wtorek, 5 czerwca 2012

Moje ogrody..........

Opowiem o wielkiej milosci mego zycia -milosci do roznych ogrodow,ogrodeczkow i malych balkonowych ogrodkach ktore razem ze mna przechodzily przez moje zycie.Pierwszym ogrodem jaki poznalam w swoim zyciu byl ogrod przy domu w ktorym mieszkalismy.Byl to ogrod mojego dziecinstwa.Dziadek wielki jego milosnik nie pozwalal za bardzo w nim buszowac.Wszystko robil sam,sadzil,plewil,pielegnowal.Nam dzieciom-mnie i ciotecznemu bratu nie pozwalal nawet dotykac swoich roslin.Ogrod byl wielkosci okolo 1000 m kw. W ogrodzie tym rosla duza potezna czeresnia.Miala owoce slodkie jak miod -zolte z czerwonym rumiencem.Owoce byly bardzo smaczne.Byl tez duzy orzech .Owoce tez mial duze i smaczne.Dziadek posadzil tez piekna pnaca roze,hortensje,jasminy,bzy.Kiedy rozkwitla roza potrafil godzine stac pod nia i podziwiac jej kwiaty.Teraz kiedy jeden z moich przyjaciol przyslal mi zdjecie mego rodzinnego domu,-widok tej pieknej rozy bardzo mnie rozczulil.Ona jeszcze jest niewiarygodnie piekna,kwitnie i ma sie calkiem dobrze.Okazuje sie ,ze swym dlugim zyciem rosliny odplacaja sie nam ,za troske i pielegnacje.

Bardzo lubilam tez dwa inne ogrody dziecinstwa.Ogrod przy zaprzyjaznionym gospodarstwie na wsi do ktorego chodzilismy po nabial byl duzy calkiem dziki naturalny.Jedna rzecz ktora szczegolnie mi utkwila w pamieci to lany pierwszych wiosennych kwiatkow -sniezyczek bialych,i roznokolorowych pierwiosnkow.Jak ja lubilam zbierac te drobne kwiatki-bylo ich tak duzo,ze nie wiadomo bylo gdzie stanac aby ich nie podeptac. Lubilam tez jezdzic do Skoczowa do pp.Biszorskich.U nich byl piekny ogrod,przez ktory plynela leniwa rzeczka Bladnica,/ktora raz  niestety okropnie wylala/.Sciezki wysypane byly drobnym wislanym kamieniem.Przed ladnym domem w stylu dworku polskiego  byly dwa klomby w ktorych centralnym akcentem byly,dwa krasnale z taczkami pelnymi kwiatow.Ale,najbardziej mnie sie podobala oranzeria z pieknymi kwiatami i obrazami autorstwa p.Biszorskiego artysty malarza po Krakowskiej Akademii Sztuk Pieknych wielkiego podroznika,wielbiciela sztuk wszelakich.Lubilam tam juz jako mloda dziewczyna przebywac i atmosfera pracowni malarskiej byla dla mnie powiewem wielkiego swiata-bohemy.Mama w czasie wojny mieszkala jakis czas w tym domu.Tam,ja podobno postawilam swoje pierwsze kroki.Pozniej mama byla z pp.Biszorskimi w wielkiej przyjazni przez dlugie lata.Wiec ja ,tez czesto odwiedzalam ten bardzo goscinny dom.Przyjaznilam sie z dwiema corkami pp Biszorskich.Artysta malarz byl kawalerem,a drugi Pan Biszorski byl zonaty.Tez byl artysta malarzem ale uprawial malarstwo scienne.Wlasnie on mial zone i dwie corki.Henryke i Malgosie.Henryka byla pozniej zona slawnego szybownika polskiego Franciszka Kempki.A mlodsza Malgosia  tez byla plastykiem i byla swego czasu moja bliska przyjaciolka.Potem jakos nasze drogi sie rozeszly.Teraz kiedy uplynelo tak wiele lat,moge tylko wspominac i pamietac o milych chwilach tam przezytych.Wtedy,kiedy jeszcze nie bylo telefonow komorkowych i na polaczenie z innym miastem czekalo siekilka godzin tylko listy mogly pomoc w utrzymaniu znajomosci.Jak ktos nie lubil pisac to mial ,ze tak powiem kolokwialnie przechlapane.Zadna znajomosc jesli nie jest podtrzymywana,pielegnowana sie dlugo nie utrzyma.

Potem przez dlugie lata mojego malzenstwa/poza krotkim epizodem 2 letnim kiedy mieszkalismy w lesnym garnizonie/ nie bylo miejsca ani mozliwosci na jakikolwiek ogrodek.Dopiero kiedy moj syn zamieszkal w pieknym miejscu na 2000metrowej dzialce moje nadzieje na pieknie urzadzony ogrod staly sie mozliwe.Niestety wszystko jednak pozostalo w sferze poboznych zyczen.Z wielki zapalem probowalam stworzyc ogrod moich marzen.Lecz z roznych przyczyn niestety sie mi to nie udalo.Ponioslam totalna porazke.Wszystko co zostalo przezemnie zrobione /klomby,rabatki,nasadzenia/zostalo zamienione na zielony trawnik i trzeba sie bylo z tym pogodzic.Kwiaty,cebulki poszly do sasiadow i tam wiosna czarowaly kogo innego swoim wdziekiem.Wtedy postanowilam sobie,ze jeszcze bede miala kiedys ladny ogrodek.Bardzo sie jednak mylilam.

Kiedy kupilam dzialke w ogrodzie pracowniczym na obrzezu Warszawy bylam bardzo szczesliwa.Jeszcze wtedy mialam duzo sily i zapalu do pracy.W krotkim czasie  nasadzilam wiele kwiatow i drzew .Dzialka byla bardzo ladna,swietnie rozplanowana z ladnym domkiem drewnianym.Miala czesc rekreacyjna ,maly warzywnik i kilka drzew owocowych.Szczegolnie wspominam lato kiedy wszedzie szalala powodz a my z moja mama spedzalysmy lato na naszej dzialce.To bylo takie jedno lato kiedy bylysmy caly czas razem.Sciezke ktora prowadzila do domku obsadzilam po obu stronach kwietnym dywanem.Kazdy kto przechodzil zatrzymywal sie i podziwial kolorowe kwiaty.Jaka ja bylam wtedy dumna.Mialam tez duze osiagniecia w uprawie warzyw,byly dorodne i bardzo smaczne.Uzywalam kompostu ktory sama produkowalam.Pomidory uprawialam w takim 10 metrowym tunelu.Bylo ich tyle ,ze moglam nimi czestowac swoja rodzine.Po 6 latach z roznych powodow/o ktorych wole nie mowic/ musialam sprzedac moja dzialke.Nie zrobilam zadnego na niej interesu,sprzedalam ja za taka sama kwote za jaka ja kupilam.Czyli cala moja praca nie byla warta NIC.Bardzo nad tym bolalam.Zycie jednak bieglo dalej.Pozostaly mi w pamieci dwa drzewa brzoskwinia i morela ktore przepieknie juz owocowaly.

Nastepnym miejscu gdzie tracilam swoje zdrowie ,energie i czas byla dzialka praownicza brata mego ziecia.Wtedy jeszcze myslalam ,ze zawsze bede silna  i zdrowa.Poniewaz  nie bylo na niej zadnych kwiatow bylin i cebul wiosennych znowu zaczelam zakladac rabaty kwiatowe.Zapal i ochota do pracy jeszcze byla duza ,choc sil juz brakowalo.Posadzilam wzdluz plotu sasiada jezyne bezkolczasta.Posadzilam tez piekne brzoskwinie i morele wczesnie owocujace.Rosly pieknie i juz w 3-cim roku owocowaly.Czas dzielilam na dom i dzialke .W moim domu byla moja mama juz wtedy nie chodzaca.Pomagal mi bardzo w opiece nad nia moj maz.Dzialka nigdy go nie interesowala.Uwazal to za moja fanaberie,aczkolwiek owoce i warzywa bardzo mu smakowaly,i chetnie je jadl.Dzialka byla blisko domu i to byl jej wielki plus.Nie trzeba bylo tracic czasu na dojazd.Kiedy zapadla decyzja o przeprowadzce do domu corki zwrocilam dzialke jej wlascicielowi.Ja sama po wypadku juz nic nie moge zrobic w ogrodzie.Tu gdzie teraz mieszkamy jest bardzo duzo do zrobiebia ,zagospodarowania ale brakuje juz na to sil i zdrowia.Tu jest bardzo piekny drzewostan wspaniale duze drzewa,deby,klony,lipy,brzozy a,ze malo kwiatow .No coz nie od razu Krakow zbudowano............cdn.Hala

 

 

 

3 komentarze:

~http://bakhitaa.bloog.pl/ pisze...

Nigdy mnie nie ciągnęło do uprawy ziemi. Może dlatego, że dużo włóczę się po terenie i czasu na tu już brak... Ale bardzo podziwiam wszystkim, którym chce się zagospodarowywać większe lub mniejsze działki. Lubie spacerować po zadbanych miejscach. Wyobrażam sobie Twoje ogrody. Musiały być piękne. Cacuszka, prawda?Maryśka

~http://bakhitaa.bloog.pl/ pisze...

Halinko - wpisałam już jeden komentarz, ale chyba poleciał gdzieś w kosmos.Pozdrawiam Cię :))Maryśka

~Sara-Maria pisze...

Halinko, dzisiejszy Twój post to prawdziwy balsam...Podobnie jak i Ty, kocham ogród. Nie wyobrażam sobie bez niego życia.Lubię mój mały sad, warzywnik i ogród ziołowy.Też mam tunel foliowy w którym od wczesnej wiosny rośnie : sałata, rzodkiewka, koper, później pomidory, ogórki szklarniowe, papryka...Zima zrobiła ogromne spustoszenia. Wymarzło dziesiątki hiacyntów, krokusów, narcyzy...Sądzę, że nigdy już ich nie odbuduję.Ogromne ilości krzewów ozdobnych...Szkoda, że obecna pogoda nie sprzyja zbytnio roślinom...Zapraszam do siebie na mój blog " Szkiełkiem,okiem i sercem oraz na Napotkane perełki.Serdecznie pozdrawiam