niedziela, 19 sierpnia 2012

bylam,widzialam...............

Moji Kochani!Poniewaz jestem jeszcze pod wielkim wrazeniem podrozy ktora kilka dni temu odbylam -moja wypowiedz bedzie z lekka mowiac bardzo chaotyczna.Jeszcze wielkie uderzenie adrenaliny sie nie uspokoilo.Caly czas jestem jeszcze w wielkiej euforii ktora towarzyszyla mi w ostatnich dniach.Pomalu jednak zaczelam sobie przypominac minuty i godziny mojej-wielkiej eskapady.Wypada chyba zaczac od poczatku;Kiedy na profilu zobaczylam skierowane do mnie zaproszenie na spotkanie rocznikowe bardzo sie ucieszylam.Boze ! myslalam -jak to bedzie?Ja po tylu latach spotkam kolezanki i kolegow z swojej klasy.Kogo poznam ?a kto mnie pozna?.Ale co do jednej rzeczy nie mialam zadnej watpliwosci-musze tam pojechac.Latwo powiedziec ale,gorzej uczynic.Rozpoczynam wielkie planowanie.Najpierw rozmowa z synem -czy nas z mezem zawiezie?.Potem rozmowa z mezem-niestety czuje sie bardzo slabo i nie pisze sie na taki wyjazd.Ale ja juz w radosci napisalam do rodziny do Bielska ,ze do nich przyjedziemy.Wiec odwoluje.Syn dowiaduje sie ,ze 17-tego musi byc w pracy wiec nie ma zmiluj.Wyjazd nie dojdzie do skutku.Smutno mi bylo bardzo,ale co robic jak sie jest zalezny od innych.

14.08. poznym wieczorem telefon od syna-szykuj sie matka jedziemy jutro o 12-tej.Tylko nie marudz ,ze tylko na kilka godzin,szykuj sie i juz.Wpadam w stan euforyczny,w co sie ubrac itd.Po zazyciu tabletek jednak zasypiam.Rano koncze pakowanie i czekam.Punktualnie o godz.12-tej w dniu 15.08 juz jest moj syn.Zegnam sie z mezem i kotem Pusia.Maz upomina syna-pilnuj matki zeby sie gdzie nie przewrocila i jedziemy.Wlaczamy GPS i prowadzeni magnetycznym glosem p.Holowczyca mijamy kolejne ulice aby wyjechac na autostrade.Jedziemy prowadzeni trasa ktora jeszcze nigdy nie jechalam i jest bardzo dobrze.Maly ruch /wszak to swieto/.Po dwoch godzinach stajemy ,aby rozprostowac nogi.Z uwagi na moje schorzenie jest to konieczne.Kule do reki i przymusowy spacer.Jedziemy na razie na Konin i potem bedziemy skrecac na Gliwice i omijajac newralgiczne miejsca  posuwamy sie do celu.Celem jest Pszow.W ktorym koniecznie chce sie poklonic cudownemu obrazowi Matki Boskiej Usmiechnietej.Tam kiedy sie dzialo cos zlego w moim zyciu ,zawsze moglam oczekiwac pomocy.Obraz znajduje sie w Bazylice Sanktuarium w Pszowie..Pod Bazylika oczekuje nas moja internetowa kolezanka.Teraz poznajemy sie w realu.I o dziwo czujemy sie jak stare znajome.Taka to jest potega internetu.Jestesmy jednak o kilka chwil za pozno.Jest godz.19-ta i obraz ubrany juz jest w sukienke.Obiecujemy sobie jutro z samego rana przyjechac,aby zobaczyc obraz w calej krasie.Mila Jutka zabiera nas do siebie na kolacje i zalatwiamy sobie nocleg.Bardzo blisko w pieknym dworku nad stawem na granicy Pszowa i Wodzislawia. ......cdn......Hala

Brak komentarzy: