sobota, 13 kwietnia 2019

Bramki 13 kwietnia 2019 roku.

Moi kochani. Wiem ,że wielu z Was się zastanawia nad tym,czego ta nasza Halina tak ciągle wraca do wspomnień..Otóż,moi drodzy to przywilej mego słusznego wieku. W pewnym okresie życia pamięta się lepiej zdarzenia z przed kilkudziesięciu lat, niż to co, się robiło wczoraj. Pozwólcie ,że sięgnę pamięcią do bardzo dawna bo 60 lat wstecz. Jest niedziela 12 kwietnia roku 1959 Rudułtowy .Tu mieszka moja mama, a my ,przyjechaliśmy z mężem do niej na Swięta Wielkanocne. Jestem w ciąży a synek ma się urodzić za dwa tygodnie. Mąż wyjeżdża już do pracy.Ja , zostaję u mamy .Popołudniu w niedzielę dostaję bóli więc idę do szpitala Nie,żadną taksówką bo, takowych  Rydułtowach jeszcze wtedy nie było .Tylko maszeruję" per pedes" Docieram do szpitala.Pytają po co przyszłam ? Jak to po co do porodu? A, to proszę bardzo?  Takie powitanie ? Dziwne. Rozpoczynają się bóle lekarze mają trąbkę i własne ucho Zadne tam usg czy ktt. Cierpię już bardzo  i cały czas płaczę wołając...... mama, mama. Jedna z pań z sąsiedniego łóżka się pyta ? Czy to mama, pani to dziecko zrobiła? Jestem zła ,nie rozumiem ,o co jej chodzi. Bo, trzeba wiedzieć ,że jestem na sali 24 - łóżkowej i moje zawodzenie ,słychać bardzo dobrze przy świetnej akustyce sali. Wreszcie jedna z pań około północy idzie na porodówkę i przyprowadza lekarza aby, mnie wreszcie zabrał na salę porodowa. Co za radość ,lekarzem dyżurnym położnikiem, okazuje się być znajomy lekarz z którym,rok przedtem byłam świadkiem na weselu kuzyna, którego wybranką była lekarz laryngolog. Okazuje się jaki świat jest mały.Na sali porodowej druga niespodzianka .Położną jest koleżanka z Liceum. Zastanawiają się głośno oboje pan doktor i położna jak to będzie bo wiadomo ,że "protega" się wikła. Tzn.zawsze u znajomych są kłopoty. Kiedy opowiadam jak trudna była ta ciąża/zatrucie ciążowe, cukrzyca cieżarnej, operacja wyrostka robaczkowego w 3 m ciąży, szpital. Lapią sie za głowę i słyszę ,że wzywają jeszcze jednego lekarza. Istotnie, to wszystko co w podręcznikach położnictwa ,opisano jako patologię ma u mnie miejsce. Synek rodzi si ę w zamartwicy ale, w czepku .Ma 3100 kg jest długi i bardzo chudy Po ostrej reanimacji ciepła woda i zimna plus   klapsy  w tyłek wreszcie słyszymy krzyk . Jest rano, w poniedziałek godzina 6,30 Słyszę jak siostra Pallotynka która asystowała przy porodzie mówi do mnie....... będzie robotny ten twój syn . Nikt nie dzwoni pytać o mnie .Dopiero po południu, moja mama przychodzi do szpitala, i się dowiaduje ,że urodziłam .Zamawia rozmowę telefoniczną z jednostką w leśnym garnizonie i czeka bite 4 godziny aby przekazać wiadomość oficerowi dyżurnemu ,że panu pporucznikowi urodził się syn. Są ćwiczenia Układu Warszawskiego i dopiero po dwóch tygodniach mój mąż oficer łączności dostaje  urlop .Z szpitala odbiera mnie z synkiem mama, i muszę sobie radzić sama, kiedy mama idzie do pracy.Wtedy u niej na kopalni pracuje się dodatkowo, w czynie społecznym na odbudowę Warszawy. Moi kochani wnioski ,proszę sobie wysnuć samemu, czy żyje, nam się teraz dobrze,lepiej czy gorzej ? Napisała Halina na okoliczność urodzin mego syna Serdecznie pozdrawiam

1 komentarz:

♥ Łucja-Maria ♥ pisze...

Kochana Halinko!
Wielkanoc przynosi szczęście, przynosi nieskończone Boże błogosławieństwo, przynosi miłość i wiosenną świeżość.
Wesołych świąt Wielkanocnych dla Ciebie i Twojej Rodziny!
Niech Bóg błogosławi Cię teraz i zawsze.
Łucja