam juz takich pysznosci i moja rodzina z rozrzewnieniem nieraz wspomina jak moja mama obladowana jak wielblad  przywozila nam do Sandomierza te ciastka.Niestety wszystko co dobre szybko sie konczy. Z codziennej kuchni najbardziej zapamietalam i czasem jeszcze gotuje.Zupe nazwana przez moich domownikow" zupa nylonowa".Smiesznie prawda.!.Jest to wywar z wloszczyzny krotko gotowany z duza iloscia marchewki.Wrzucamy do tego kilka rozyczek kalafiora i koske rosolu z drobiu.Zasypujemy kaszka manna ,i po kilku minutach zupa gotowa.Ta zupe ze swych mlodych lat bardzo dobrze pamietam.Kiedy moja mama musiala czasem zostac na druga szychte/czesto byla to szychta w czynie spolecznym na odbudowe Warszawy/ja po przyjsciu ze szkoly czesto ja sobie gotowalam.Krasilam  tluszczem lojem.Teraz to nikt tego nie uzywa.Wtedy byl to tluszcz powszechnie uzywanyBardzo tez lubilismy kapuste tzw.dymfke.Teraz tez ja czasem gotuje.Kiedys przepis na nia podal w jakiejs gazecie p.Senator Kutz moj wielki krajan.Kapusta musi byc dobrze ukwaszona.Gotujemy ja bez niczego w niewielkiej ilosci wody.Nastepnie odcedzamy calkiem z wody w ktorej sie gotowala. Robimy w kapuscie dolek wlewamy goracy stopiony boczek na pokrojona drobno cebule.Dodajemy dosc duzo cukru/oczywiscie w zaleznosci od kwasowosci kapusty/dodajemy duzo pieprzu i na malym ogniu chwile"dymfujemy".Taka kapuste moga jesc nawet ludzie na diecie/oczywiscie w rozsadnej ilosci/.Jest bardzo dobra np.do kotletow schabowych lub mielonych.Sprzedalam ten przepis juz kilku znajomym i wszyscy chwalac podawali dalej.W piatki jedlismy zawsze albo grochowke z calego grochu namaczanego dzien przedtem,albo zupe z czarnej fasoli lub czerwonej.Zupe ta zaprawiano maslanka.Wogole to slaska kuchnia wydawala  mi sie kuchnia raczej niezbyt tlusta.Zup nie gotowano na miesie tak jak w Centralnej Polsce.Np.Zupa pomidorowa byla gotowana zawsze z duza iloscia wloszczyzny z ryzem gotowanym w zupie i okraszona swiezym maslem.Musze jeszcze napisac kilka slow o warzywach.Byly one podstawa naszego pozywienia a,w szczegolnosci wszystkie rodzaje kapust.Kisilo sie tez listki kapusty na golabki cale .Jaki to byl wspanialy smak tych golabkow.Zawsze mieso bylo z ryzem.Oj troche sie za duzo rozpisalam o tym naszym slaskim jedzeniu.W Swieta Wielkanocne na stole krolowaly pieczone miesa i rozne salatki.Nigdy nie gotowano bialego barszczu ani czerwonego.Gotowano za to zur.Albo z maslonki albo z wody z kwaszonej kapusty.To bylo dosyc postne jedzenie.Mysle jednak ze podstawa naszego pozywienia byl wspanialy chleb.Pieczony a nie gotowany parowany jaki niestety musimy teraz jesc.Mysle ze jeszcze napisze o roznychspecjalach ale,dzisiaj juz koncze.Dobranoc.Hala cdn.

środa, 22 czerwca 2011

Slaskie jadlo-co jedlismy.........

Chyba juz wszystko o slaskim jedzeniu zostalo opublikowane,opisane przez znawcow i koneserow sztuki kuchennej.Ja chcialabym opisac zwyczajna kuchnie codzienna jaka znam ze swej slaskiej rodziny.Nie wykwintna ,nie elegancka ale,taka prosta codzienna z malego gorniczego miasta i rodziny gornikow oczywiscie,z ub.wieku.Tak,tak -niestety uplynelo juz wiele lat i pewnie sie w tej materii duzo zmienilo ale ja co pamietam opisze:Po pierwsze:wspaniala zupa nigdzie indziej w Polsce i Swiecie nie majaca takiego powodzenia.Sa o niej piosenki na YouTube.Jest to "Wodzionka".Robi sie ja  z podsuszonego juz chleba./Na Slasku nigdzie nie zobaczysz suchego chleba wyrzuconego na smietnik./Kroimy chlebek ale, musi to byc chlebek upieczony na Slasku/Nigdzie indziej nie ma takiego chleba jak na Gornym Slasku.Wierzcie mi bo wiem co mowie.Siekamy duzo czosnkui zalewamy chlebek i czosnek wrzatkiem.Dodajemy kilka kropel przyprawy Magi,soli i lyzke swiezego masla na talerz.Zupa o wdziecznej nazwie wodzionka gotowa.Moj dziadek ktory zyl w XIX wieku jadl ja prawie codziennie.Do tego bardzo lubil jeszcze przypieczone kartofle w specjalnym rondelku tzw.brat kartofle.Do konca swoich dni zachowal sprawnosc umyslu be cienia starczej demencji.Zmarl w sedziwym wieku po wypadku kiedy spadl z okropnie kretych schodow.Zawsze mowilismy ze,te schody sa niebezpieczne.I niestety padlo na dziadka.Jak wystukamy na YOUTOUBE haslo "Wodzionka" ukaze sie kilkanascie utworow nagranych przez wiernych wielbicieli zupy wodzionka.Druga potrawa ktorej nie ma nigdzie jest wigilijna "moczka"Jest to rodzaj deseru roznie modyfikownyw zaleznosci od zwyczaju danej rodziny.Przed swietami Bozego Narodzenia  piekarnie wypiekaja specjalny postny piernik.Jest on w formie jakby sztabek i sprzedawany na wage.Ciemny pachnacy bardzo korzenny.Sluzy po namoczeniu kompotem z suszu jako baza do "moczki".Do tej tzw.bazy dodajemy wszystkie bakalie jakimi dysponujemy i odstawiamy w chlodne miejsce aby,sie przegryzlo.Musi byc geste i pachnace bakaliami.Jemy lyzeczka z miseczek kompotierek.W niektorych domach potrawe ta zageszczano  jeszcze aksamitna zasmazka z masla i maki.W moim domu jadlo sie bez zasmazki.Tradycyjnie  na wigilie musial byc karp  smazony na zloto.Nie bede opisywala klopotow z zakupem tej ryby w tamtym czasie.Poniewaz na Slasku jedzono karpia tylko raz w roku robiono wszystko aby go zdobyc.Zupa wigilijna w moim domu byla zupa grochowa z zoltego grochu przecieranego.Specjalnie doprawiana cebulka usmazona na zloto i z  zlotymi grzankami.W moim Warszawskim domu ta zupa bardzo sie przyjela.Wnuki nazwaly ja zupa "krajana" od grzanek i bardzo chetnie ja jadly.Nigdy indziej tak nie smakowala.Nie rozumialam fenomenu jej smaku w ten uroczysty wieczor wigilijny.Kiedy gotowalam ja czasem kiedy indziej.Nie byla taka smaczna.Kolacje konczyla "moczka".Potem szlismy wszyscy obowiazkowo na pasterke.Kazde Swieta spedzalam z moja mama albo u niej na Slasku albo u nas w naszym domu.Pierwszy dzien Swiat to obowiazkowo karp na zimno z chrzanem i "szalot".Szalot to salatka z ziemniakow z cebula surowa sparzona z rodzajem jakby sosu winegre.W moim domu bardzo lubilismy tez kolocz.Slaskie kolocze to cos o niebywalym smaku.Nigdzie indziej nie jadlam takich ciast.Owszem,jadlam ciasta  od slawnego Bliklego i Gajewskiego w Warszawie.Bardzo dobre.Ale po prostu nasze od piekarza cukiernika p.Kazika byly fenomenalne.Ich smaku nie zapomne do konca swoich dni.Teraz jeszcze mozna pokosztowac na Slasku dobrych wypiekow ale to nie to samo.Nie wiem w czym jest rzecz,i dlaczego sie tak wszystko szybko zmienia i wcale nie na lepsze.Mysle ze jeszcze jutro napisze o moich smakach i wspanialym prostym Slaskim jedzeniu.Hala cdn.

wtorek, 21 czerwca 2011

Pierwszy dzien lata..........

Rozpoczelam wczoraj ,ale niestety wszystko sie skasowalo.Cos znow zle kliknelam.Tak to jest,"chciala by baba do raju........"Dosc czesto zaliczam takie bolesne upadki.Uczy to jednak pokory wszak cale zycie sie uczymy i glupi umrzemy.Wczoraj byl dla mnie bardzo mily dzien.Moj najstarszy wnuk we wrzesniu wstepuje w zwiazek malzenski.Ztej okazji przyjechal do nas z narzeczona zeby nam wreczyc zaproszenia na wesele.Samo zaproszenie bardzo eleganckie dowcipnie sformulowane.Teraz mozna zablysnac oryginalnoscia,sa wielkie mozliwosci.Wesele bedzie duze,gdyz rodzina mlodej Pani jest bardzo liczna.Niestety nas z naszej rodziny jest malutko.Cala uroczystosc ma byc bardzo okazala.Mlodzi z racji swych zawodow maja duze grono znajomych i gosci na slubie bedzie duzo.Obydwoje mlodzi sa bardzo przystojni.Sa piekna para.Ja bardzo sie ciesze ze doczekalam tej chwili.Jeszcze tak niedawno jezdzilam z moim wnuczkiem ogladac pociagi na dworcu centralnym,w muzeum parowozow.Calymi godzinami gapilam sie z nim na odjezdzajace pociagi.Mial na swojej glowce czapke kolejarska/prawdziwa po dziadku/Byl zafascynowany pociagami i kolejami.Skonczyl turystyke .Jest magistrem turystyki.Jego narzeczona studiowala rehabilitacje.Maja dobre zawody wiec chyba sobie w zyciu dadza rade.W czasie swej wizyty u nas opowiedzieli nam ile spraw mieli do zalatwienia w zwiazku z weselem.To cale logistyczne wyzwanie taka organizacja duzego wesela.Ale tak chcieli.Przy tej okazji wrocily do mnie/a ,jakze/wspomnienia z przed 53 lat.Na Slasku byl wtedy taki obyczaj/nie wiem czy jeszcze istnieje/ ze mloda Pani okolo 10 dni przed slubem piekla u miejscowego piekarza "kolocz".Taki wspanialy drozdzowy jaki tylko na Slasku pieka.Z serem,makiem i duza iloscia posypki.Im bardziej byl kolocz udany,smaczny tym lepsze mialo byc jej zycie malzenskie.Kolocz pieknie pokrojony i opakowany,mloda Pani musial rozniesc po znajomych i przyjaciolach.To bylo takie zaproszenie na slub do kosciola.Oczywiscie rewanzowano sie mlodej parze drobnymi upominkami slubnymi.Takze na wesele zapraszano osobiscie mloda Pani z mlodym Panem odwiedzali wszystkich osobiscie.Zaproszen pieknie drukowanych wtedy jeszcze nie bylo.Moje wesele bylo w moim rodzinnym domu.Bylo skromnie ,ale bardzo rodzinnie.Byl nawet moj ojciec.Wtedy to moja mama powiedziala mu ze da mu rozwod,ale powiedzial ze jemu nie jest rozwod potrzebny.Zawsze mnie to zastanawialo ,dlaczego nie byl mu potrzebny rozwod.Wszak mial juz druga rodzine i dziecko upragnionego syna.Dal mu na imie Edward po swoim ojcu.W naszym doroslym zyciu zostalismy z Edkiem nawet dobrymi znajomymi.Mieszka w Niemczech z zona i dwojka dzieci.Przy okazji pogrzebu ojca troche porozmawialismy z soba.Elzbieta konkubina mego ojca zmarla juz wczesniej.Bardzo cierpiala.Byla chora na SM duzo lat.Takie to historie rodzinnesie plota w naszym zyciu.Wspomnienia wracaja i odchodza.My za to trwamy i oby w jak naj lepszym zdrowiu czego wszystkim tez zycze.Hala cdn.

sobota, 18 czerwca 2011

Moj swiat-jaki jest............

Jaki to on jest ten "moj swiat"?????Sama nie wiem?Lapie sie czesto na tym iz,nie bardzo moglabym zdefiniowac moje miejsce w otaczajacym mnie swiecie.Mysle jednak ze,porownanie z wielkim mrowiskiem i mala mrowka byloby dosyc trafne.Moj swiat to cztery sciany domu w ktorym mieszkam,to moj pokoj ktory bardzo rzadko opuszczam.Takze to wszystko co widze ze swoich okien.Widac duzo.Piekne stare lipy i deby.Pola ktorych juz nikt nie uprawia,bo nie warto sie trudzic.Unia i tak zaplaci doplaty bezposrednie.Cale wielkie polacie pol kiedys uprawne pomalu zamieniaja sie w step.Hasaja po nich zajace szaraki,spaceruja do stojne koguty bazantow i ich towarzyszki zycia male szare kurki.Czasem mozna zobaczyc bociana szybujacego nad sztucznym calorocznym bocianem zamieszkujacym na pieknym swierku rosnacym przed domem naszego sasiada pana W.W tym calym widoku urzekaja jednak najbardziej biale brzozy,dlugie smukle,dostojne damy.Sa jak panny na wydaniu w bialych sukniach.Bardzo lubie sie do tych brzoz przytulac.Czuje ich dobroczynne dzialanie..Pieknie pachnace o tej porze lipy umilaja nam wieczory na malym balkonie.U naszego przemilego sasiada rosnie jasmin .Jest to stary egzemplarz-jeszcze z tych bosko pachnacych/bo teraz to juz wogole nie pachna/.Slicznie wygladaja tez wierzbyhadera najpierw sa zielone potem biale ,i na koncu rozowe.Sa bardzo urokliwe.Nasz sasiad  to wielki milosnik kwiatow.Juz od wczesnej wiosny,ubrany w kowbojski kapelusz.sadzi,kosi,pieli podlewa.Jego maly domek przypomina nam chatke z bajki.Jak go widzimy na podworku to dla nas znak ze nalezy brac sie do roboty.Ten nasz sasiad to bardzo pracowity czlowiek.Jest dla nas przykladem jak nawet w starszym wieku nalezy zyc.Nie mozna gnusniec i czekac na rychla smierc.Ma ciezkie zycie gdyz zmaga sie z ciezka choroba alkoholowa swego doroslego syna.Syn zdolny bardzo taka "zlota raczka".Bylby wspaniala podpora dla swego ojca a tymczasem to ojciec musi byc jego pogotowiem ratunkowym.Bardzo mi przykro ze taki fajny facet ciagle sie stacza  coraz nizej.Byl na zamknietym leczeniu przez dwa miesiace a niedlugo potem znowu poplynal.Patrzac na niego watpie jaki jest sens wydawania przez nasze panstwo takich milionow na leczenie uzaleznionych.Gdzies czytalam ze sklonnosc do alkoholu jest spowodowana jakims bledem genetycznym wystepujacym dziedzicznie.Podobno to badacze amerykanscy do takich wnioskow doszli.Mysle ze genetyka jako galaz nauki powinna sie tym szerzej zajac.Wtedy leczenie byloby bardziej efektywne.Poki co-mamy coraz wiecej mlodych ludzi ktorzy regularnie pija.Ilu z nich w przyszlosci siegnie dna nie wiadomo?Oby jak najmniej.Jest jeszcze moj swiat ten z przeczytanych ksiazek,obejrzanych filmow ,internetu,poznanych nowych ludzi i faktow.Ale nadrzedna wartosc mojego swiata stanowi moja rodzina.To jest najwazniejszy z mych swiatow.Hala cdn.

piątek, 17 czerwca 2011

Smutny ponury dzien...........

Wieje ,ponuro i troche zanosi sie na deszcz.Deszcz jest bardzo potrzebny.Jest sucho mimo ze w zimie bylo dosc duzo sniegu.Wczoraj zadzwonila do mnie kolezanka z dawnych lat.Jej brat byl ksiedzem i moim serdecznym kolega w dawnych latach.Razem z nim i jego siostra ukonczylismy jeszcze niemieckie przedszkole w Skoczowie.Mam duzo pamiatkowych zdjec z tamtych lat.Potem spotykalismy sie juz rzadziej.Wyjechalismy z cala rodzina z Skoczowa do rodziny mego ojca.Mama jednak utrzymywala kontakty z znajomymi z Skoczowa.Czesto tam bywalismy.Z Bronka i Jankiem utrzymywalam znajomosc sporadycznie ale zawsze bardzo serdecznie.Janek byl starszy ,odemnie i jego siostry o 3 lata.Wakacje byly nasze.Chodzilismy na piekne wycieczki po Beskidzkich szczytach.Janek juz wtedy uczyl sie w Nizszym Seminarium Duchownym i tam zdal mature.Byl bardzo przystojnym mlodym czlowiekiem.Takie"ciacho"jak sie teraz mowi.Po maturze poszedl na studia do Akademii Teologicznej w Krakowie i  przyjal swiecenia kaplanskie.Mam kilka pieknych zdjec z tej uroczystosci.Przyznam sie ze do konca nie bardzo rozumialam dlaczego taki byl jego wybor drogi zyciowej.To byl chlopak "do rozanca i do tanca".Dusza kazdego towarzystwa.Pieknie spiewal,gral na gitarze,recytowal wiersze,byl takim-bratem lata.Cale jego kaplanstwo to piekna droga.Zostal jako mlody kaplan proboszczem na nowym osiedlu,bez kosciola.Byl tam proboszczem przez dlugie lata.Wybudowal piekny kosciol i cmentarz.Po przejsciu na emeryture zostal w tej parafii rezydentem.Kiedy rozmawialam z nim ostatni raz gdzies w lutym b.r.Mowil mi z duma ze czuje ze jego zycie nie poszlo na marne.Zrobil w zyciu wiele dobrego i czuje sie do konca spelnionym czlowiekiem.Byl z siebie dumny.Ja tez bardzo sie cieszylam .Wczoraj jego siostra zadzwonila do mnie z smutna wiadomoscia.Janek nie zyje.Zmarl po krotkiej ale,gwaltownej chorobie.Mysle ze po prostu juz tu nie mial nic do roboty.Mial 75 lat.Teraz komu innemu zagra i zaspiewa.Z swoja siostra Bronka byli takim rodzenstwem modelowym.Bardzo sie kochali.Wychowywala ich sama matka bo ojciec nie wrocil z wojny i bardzo ich wspaniale wychowala.Zaluje tylko ze w latach pozniejszych nasze drogi tak sie rozeszly.Mysle ze teraz te lata z Bronka nadrobimy choc niestety juz bez Janka,Ale zostaly nam piekne wspomnienia a,tego mi nikt nie odbierze.Sa moje i tylko moje.Hala cdn.

czwartek, 16 czerwca 2011

Codziennie to samo........

Czy zastanawial sie ktos nad powtarzalnoscia czynnosci jakie co dzien wykonujemy?Zajmuja one w naszym codziennym dniu okolo 80 % naszego czasu.Spimy-raz wiecej raz mniej.Spozywamy posilki.Dbamy o nasza higiene.Pracujemy ,a w tzw.miedzy czasie oddajemy sie naszym przyjemnosciom.Ogladamy tv,czytamy,surfujemy po internecie.I okazuje sie ze doba robi sie za krotka.Zaczyna nam brakowac czasu.Jestesmy caly czas w tzw.nie do czasie.Zycie nasze zaczyna przypominac "pogon za utraconym czasem"Trzeba zwolnic.Pierwszym objawem tego,ze zabijamy w sobie marzenia jest brak czasu..Najbardziej zajeci ludzie maja zawsze czas na wszystko.Bo sa poukladani.Maja marzenia i daza do ich spelnienia.Ich marzenia sa realne,bardzo przemyslane.Co zrobic z takimi ktorzy na nic nie maja czasu?Marzenia ich tez sa nierealne.Bujaja w oblokach.Sa jakby nie na tej planecie.Ale sa wsrod nas i tez chca zyc.Zycie plynie bardzo szybko.Czasem w ciagu paru sekund mozna trafic z niebios wprost do piekiel.Na drodze zycia zdarzaja sie porazki.I nikt przed nimi nie ucieknie/chocby byl czlowiekiem niezwykle poukladanym/Czasaem warto przegrac,pare drobnych potyczek w walce o spelnienie marzen niz zostac ostatecznie pokonanym,nie wiedzac nawet o co sie walczylo.Ale,sie nawymadrzalam!!!! Pisalam jak na zadane pytanie.Ja tez naleze do tych nie poukladanych.Ciagle mam nie realne marzenia.Bujam w oblokach.Ale do konca zycia zachowam w pamieci wszystkie dobre rzeczy ktore wylonily sie wsrod trudnosci,dnia codziennego o zlych nie chce i nie bede pamietac.Nasza kotka Pusia troche mnie martwi.Ciagle chce latac po dworze,po lesie.Bardzo schudla jest odwodniona ,bardzo malo pije.Kiedy nie chcemy jej wypuscic tak blagalnie piszczy i patrzy ze nie mamy sumienia i ja wypuszczamy.Jest to chyba kotek dziki choc wykazala sie taka determinacja w szukaniu domu.Moze to dlatego ze byl wrzesien,i zblizala sie zima.Na wiosne pokazala jak lubi zyc.Wolna bez zakazow.Owszem,czasem popatrzec z bliska na domownikow,ale wolnosc przedewszystkim.Dowiedzialam sie ze kotek w odroznieniu od psa nie uznaje "pana i pani"jestesmy dla kota jakby jego rowiesnikami i nie bardzo wie dlaczego chcemy nim rzadzic.Ciezko poznac i miec rozeznanie w skomplikowanej psychice kotka.Znowu na stare lata musze sie uczyc i czytac w necie jak sobie poradzic z tym problemem.I tak cale zycie codziennie to samo.Uczyc sie ciagle i jak to mowia glupim umrzec.Hala cdn.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Co bedzie dzisiaj?

13 to zawsze jest dla mnie znaczaca data.Cale zycie  13cos dla mnie znaczyla.Byla w zasadzie moim dniem.Przedewszystkim 13.04.1959 urodzilam mojego wspanialego syna.To tez byl wtedy poniedzialek wczesnym rankiem.Bylam u mojej mamy w moim rodzinnym domu.Nie bylo telefonu u mojej mamy.Komorek tez jeszcze nie bylo.Jak sie porozumiewalismy.Maz w Ozarowie Kieleckim a ja na Slasku w malym miasteczku.Rodzilam w Szpitalu Gorniczym pod dobra opieka,ale bylam sama.Nikt nie czekal pod drzwiami.I tylko intuicja kazala mezowi porozumiec sie z telefonistkami i droga posrednia dowiedziec sie ze urodzil mu sie syn.O tym ze bedzie syn tez nie mozna bylo wiedziec wczesniej.Nie bylo usg.Ale byla wielka radosc i niespodzianka.Takie to byly czasy.Rozne zdarzenia z mego zycia dobre i zle zwiazane czesto byly z dniem 13-tym.Ostatnie zdarzenie smutne to smierc 13 stycznia 2010 roku mojej mamy.Miala 95 lat dozyla sedziwego wieku. Dzisiaj moj maz ktory nigdy nie gra w zadne gry losowe,przy okazji bycia w Warszawie wyslal Toto Lotka.Wymyslil z glowy jakies takie dziwne numery.Poniewaz dzisiaj jest 13-ty jest szansa na wygrana.Moze to jednak byc trudne bo losowanie jest dopiero jutro 14-tego.I tak sie to w zyciu plecie jak w w filmiez Bollywodu"Czasem slonce czasem deszcz".Dzisiaj sprobowalam sie spisac przez internet i nie bylo to dlamnie wcale latwe.Musialam korzystac z konsultacji z infolinii.Jednak mlodzi radza sobie z tymi nowinkami zdecydowanie lepiej.Co jeszcze mi sie dzisiaj zdarzy? Oby cos dobrego,wesolego.I tym poboznym zyczeniem koncze na dzis zabawe z komputerem.Hala.cdn.

niedziela, 12 czerwca 2011

Siodmy dzien tygodnia......

Jutro rozpoczniemy nowy tydzien.Trudno przewidziec jakie zdarzenia beda dominujace,jak nasze zdrowie,spokoj w rodzinie i itd......?Pewne rzeczy mozna ustalic juz dzisiaj.15 .06. sa moje urodziny juz dzisiaj na Facebooku mialam zyczenia od cudownego mlodego czlowieka-syna moich znajomych z Sandomierza.Ja obchodze  Urodziny.Na Slasku dzien Urodzin byl zawsze chucznie obchodzony i tak mi zostalo.Jest z tym wiecej zachodu bo trzeba pamietac daty urodzin bliskich.Niektorzy nie wiem dlaczego nie chca zeby im celebrowac dzien Urodzin?Mnie sie jednak  to podoba i przy tym zostane.Czy sie to komu podoba czy nie.Przy okazji zyczen od mlodego Sandomierzanina przypomnialam sobie jakie piekne Urodziny obchodzily tam moje dzieci.Wszystkie dzieci z naszego wojskowego osiedla bawily sie razem.Byl to czas kiedy film "Czterej pancerni i pies"byl na absolutnym topie.Helmofony i rozne akcesoria tatusie wojskowi zdobyli.Wszyscy chcieli byc Jankami i Marusiami.Bylo wspaniale.Moj mocno juz dorosly syn z rozrzewnieniem wspomina te zabawy.Pamieta jeszcze wiele nazwisk i i imion kolezanek i kolegow z podworka.Bardzo jeszcze teraz chcialby sie z niektorymi spotkac.Oczywiscie mozna teraz odnowic stare znajomosci przez internet.Wiwa!!! Internet.Na Facebooku i na Naszej Klasie ja sama spotkalam swoich przyjaciol po 50 latach.Ale to jest juz tylko namiastka "erzatz" tych przyjazni  z mlodych lat.Nasze zycie roznie nam sie ulozylo,czasem nie mamy sie czym chwalic,wolelibysmy o niektorych sprawach zapomniec.Slusznie nie mozna sie ciagle ogladac do tylu.Musimy poznawac nowych ludzi ,nawiazywac nowe znajomosci ,miec nowych przyjaciol,znajomych.Zapisalam sie do Facebooka i Naszej klasy i poznalam juz wiele sympatycznych mlodych ludzi i starszych.Mam grono osob majacych zwiazki z pieknym Sandomierzem i z nimi sobie wspominamy to piekne miasto.Bardzo pragnelabym jeszcze tam pojechac,ale mysle ze bylo by to dla mnie za trudne.Moze jeszcze kiedys sie uda?.Bardzo interesuje mnie tez pochodzenie mojej rodziny.Zaczynam zbierac pewne informacje i widze ze nie braknie mi zajecia jeszcze na dlugie lata.Nie bede sie mogla nudzic i popadac w apatie.Genealogia to bardzo ciekawa galaz nauki.Odkrywanie pochodzenia i korzeni swojej rodziny to frapujace zajecie.Malo jeszcze wiem ale postaram sie  dowiedziec wiecej.Pomagaja mi  bardzo uczynni mlodzi ludzie.Wogole musze przyznac ze fantastyczna mamy mlodziez.Ja jeszcze sie nigdy na nich nie zawiodlam i oby tak bylo dalej.Mysle ze moja rodzina jak zobaczy piekne drzewo genealogiczne tez odczuje dume z poznania wszystkich swoich przodkow.Na tym koncze w siodmym dniu tygodnia.Hala cdn.

sobota, 11 czerwca 2011

Piekny sloneczny dzien.......

Kazdego dnia budzac sie ze snu,zastanawiam sie jakiz bedzie ten nowy dzien.Jest to wielka niewiadoma.W jednej chwili nie przewidziane zdarzenia moga zmienic los.I piekny sloneczny dzien moze stac sie koszmarem jak z zlego snu.W moim wieku juz wszystko jest problemem.Nogi niesprawne,rece niesprawne a i umysl nie pracuje tak efektywnie jak za mlodych lat.Nie pamietamy co wczoraj bylo na obiad,ale pamiec wsteczna jest wlaczona non stop.Przypominamy sobie wydarzenia z bardzo odleglych lat i mamy wrazenie jakby to wszystko odbywalo sie wczoraj.Coraz czesciej wracam myslami do zdarzen o ktorych wogole,chcialabym zapomniec na zawsze.Niestety,wydarzenia dnia codziennego przypominaja o roznych zdarzeniach z przeszlosci.Wczoraj w tv.byla dyskusja na temat koniecznosci zwiekszenia profilaktyki przeciw zachorowalnosci na raka szyjki macicy.Ja bedac jeszcze dosc mloda osoba doglebnie poznalam ten problem.Tez zachorowalam i bylam leczona jak wtedy umiano.Byly to lata 60-te ub.wieku.Operacja ktorej mnie poddano uratowala mi zycie ale ,cos za cos.Stracilam cala swoja kobiecos i seksualnosc.Stracilam odczuwanie bodzcow w sferze intymnej mojego zycia.Zostalam okaleczona.Dopiero teraz po tylu latach do wiedzialam sie ze ten sposob leczenia ,poczatkow stanow rakowych szyjki macicy byl bledny.Przynosil wiecej szkody niz korzysci.Nawet jakas osoba wytoczyla proces szpitalowi i lekarzom w tej sprawie.Ale dla mnie jest to juz prehistoria.Ale jesli mi wolno,chcialabym serdecznie zaapelowac do mlodych koniecznie sie badajcie,stosujcie profilaktyke,dbajcie o siebie.Medycyna poszla tak bardzo do przodu.Sa nowoczesne metody zapobiegania i leczenia chorob .Jest tylko jeden warunek "nie moze byc za pozno".Pozdrowienia .Hala cdn.

piątek, 10 czerwca 2011

Ciagle szukam......

Pogoda zmienila sie w blyskawicznym tempie.Z pieknego lata mamy dzisiaj jesien.Jest zimno i pada deszcz.Ja jestem meteopata i na mnie pogoda ma ogromny wplyw.Powinnam mieszkac w innym klimacie ,tam gdzie jest duzo slonca,cieplo i malo wiatru.Wiatru u nas dzisiaj nie ma ,ale jest ponuro,smutno.Rano nasz kotek blagal nas abysmy mu pozwolili poleciec do ogrodu,do lasu.Zauwazylismy ze nasz kotek regularnie spotyka sie z pieknym calym czarnym kocurkiem.Przychodzi do naszej Pusi z dosc daleka.Widzialam kiedys jak go zegnala i odprowadzala pod naszym domem.Dzisiaj objela meza noge i czule prosila aby,pozwolil jej wyjsc.Kocurek juz czekal  na brzegu lasu.Widocznie byli umowieni bo bardzo mocno walczyla o wyjscie na dwor.Randka jednak ze wzgl.na pogode nie trwala dlugo.I Pusia dosc szybko wrocila do domku.Jest bardzo spokojna,ale jak cos chce to nie ma zmiluj.Walczy jak lew o swoje.Pieszczoty tez nam dawkuje,zeby nam nie bylo za dobrze.Ja jestem caly czas  zadziwiona jak inaczej ,zachowuje sie kotek a,jak pies.Nasze dwa psy/corki/Sara i Yoriss sa duzymi opiekunami i strozami naszego obejscia.Sara to piekny rudy owczarek niemiecki.Yoriss to prawie labrador.Bardzo sie pieknie bawia.Sara jednak rzadzi.Jest duza i ma mir w tym towarzystwie.Pusia narazie im schodzi z drogi.Mamy dzisiaj  dzien w ktorym radosc przeplata sie z ogromnym smutkiem.Towarzystwo ubezpieczniowe w ktorym ubezpieczony byl kredyt na nasz dom.Zalatwilo sprawe bez zbednych problemow.Rzetelnie i uczciwie.Ja tez ilekroc ze swego ubezpieczenia mialam jakies roszczenie bylam rzetelnie i fachowo zalatwiana.Nie mozna wiec mowic ze towarzystwa ubezpieczeniowe sa "zlodziejami" naszych pieniedzy.Moje doswiadczenia sa w porzadku i mysle ze nie jestem w tym stwiedzeniu odosobniona.To jest dla nas ogromna ulga ze strata ukochanego ziecia nie poniosla za soba jeszcze innych strat materialnych i wszystko jakos sie wyprostowuje i idzie ku lepszemu.Staramy sie szukac jak najlepszych rozwiazan naszych problemow.Jestesmy taka troche wloska rodzina.Duzo krzyczymy.gestykulujemy i sie obrazamy na siebie o byle co.ale jak przychodzi,powazna sprawa to stajemy za soba murem.Walczymy wtedy ostro.Razem.Dzisiaj odezwala sie do mnie siostra mego ojca z Niemiec,Padlo stwierdzenie "ze rodzina to rodzina"..Prawie 30 lat nie mielismy kontaktu z soba ,ale lepiej pozno niz wcale.I takim to stwierdzeniem koncze moja dzisiejsza opowiesc.Hala cdn.

wtorek, 7 czerwca 2011

Bardzo dobry dzien.................

Dzisiaj z samego rana spotkala mnie wielka radosc.Moj kolega jeszcze z sredniej szkoly/a to juz 55 lat temu/ przyslal mi wspaniale zdjecia z mego rodzinnego domu.Nie mialam zadnej pamiatki materialnej oprocz wspomnien w mej pamieci.Poprosilam go o to i zrobil mi te zdjecia.Tam teraz juz mieszka ktos zupelnie obcy.Bardzo byla niegrzeczna dla niego nowa wlascicielka domu.Ale i tak zrobil wspaniale zdjecia.Plakalam jak bobr ogladajac moje okna.Ogrod ktory byla wielka duma mojego dziadka.Krzewy posadzone jeszcze jego reka.Roza przy ktorej ogladaniu dziadek spedzal dlugie minuty.To wszystko jest a ich juz nie ma.Rzeczy materialne sa dlugo.Lakomy kaskwieczne a czlowiek jak mowila moja mama"uchodzi,uchodzi".Bardzo duzo radosci daje mi wracanie do pamieci.Pewnie tak to jest,ze im czlowiek starszy tym czesciej wraca do wspomnien.Cala ulice Krasinskiego zamieszkiwali blizsi i dalsi powinowaci mego dziadka Edwarda i babci Bronusi.Jacy oni byli dumni ze swego domu.Cala bliska rodzina mieszkala razem.Klocili sie z soba,kochali ,oplakiwali swoje niepowodzenia,ale byli wszyscy razem.Najpierw umarl dziadek, zaraz po nim babcia Bronusia.Potem do Niemiec wyjechala wieksza czesc rodziny,ci co zostali nie dali rady opiekowac sie tym domem.I dom zostal sprzedany,przez rodzine ktora mieszka w Niemczech.Pewnie bardzo im sie przydaly pieniazki na wakacje w cieplych krajach.Mysle ze babcia i dziadek jesli sobie razem siedza na jakiejs chmurce bardzo sie temu dziwia,ze nikt z rodziny tam nie mieszka.W ub roku zmarla siostra mego ojca.Ona bardzo kochala ten dom.Mieszkala w nim przeciez od urodzenia /jakies 82 lata/Kiedy zachorowala umieszczona zostala w domu pomocy spolecznej i tam dokonczyla swego zywota.Nikt nawet nie przyjechal na pogrzeb.Bo bylo to w koncu grudnia.Termin niedobry /bo Sylwester,Nowy Rok,/bo duzo sniegu itd Siostra z Niemiec dziedziczyla wszystko.Do domu nalezala jeszcze duza 2000 m dzialka.Ja o smierci  siostry mego ojca dowiedzialam sie przypadkiem od dalszej kuzynki z Bielska-Bialej.Chodzilo pewnie o to zeby nie roscic sobie prawa do zachowku.Nawet mi to nie przyszlo do glowy aby,czegos oczekiwac.Mnie wystarcza to co mam.Mam na czym zjesc, mam na czym spac ,i co zjesc.Coz czlowiekowi wiecej potrzeba.Na tylu pogrzebach bylam i nie widzialam aby,komus cos niesli oprocz kwiatow.Zadnych dobr materialnych.Dzieci niech dorabiaja sie sama.Ani ja ,ani maz nic od nikogo nie dostalismy za darmo i zyjemy. I niech tak zostanie.Hala cdn.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Nowy dzien przed nami.........

Wczoraj znowu cos nie tak poklikalam i zrobil sie balagan.Martwie sie ze tak latwo dochodzi do roznych nie przewidzianych sytuacji.Jedno klikniecie za duzo ,i juz jestesmy w innym miejscu ,nie tam,gdzie chcielismy byc.Nasza Pusia ktorej historie opisywalam wczoraj.Postanowila dzisiaj byc bardzo grzeczna.Jej wczorajsza eskapada bardzo wyczerpala jej sily.Spala nieprzerwanie 10 godzin.Nie wyrywa sie dzisiaj tak mocno w plener.Jest bardzo zmeczona wiatrem i upalem i postanowila posiedziec spokojnie w domku.Dom nasz otoczony jest z kazdej strony duzymi starymi drzewami.Sa bardzo stare deby,lipy,brzozy ,topole,graby ,mlode klony i mlode akacje.Kiedy jest silny wiatr drzewa faluja,jakby unosily sie do gory.Ja osobiscie bardzo nie lubie wietrznej pogody,jakos tak wprowadza mie wiatr w duzy niepokoj i nerwowosc.Ale teraz juz od kilku lat bardzo silnie wieja wiatry.Mysle ze ta nasza ziemia odrobine sie "chybotnela" stracila statycznosc.Moja mama mowila ciagle ze kiedys to ta ziemia sie"kopyrtnie i bedzie po ptokach"Smialismy sie z jej opowiesci i w nie nie wiezylismy.Ale teraz sa coraz bardziej realne i wiarygodne.Gwaltowne burze przechodzace przez Polske sieja spustoszenie.Ja z swego juz dosc dlugiego zycia nie pamietam takich bardzo gwaltownych burz jak teraz od kilku lat bywaja u nas.No,ale wlasnie-swiat sie zmienia i my wraz z nim.Nasze psy o imieniach Yoris i Sara tez nie lubia upalnej i wietrznej pogody.Chowaja sie w sieni gdzie panuje mily chlod i cisza.Dzisiaj zapowiadano gwaltowne burze na naszym terenie.Oby nas szczesliwie ominely.Pusia kiedy sie z nami gniewa ignoruje nas i wchodzi do swego tekturowego domku i tylko troche wystawia lebek.Kot tylko wtedy sie popiesci z domownikami kiedy on tego chce.Nie mozna go do niczego przymusic.Ogromna jest roznica miedzy zachowaniem psa i kota.Kot nie uznaje zadnego przywodztwa czlowieka.Jest niezalezny i samorzadny,prawie jak Zwiazek Zawodowy Solidarnosc.Ulubiona zabawa mego kotka jest chowanie sie w roznych przedziwnych miejscach.My wtedy wolamy"Oj zgubil sie nasz kotek"gdzie jest nasza Pusia"? I wtedy po dluzszym czasie nasza Pusia defiluje dumnie wokol nas.Skakanie po wysokich regalach i omijanie przeszkod z ogromna gracja to tez jej ulubione zajecie.Ciagle nas czyms zaskakuje,jej pomyslowosc zdaje sie nie miec konca.Odkad nauczyla sie lapka otwierac drzwi musimy zamykac drzwi na klucz.Kazde drzwi potrafi otworzyc i poleciec.Ale juz wiemy ze nasz dom jest jej domem  bo wraca.Jest bardzo szczupla,chodzi jak modelka na wybiegu.Nie je duzo ,ma slaby apetyt.I to nas troche martwi.Puszczanie jej zajaczkow ,zabawy z malymi pileczkami i skakanie za szmaciana myszka szybko wyczerpuja jej sily.Chyba ma dosc slabe serduszko.Tak mysle.Wybieramy sie z nia do naszego weterynarza.Jest to nasz przesympatyczny sasiad. Bardzo dobrze zajmowal sie naszymi psami mamy do niego pelne zaufanie.Wczoraj do letniego domku naszego sasiada wrowadzilo sie malzenstwo z Ukrainy.Pracuja w naszym kraju jako robotnicy do wszystkiego.Polacy tez kiedys masowo wyjezdzali za chlebem.Wszystko sie zmienia.Hala cdn.

niedziela, 5 czerwca 2011

dzien za dniem........

Wczoraj przezylam wielkie chwile zwatpienia w slusznosc swej decyzji co do pisania bloga.Jakos tak sie zalamalam,stwierdzilam ze ,kiepsko pisze,ze nie umiem,ze jestem w tym do niczego,beznadziejna.Pomyslalam ze ktos kto przypadkiem to przeczyta pomysli "ale idiotka o czym ona pisze".Ale ja wreszcie w jesieni swego zycia moge cos robic tylko dla siebie.Moge byc wreszcie asertywna.Nie musze sie ogladac na nikogo.Dbac wreszcie tylko o siebie.Spelniac swoje najskrytsze marzenia.Pewnych rzeczy niestety juz nie moge zrobic,przezyc.Podroze do pieknych miejsc swiata sa poza moim zasiegiem.Wczoraj w Brennej odbywal sie zjazd rocznikowy moich kolezanek i kolegow z Szkoly Sredniej.55 rocznica.Nie moglam niestety tam byc razem z nimi.Choc bardzo chcialam.Smierc mego ziecia zmienila moje plany.Nie zaluje wcale tej zmiany.Podchodze do tego niezmiennie;widac tak mialo byc i juz..Obejrze piekne zdjecia i bede sie tak czula jak bym byla z nimi.Mam kolezanki i kolegow ktorzy bardzo duzo zawodowo osiagneli.Objechali niemal cala kule ziemska.Sa spelnieni.Mieszkaja za granica.Ja ,no coz zajelam sie swoja rodzina i w tym czuje sie spelniona i niczego bym w swoim zyciu nie zmienila .Oczywiscie wykluczylabym choroby z mego zycia definitywnie.I byloby "super" jak mowia mlodzi.Dzisiaj nasz maly kotek pokazal swoja samodzielnosc i niezaleznosc.Zniknela nasza Pusia na 10 godzin.Nasz dom otacza dziki las i tam widocznie buszowala.Zadne nasze nawolywania nie przynosily rezultatu.Przyszla sama.Bardzo glodna i spragniona.Jej historia jest przedziwna.W ub.roku poszlismy z mezem na cmentarz .Ja o kulach wolniutko.Cmentarz jest oddalony od naszego domu jakies 300 metrow.Wolniutko szlismy i nagle kolo naszych nog widzimy ocierajacego sie kota.Kot "trikolor".Pieknie umaszczony bialo -czarno-rudy.Przesliczny kotek.Ale przeciez ja nie lubie kotow.Po prostu nigdy ich nie rozumialam.Corka miala kotka ale ja,jakos nie moglam sie do jej kotka przyzwyczjic.Owszem jak gdzies wyjezdzali to sie nim zajmowalam ale,tak bez radosci.Ten maly kotek napotkany w drodze na cmentarz juz nas nie chcial odstapic.Szedl za namijak piesek.Kolo kosciola bawily sie dzieci i zaczal sie z nimi bawic.My weszlismy na cmentarz pewni ze kotek juz sobie polecial do swego domku.Wychodzimy a tu kolo nog znowu jest kotek mruczy i sie o nas ociera i idzie za nami.Maz zaczal go odganiac  a on wogole sie nie bal i idzie za nami.Maz zadzwonil komorka do corki aby puscila  nasze psy zeby go pogonily.Psy oczywiscie narobily rabanu a kotek wskoczyl na lipe.Jest to lipa przepieknej urody ma chyba juz z 60 lat.Kotek wystraszony siedzi na tej lipie i przerazliwie piszczy.Corka bierze drabine i sciaga tego kotka na dol i odgania go w strone cmentarza.Tam skad przyszedl.Nic to nie daje.Za chwilke kotek jest juz z powrotem.Wtedy moj wnuk wyrzuca ja do lasu.Wszak w domu sa dwa duze psy i kotek to juz za duzo.Za niedluga chwile widzimy ze kotek stoi na ganku,zadziera glowe do gory i przerazliwie miauczy.Nie zwaza nawet na ujadajace psy.Tego juz bylo za wiele.Corka bierze kotka na rece i idzie do sasiadki ktora ma kilka kotow myslac ze jest to moze jeden z jej kotow.Niestety kotek wogole nie okazuje zainteresowania tymi jej kotami.I znowu powtorka z rozrywki wskakuje na drzewo,szczesliwie dosc maly orzech.Corka widzi ze to nie przelewki -kotek sie zaparl na nasz dom.,i zabiera go do nas.W tym samym czasie znalezlismy malego jeza i musimy go podchowac przed zima.Smiesznie bylo patrzec jak pieknie startowali do jednej miski.Kotek bardzo czysty od razu zalapal gdzie nalezy sie zalatwiac.Rozlepilismy ogloszenia kolo sklepu o znalezieniu kotka.Lecz nikt sie nie zglosil.Kotek jest dziewczynka poddalismy ja sterylizacji i nadalismy jej imie Pusia.Nie wyszukane ale bardzo wdzieczne imie do niej pasujace.Jesli wierzyc w reinkarnacje to Pusia ktora przyszla do nas z cmentarza jest drugim wcieleniem mojej kochanej mamy.Jej charakter zdaje sie to potwierdzac ale,to tylko takie nasze gadanie.........Ale jak sie tak zastanowic? Cos w tym jest!Jeza odchowalismy do odpowiedniej wagi i przed mrozami wypuscilismy do lasu.Nasze psy jakos zaakceptowaly obecnoscnaszego kotka a ja studiuje fora internetowe o kotach,aby wiedziec jak sie ta mala istota opiekowac.W naszym domu zawsze byly psy.Wiec musze sie duzo nauczyc jak postepowac z kotem a,nie jest to latwe. Hala cdn.....

sobota, 4 czerwca 2011

Nasze zycie biegnie dalej.....

Kazdy dzien uciekal jak blyskawica.Pierwsze chwile w nowym miejscu byly niestety stresujace.Najtrudniej bylo do wrzesnia 1971.Wtedy na drugie pietro w naszym bloku przyprowadzili sie nasi dobrzy znajomi z Sandomierza.Byli wiekiem troche starsi od nas ,ale nasi synowie byli rowiesnikami.Juz bylo mi dobrze.Mialam z kim podzielic sie swoimi smutkami i radosciami.Mialam wsparcie w razie trudnosci.Maz awansowal do stopnia  pod.pulkownika.Pracowal w korpusie oficerow inzynieryjno-technicznych lacznosci.Dzieci rosly,uczyly sie,studiowaly.Bylismy juz pelnoprawnymi mieszkancami Stolicy.Korzystalismy z kultury i nauki w pelnym tego slowa znaczeniu.Lubilismy chodzic do teatru,kina .Chodzilismy tez na rozne imprezy sportowe.Witalismy naszych sportowych medalistow.Ja zmienilam prace.Pracowalam jako prac.administracji w jednym z domow kultury.Poznalam tam przez 18 lat nieprzerwanej pracy wiele znakomitosci swiata kultury.Socjalistyczna rzeczywistosc  byla przez nas jako tako oblaskawiona.Stan wojenny byl dla mnie koszmarem glownie za sprawa ciezkiej choroby mego meza.Moja praca wymagala 10 godz.nieobecnosci w domu.Maz byl prawie caly czas na zwolnieniu.Dom fukcjonowal nie tak jak byc powinno.Panowie oficerzy polityczni chcieli by maz uczestniczyl w jakis akcjach/komisarzowanie w cywilnych fabrykach/.Niestety choroba nie pozwalala mu w tych akcjach uczestniczyc i przepraszam ze to napisze"chwala jej za to" tej chorobie.Maz staje na komisje wojskowa i zostaje zwolniony do cywila.Jest jeszcze stosunkowo mlodym czlowiekiem i ma zamiar jeszcze cos w zyciu robic.Niestety stan zdrowia nie na wiele zajec mu pozwala.Ukladamy sobie na nowo zycie rodzinne.Z PZPR  maz sie pozegnal i znowu zaczynamy nowy etap naszego zycia.Maz idzie na emeryture ,ja jeszce musze kilka lat popracowac.Ale juz niedlugo.Mamy wnuki i im poswiecamy kazda wolna chwile.Chlopcy/jest ich trojka/rosna jak na drozdzach.Sa wspaniali.W chwili obecnej najstarszy szykuje sie do slubu.Jak juz na poczatku blogu wspominalam wyprowadzamy sie z  Stolicy.Ja juz tez jestem na emeryturze.Ostatnie 15 lat mego zycia to opieka nad moja niechodzaca matka.Poswiecilam jej czas i sily.Dozyla sedziwego wieku 95 lat.Maz tez jakos sie trzyma.Mieszkamy u corki.Niestety dotknela nas straszna tragedia.Nagla smierc naszego ziecia Pawla.Pomalu dochodzimy do siebie po ciezkich przezyciach.Ja ciagle mam na uwadze : ze wszystko co dzieje sie w naszym zyciu jest po cos!!!!Tak mysle  i troche sie boje jak nam sie dalej zycie ulozy.Bardzo bym chciala pisac dalej o mojej rodzinie,traktuje to powaznie i mysle ze choc troche sobie pomoge.To moja terapia.Moze to wszystko co pisze jest nudne banalne ,ale ja to pisze glownie dla siebie.Jestem skazana na zycie na wozku i calym moim swiatem jest internet.Bede chciala opisac ciekawe historie naszych zwierzat.Mysle ze sa godni tego aby o nich napisac.Na dzisiaj koniec. c.d.nastapi.Hala

środa, 1 czerwca 2011

Nowe zycie -znowu nad Wisla.....

Pozegnanie jakie mi zrobiono bylo iscie krolewskie.Wyjezdzalam z krolewskiego miasta Sandomierza do Warszawy.,wiec takie pozegnanie mi sie nalezalo.Byly prezenty nan nowa droge zycia,ale przedewszystkim/co mnie ucieszylo najbardziej/ duzo cieplych slow i zyczen zdrowia i wszelkiej pomyslnosci.Zostawilam tam wiele przyjaciol,z niektorymi dalej utrzymuje serdeczna przyjazn.To juz pol wieku jak sie poznalismy.Wielu znajomych z tych lat juz pozegnalismy na zawsze.Ale wielu jest w mojej pamieci i beda ze mna do konca.Teraz dzieki internetowi wiele znajomosci moglismy odnowic.Bardzo to sobie cenie.Mieszkamy juz w Warszawie,znowu nad Wisla.Przyjezdza moja mama.Wszyscy mamy nadzieje na lepsze zycie. Myslimy iz,nowa wladza poprawi rzadzenie naszym krajem i mi dzien dobry.Wszyscy sa obcy,gdzies ciagle sie spiesza.To nie byloby do pomyslenia w Sandomierzu.Tam ludzie mieli czas zagadnac,zamienic kilka slow,powiedziec : jak ladnie dzisiaj wyglWadasz,oj czym sie znowu martwisz?itd.Tu jestes anonimowa istota.Ale nadzieja umiera ostatnia i ja mam nadzieje na szybka tego zmiane.Rozgladam sie za praca.Chcialabym pracowac na pol etatu,aby moc wiecej czasu poswiecac rodzinie.Maz czesto sluzbowo wyjezdza i jestem sama,wiec pol etatu byloby w sam raz.Zalatwiam przedszkole i prace.Podejmuje prace w Przychodni dermatologicznej na 1/2 etatu jako rejestratorka.Jestem zadowolona.Mili serdeczni ludzie ,bedzie mi sie dobrze pracowalo.Maz w swej karierze napotyka na klopoty.Daja mu do zrozumieniaze,jesli sie nie zapisze do PZPR to beda nici z jego awansu na kolejny stopien oficerski.Kazdy awans wiadomo iz podnosi status materialny rodziny,sa dzieci ktore sie ucza i maja potrzeby.Trzeba o nie dbac.Zapada decyzja .Maz moj w roku 1974 wstepuje do PZPR.Myslimy ze nasz kraj bedzie sie rozwijal i nam w nim bedzie coraz lepiej. cdn.Hala