W tym blogu: MOJ SWIAT _ZYCIE CODZIENNE...... opisuję mój świat i moje życie codzienne....... To moja cudowna mozliwość rozmowy z Wami ,dzielenie się problemami i radosciami dnia codziennego Jesteście mi bardzo bliscy i Wasze zdanie o tym co pisze, jest dla mnie bardzo wazne.Mam nadzieję ,ze bedziemy się często spotykac.Pozdrawiam serdecznie.
czwartek, 29 września 2011
Czy jeszcze zdaze...........
środa, 28 września 2011
Juz wszyscy w domu.................
niedziela, 25 września 2011
dobra niedziela......
sobota, 24 września 2011
Skargi...........
Wiekszosc z nas jest mistrzyniami roznych odmian narzekania:stekania,jeczenia,skarzenia sie,placzu,kwekania,szlochu.Jestesmy bardzo dobre w uzalaniu sie nad soba.Prawdopodobnie jedyna kobieta na powierzcni ziemi,ktora nie uzalala sie nad soba,byla matka Teresa z Kalkuty.Jedna z przyczyn,dla ktorych tak bardzo lubimy nasze przyjaciolki jest mozliwosc wyzalenia sie przed nimi jakie to my jestesmy nieszczesliwe.One tego samego spodziewaja sie po nas.I tu zamyka sie kolo.Przeciez bardzo czesto jest tak,ze sprawy o ktore sie pienimy ze zlosci,nie sa warte jednej naszej mysli.Narzekanie na wszystko i wszystkich,daje tylko chwilowa poprawe samopoczucia.I tak jestesmy zle,pelne zalu.Jak sobie pomoc?Mialam kiedys w pracy kolezanke /niestety zmarla bardzo mlodo na nowotwor mozgu./Byla to dziewczyna bardzo wesola,sympatyczna,o bardzowielu talentach.Byla przy tym bardzo poukladana wrecz pedantyczna,miala zawsze na wszystko czas.Wlasnie ona udzielila mi kiedys bardzo dobrej rady.Widzac moje impulsywne reagowanie na rozne sytuacje w pracy.Powiedziala mi :kiedy bedziesz sie czula tak,jakbys miala za chwile eksplodowac ,powiedz twemu otoczeniu ze potrzebujesz kilka chwil"na trudna chwile".Pojdz do lazienki odkrec mocno krany i krzyczac glosno co o tym wszystkim myslisz daj upust swej zlosci.Oni cie nie uslysza , a Ty poczujesz sie od razu lepiej.Ta rada juz wiele razy mi pomogla.Czesto w swoim zyciu ja stosuje i zawsze wtedy staram sie odmowic krotka modlitwe za dusze mej kolezanki z pracy.Ostatnio kiedy porzadkowalam zdjecia wpadlo mi w rece zdjecie z przyjecia imieninowego w pracy.Poniewaz moja pani dyrektor byla tego samego imienia co ja obchodzilysmy ,imieniny w ten sam dzien razem.Bylo zawsze uroczyscie i robilysmy sobie okolicznosciowe foty.Kiedy popatrzylam teraz po latach na to zdjecie zamarlam z wrazenia.Z 12 osob z tego zdjecia 8 osob juz nie zyje.Byli i mlodsi i starsi odemnie.Bardzo sie tym zasmucilam.Wiem ze taka jest kolej rzeczy,wszystkim nam przyjdzie umierac.Nikt sie od smierci nie moze wykupic -za zadne pieniadze.Dzisiaj u nas ladna bez wietrzna pogoda ,ale temperatura jest juz niska .Tylko 15 stopni.W domu tez sie zrobilo chlodno,tak jakos surowo.Zalozylam na te moje biedne nogi grube skarpety i welniany serdak na grzbiet.Pusia tez dzisiaj nie bardzo byla skora do latania po lesie.Trzymala sie domu.Wczoraj jak wrocila do domu,usiadla pod lampa i caly czas sie pieknie wygrzewala.Przybierala coraz to nowe pozycje.Bardzo jej sie to podobalo.Zarowka taka energooszczedna,wiec pobor pradu znikomy.No i bylo to cos nowego.Wczoraj,az dwa razy ja zamknelam nie chcacy:raz w szafie,drugi raz na balkonie.Darla sie w nieboglosy zeby ja uwolnic ale kiedy jej przedtem szukalam,siedziala bardzo cichutko,udawala ze jej nie ma.Taka mala psotnica.Ale jest nasza wielka radoscia.Psy dalej tesknia,nie chca jesc.Wczoraj maz karmil je z reki to troche zjadly.Juz za 5 dni wraca nasza corka i jakos wytrzymamy.Hala cdn.
czwartek, 22 września 2011
Ostatni dzien lata..........
środa, 21 września 2011
Bajka ,nie bajka -mam dom.................
wtorek, 20 września 2011
Bajka nie bajka ciag dalszy.................
Bajka nie bajka o kotku,przygodach i przyjazniach.
niedziela, 18 września 2011
Bardzo spokojnie............
wtorek, 13 września 2011
Jeszcze o slubie...........
poniedziałek, 12 września 2011
Bylo wesele............
W sobote mielismy duza uroczystosc rodzinna.Zenil sie moj najstarszy wnuk.Bardzo dziekowalam Bogu ze moglam uczestniczyc w tak pieknej uroczystosci,zal mi bylo tylko ze mojej mamy juz nie ma.To byl jej ukochany prawnuczek.Bardzo go kochala.To bylo jej oczko w glowie.Jej pupilek.Tak zreszta jak i jego ojciec.Zawsze ich wyrozniala.Jakos tak jej serce dla nich mocniej bilo.Slub byl w malym kosciele na placu Trzech Krzyzy w samym centrum Warszawy.Bylo bardzo duzo gosci,glownie mlodziezy.Mloda Pani wygladala przepieknie,miala sliczna sukienke/przypominajaca kreacje ksieznej Diany/Mlody tez byl bardzo elegancki.Stanowili piekna pare.Ja po nafaszerowaniu sie podwojnymi lekami przeciw bolowymi wsparta na ramieniu meza i kuli jakos sie doholowalam do kosciola.Ceremonia byla bardzo podniosla za sprawa ksiedza ktory nadal slubowi uroczystego wymiaru.Byl bardzo cieply i zyczliwie prowadzil uroczystosc.Ale ja myslami troche bladzilam.Przypominal mi sie slub mego syna.Jakze inaczej to wtedy bylo.Byl stan wojenny grudzien i mala kapliczka na Mokotowie.Mloda w skromnej sukience ktora sama sobie kupila za zarobione przez wakacje pieniazki.Mlody w garniturze z matury/byl bardzo wtedy drogi/ktory o dziwo bardzo dobrze na nim wygladal.Byli przesliczna para.I przyznam sie ze bardziej wtedy bylam wzruszona niz teraz.Wesele tez z uwagi na stan wojenny moglo byc tylko do godz.24-ej.I bylo bardzo skromne w Domu Wojska Polskiego.Ale ja bylam wtedy w euforii .Bardzo polubilam wtedy wybranke serca mego syna.Mialam na oczach rozowe okulary.Teraz juz jako mocno starsza pani nie patrze tak na swiat jak wtedy.I stad moze troche wieksza powsciagliwosc we mnie.Wracajac do wesela wnuka :weselne przyjecie jest w Lawendowym Palacyku dosc daleko od W-wy ale blisko naszych Bramek.Postanawiamy jeszcze podjechac do domu .Musialam zazyc leki ,skorzystac z toalety,i maz musial odszukac nasza Pusie ktora gdzies sobie biegala po lesie.Pusia niestety nie chciala isc do domu,bawila sie z mezem w berka.Ponaglani telefonami,decydujemy -zostawiamy kota na dworze.Niech sie troche pomartwi jak nas nie bedzie.Jedziemy wszyscy juz dojechali gosci jest bardzo duzo.Zupelnie nikogo poza kilkoma osobami nie znam.Mlody serdecznie na nasz widok ucieszony.Niestety podobnodziadek mlodej poczul sie zle i nie ma go naweselu.A bardzo go chcielismy zobaczyc bo podobno przed laty konczyl z moim mezem razem te sama szkole oficerska i potem w pracy zawodowej tez mieli kontakt z soba.Ale no coz,takie jest zycie.Ale teraz kiedy jestesmy juz rodzina bedzie kiedys okazja aby sie razem spotkac.Wesele pieknie urzadzone bardzo elegancko ale to wszystko dla mlodych.Ja ze wzgl.na swoja przypadlosc z sluchem przezywam meki.Zespol gra muzyke jazzujaco swingujaco blusowa/niech mi wybacza znawcy tematu/.Saksofon dominuje a,to sa wysokie tony ktore mnie przyprawiaja o bol glowy.Nie daje rady tego wytrzymac Graja zbyt glosno i ten saks obledny.Nic nie wiem kto co do mnie mowi.Synowa moja mila sympatyczna cos do mnie mowi a,jej tylko przytakuje.Nic nie rozumiem co sie do mnie mowi.Na samym poczatku ogladam piekny taniec mlodej pary.Mloda i mlody w tym tancu to wierna kopia tanca ksieznej Diany z Johnem Trawolta w czasie pobytu sp.ksieznejw Ameryce.Nawet suknia jest prawie taka sama.Bardzo mi sie to podobalo.Ale wiadomo -mloda jest instruktorem tanca a i mego wnuka tez zdolala w tancu podszkolic.Po dwoch godzinach postanawiamy sie ewakuowac.Zegnani serdecznie przez nasza rodzine jedziemy do domu.Odwozi nas nasz syn.To jest bardzo bliziutko od naszego domu 5 minut jazdy samochodem.Namawiam bardzo meza aby,jeszcze pojechal z powrotem z synem.Ale sie nie daje namowic mowi,ze dla niego tez jest tam za glosno.Szukamy naszej Pusi ,a tu patrzymy siedzi sobie jak kwoczka na jajkach pod samymi drzwiami.Oj.chyba bedzie sie bardziej pilnowala domu.Zla jestem ze te moje chorobska tak rzutuja na wszystkich w rodzinie.Moje mysli i serce jest jeszcze bardzo mlode,ale cialo niestety ogranicza moje zycie.No coz trzeba sie z tym pogodzic.Ale i tak jestem szczesliwa bylam miod i wino pilam................Hala cdn.