sobota, 4 czerwca 2011

Nasze zycie biegnie dalej.....

Kazdy dzien uciekal jak blyskawica.Pierwsze chwile w nowym miejscu byly niestety stresujace.Najtrudniej bylo do wrzesnia 1971.Wtedy na drugie pietro w naszym bloku przyprowadzili sie nasi dobrzy znajomi z Sandomierza.Byli wiekiem troche starsi od nas ,ale nasi synowie byli rowiesnikami.Juz bylo mi dobrze.Mialam z kim podzielic sie swoimi smutkami i radosciami.Mialam wsparcie w razie trudnosci.Maz awansowal do stopnia  pod.pulkownika.Pracowal w korpusie oficerow inzynieryjno-technicznych lacznosci.Dzieci rosly,uczyly sie,studiowaly.Bylismy juz pelnoprawnymi mieszkancami Stolicy.Korzystalismy z kultury i nauki w pelnym tego slowa znaczeniu.Lubilismy chodzic do teatru,kina .Chodzilismy tez na rozne imprezy sportowe.Witalismy naszych sportowych medalistow.Ja zmienilam prace.Pracowalam jako prac.administracji w jednym z domow kultury.Poznalam tam przez 18 lat nieprzerwanej pracy wiele znakomitosci swiata kultury.Socjalistyczna rzeczywistosc  byla przez nas jako tako oblaskawiona.Stan wojenny byl dla mnie koszmarem glownie za sprawa ciezkiej choroby mego meza.Moja praca wymagala 10 godz.nieobecnosci w domu.Maz byl prawie caly czas na zwolnieniu.Dom fukcjonowal nie tak jak byc powinno.Panowie oficerzy polityczni chcieli by maz uczestniczyl w jakis akcjach/komisarzowanie w cywilnych fabrykach/.Niestety choroba nie pozwalala mu w tych akcjach uczestniczyc i przepraszam ze to napisze"chwala jej za to" tej chorobie.Maz staje na komisje wojskowa i zostaje zwolniony do cywila.Jest jeszcze stosunkowo mlodym czlowiekiem i ma zamiar jeszcze cos w zyciu robic.Niestety stan zdrowia nie na wiele zajec mu pozwala.Ukladamy sobie na nowo zycie rodzinne.Z PZPR  maz sie pozegnal i znowu zaczynamy nowy etap naszego zycia.Maz idzie na emeryture ,ja jeszce musze kilka lat popracowac.Ale juz niedlugo.Mamy wnuki i im poswiecamy kazda wolna chwile.Chlopcy/jest ich trojka/rosna jak na drozdzach.Sa wspaniali.W chwili obecnej najstarszy szykuje sie do slubu.Jak juz na poczatku blogu wspominalam wyprowadzamy sie z  Stolicy.Ja juz tez jestem na emeryturze.Ostatnie 15 lat mego zycia to opieka nad moja niechodzaca matka.Poswiecilam jej czas i sily.Dozyla sedziwego wieku 95 lat.Maz tez jakos sie trzyma.Mieszkamy u corki.Niestety dotknela nas straszna tragedia.Nagla smierc naszego ziecia Pawla.Pomalu dochodzimy do siebie po ciezkich przezyciach.Ja ciagle mam na uwadze : ze wszystko co dzieje sie w naszym zyciu jest po cos!!!!Tak mysle  i troche sie boje jak nam sie dalej zycie ulozy.Bardzo bym chciala pisac dalej o mojej rodzinie,traktuje to powaznie i mysle ze choc troche sobie pomoge.To moja terapia.Moze to wszystko co pisze jest nudne banalne ,ale ja to pisze glownie dla siebie.Jestem skazana na zycie na wozku i calym moim swiatem jest internet.Bede chciala opisac ciekawe historie naszych zwierzat.Mysle ze sa godni tego aby o nich napisac.Na dzisiaj koniec. c.d.nastapi.Hala

Brak komentarzy: